Translate

poniedziałek, 23 grudnia 2013

czujesz to?


Czujesz to kur***?
święta...
zaczęłam od gotowania bigosu. Otworzyłam wino, żeby podlać. Mama mówi, że lepiej wtedy smakuje. To prawda.  Podlałam, ale nie bigos, tylko siebie i tak codziennie.
Ha!
Po trzeciej butelce, udało się trochę dolać do bigosu.
Wino, drinki, jaranie.
Jutro wigilia.
Ja to tam nie obchodzę świąt.
Tylko PASTERKI.
Wtedy jest już spokojniej, szał mija, w domu cisza. Przychodzą  znajomi, otwieramy wódkę, wina i inne takie. 
Po co tyle spiny, na kilka godzin? czy nie może być tak, jak na "pasterce"?
a może to tylko u mnie w domu tak jest. Odpowiadam tylko za siebie.
Nie generalizuję!
Cóż. Dziś postanowiłam zrobić sobie dzień relaksu.
Ps. posprzątałam tylko swój pokój i  łazienkę.
Łazienka musi być na glanc, to drugie miejsce po sypialni, w którym spędzam najwięcej czasu.
Tam jestem sama, relaksuję się.
Godzinami siedzę w wannie, peelingi, maseczki, jaram lolka i usypiam. Dziś zrobiłam podobnie.
Co prawda nie usnęłam, ale te wszystkie zabiegi, tak na mnie podziałały, ze nie musiałam palić.
Otworzę tylko wino. Lubię wieczorem, przed snem, napić się lampki.
 Na zdrowie, serce etc etc.
Dobra, dość tego pierdolenia.
Wolę pisać wiersze. Nigdy nie wiesz o co ci konkretnie chodzi i dlaczego jesteś takim grafomanem.

Odpowiem: - "to silniejsze ode mnie"

Dobranoc.

wtorek, 17 grudnia 2013

Nikt


Szepczę,
drżę w Twoich ramionach.

Spadające gwiazdy,
umieram.

Szepczę i powiem ci,
że boję się.

Umieram szepcząc
 w Twoich ramionach.

Obudź mnie.
Szepnij i opowiedz o tych gwiazdach.

Utul mnie i powiedz
jak bardzo się boisz.

Nikt tak pięknie nie powie
jak bardzo się boisz gwiazd.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Kominek

Nauczę cię życia.
Tak! Nauczę.

Kto by pomyślał, że to może wydawać się takie proste.
Nauczę cię, życia...

Powiedział: raz, drugi.
Uczył, nauczał.
Narzucał.

Sam siebie naucz!
Kolego. Dlaczego?

Robię kanapki na opak, sprzątam jak chłopak.

Naucz mnie życia!
Sam siebie nie nauczył. 

Jestem jak koń arabski, którego ciężko okiełznać.
Nie trać czasu.

Naucz kogoś innego. 


wtorek, 10 grudnia 2013

Gejsza


Prawa, lewa. Tak!
Twoja ręka. Zdziwiona?

Kto inny, jak nie ty?

Skoszona trawa, lekkość butów.
Przecież, nie duszy...

Szepty, krzyki -wyrywające pierś.
Ciężki oddech.

Trawa pachnie, już inaczej.
Lekkość też jest, ale już nie butów.

czujesz dyskomfort?
niepotrzebnie.

to nadal Twoja ręka.

prawa
lewa.
orgazm. 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Szkiełko

Brakowało mi.
Jaki byłeś ciepły...

tylko Ty wiesz, jakie to uczucie.
Zimna.
Nie, nie!
to nie to,
o czym myślisz...

W twoim towarzystwie
ci "inni"
tak! nazwijmy ich tak...

wyglądają, jak ci z widowni, przed wielką orkiestrą dętą

ale to wtedy, gdy cię nie ma ze mną

zapach
dotyk
wygląd
powodują - drżenie

duszy.
chuci.
Oczy błyszczą, łzawią.

teraz widzę to takim, jakie ma być według "innych"
chcieliby, żebym to widziała.
nie widzę!
ale dzięki Tobie, udaje mi się -
udawać.



Jeden grosz


Jesteś potrzeby, a jakby cię nie było
wydłubali by ci oczy

codziennie cię szukają
mają
nie-mają
złość!
rozczarowanie,
ale nie na Twojej twarzy -
tylko na twarzy tego, który wymaga.

po co to wszystko?

czy nie łatwiej by było bez grosza?

już go mamy,
szczęście nas ogarnia
i wszystkich dookoła.

przez następne dni, zapominamy o tym
że może nam znowu brakować

przychodzi ta chwila
jedna kieszeń
druga kieszeń
torebka
portfel
głowa...


czego szukamy?

sobota, 7 grudnia 2013

Muffinek


Biszkoptowe, czekoladowe
w kropki, ze skórką
małe, duże, blade, szczupłe.

większość na was czeka,
po pretekstem spotkania.

oblizują się na samą myśl!

to z łakomstwa! - jak tak można?

lubią was chrupiące, pachnące,
w każdej postaci.

ale czym wy tak naprawdę jesteście?
czy skorzystam coś na tym - jeszcze?

tylko chwilę
ważną chwilę,
nie ważną

*niepotrzebne skreślić

jak już was mam, to przypominam sobie jednak
że za każdym razem smakujecie tak samo.

to tylko zmyłka zmysłów

za każdym razem czekam na inny,
zaskakujący smak
zapach
wygląd

smak się nie zmienia
muf-finki też.

piątek, 6 grudnia 2013

Okno

Obserwuję, obserwuję.
Nic jednak nie widzę.
Nie to - co chciałabym zobaczyć.
Energia wzrosła, ale nie jest wysoko
może za wysoko? nie widzę jej...
ludzie wciąż ci sami, zmieniają się tylko czapki
śnieg pada
wiatr wieje
okna szarzeją, robią się coraz większe szpary
to nie są nowe okna

dlaczego nie zostały zmienione?
przecież energia wzrosła
ale nie wystarczająco...
wykorzystaj to inaczej - powiedział głos z daleka!

ludzie ci sami
zmieniają się tylko czapki.

chciałabym mięć większe ręce, żeby wymienić okna i zatkać szpary

śnieg pada
wiatr nadal wieje

rozpalę w piecu, będzie cieplej
ale okna zostaną
wiatr będzie wiał przez szpary

poszłam do pokoju
patrzę przez okno

urwało mi głowę.

"Śnieg pada gęsty i gruby..."



 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

muzyka, seks i kasa

Nie wiem co napisać.
Zapomniałam, że powinnam.
Krótkie streszczenie mojego sajko.
Dwa razy się najebałam tak, że ledwo weszłam do mieszkania.
Tak, tak.
Wiem, nie ma się czym chwalić.
Kilka razy byłam w kinie, w teatrze.
Widziałam się z tymi, z którymi chciałam. Na resztę mam wyjebane.
I nadal piję.
To dla tych, co myślą, że umarłam.

Moje przemyślenia ostatnie to:

- nie ma miłości,
- nie ma motyli w brzuchu,
- seks, jak forma spędzania czasu - miło
- stare baby śmierdzą
- niektórym śmierdzi z buzi z rana
- najgorzej to być leniwym na bezczela
- fałszywi ludzie, którym chce wbić nożyczki  w plecy
-  panujący wszechstronny materializm
- ograniczone postrzegania bycia szczerym a nie chamskim
- pojebani ludzie
- brzydki penis zniechęca do seksu i orgazmu.
- nadopiekuńcze matki, robią z chłopców pizdeczki
- brak interesujących mężczyzn - wszystko na jedną mańkę.
Powtarzające się teksty.
Może czytają ten sam podręcznik obsługi kobiety?
Hehe
- brak zainteresowania z mojej strony mężczyznami - zmieniłam orientację.
Kobiety są lepsze.
Rozumiem was panowie.
Na razie to wszystko.
Piszę, żebyście pamiętali o tych wszystkich głupotach, które tu wypisuję.

Dobranoc.


sobota, 9 listopada 2013

Cyrk

Jest taki moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że diabeł tkwi w szczegółach. Często pytałam mamę, czy miała powodzenie i jak to wyglądało w jej "czasach". Na co konkretnie zwracała uwagę przy wyborze towarzysza, mężczyzny, męża.

- mamo, a Ty ile razy byłaś zakochana? - zapytałam wyraźnie, podkreślając ostatnie słowo.

- dziecko, byłam zakochana raz. W mężczyźnie przed Twoim ojcem. Miałam być jego żoną... - dodała smutnym i cichym głosem.
Ale rozdzielili nas jego rodzice, bo uważali, że to nie czas na bycie, ślub i dzieci. Poszliśmy swoimi drogami. Do tej pory jak się widzimy, to patrzymy na siebie i wspominamy te czasy z głębokim sentymentem. Stara miłość nie rdzewieje. Mamy żal do tych czasów.

- i dlatego wyszłaś za mąż tak późno, jak na te czasy?

- niee. To nie tak, Marta... po rozstaniu z nim, wyjechałam za granicę i mieszkałam tam prawie 10 lat. Było mi dobrze samej, realizowałam się, nie potrzebowałam nikogo na stałe. Poza tym, miałam dość sporo powodzenie, ale zawsze ci mężczyźni mnie czymś odstraszali.
Pamiętam takiego jednego...
Ech.
Był przystojny, wykształcony i miał klasę. Odstraszył mnie swoim nieświeżym oddechem. I czar prysł.

- a jednak! - poczułam ulgę. To mamina cecha. Wystarczy jedno potknięcie, które odepchnie cię tak, że czujesz odrazę, nawet do miss world, etc, etc.  Zęby i wiele innych higienicznych rytuałów, które powinny być wykonywane bez dodatkowego komentarza. Tak przynajmniej mi się wydaje.Mamy dostęp do wszystkiego, więc dlaczego niektórzy z tego nie korzystają.
Odrzuca mnie, jak zauważam, że komuś brakuje uzębienia.
To ewidentne zaniedbanie. Nie wiem, czy przez rodziców, czy oni sami już nie dbali. No nie wiem. Jak widzę, młodego człowieka, któremu brakuje już 5, to nagle wzbudza to we mnie obrzydzenie. No i ten oddech, stopy i wiele innych. hehe
To taka moja fobia.

- mamo, więc jak to jest naprawdę? no wiesz, przy wyborze tego jedynego? od czego to zależy?

- dziecko, co ja mam Ci powiedzieć. Ty już jesteś na tyle dorosła, że sama powinnaś wiedzieć, czym się kierować. Widzisz, jestem z Twoim ojcem. Nie jest on idealny, wiele przeszliśmy, kocham go. Poznawałam tylu ciekawych mężczyzn, a jednak za twojego ojca wyszłam za mąż.
Mogłam mieć o wiele inne życie. Jak na tamte czasy. Czasu nie cofnę, za stara jestem.

- no tak, to mamy myślenie - pomyślałam.
- dlaczego nie chciałaś zmienić swojego życia?
- na starość?
- mamo, każdy moment jest dobry. Ja tego do końca nie rozumiem. Dlaczego sami się unieszczęśliwiamy, kosztem drugiej osoby i jesteśmy męczennikami?
Ja tak na pewno nie będę robić.
Już wiem, co będzie kierowało mną.
Swoje szczęście a nie szczęście kogoś, kosztem swojego nieszczęścia.
Dlatego w tym momencie, mężczyzna nie jest mi do niczego potrzebny, mamo.

- dziecko, korzystaj z życia jak najdłużej. Jeszcze masz czas na związywanie się z kimś na stałe.

wtorek, 5 listopada 2013

Ja nic nie muszę, ja ewentualnie mogę



"Jak powiedział kiedyś Andrzej Mleczko: "w życiu każdego żółwia przychodzi moment, kiedy musi dać komuś w mordę".
Natomiast w życiu człowieka przychodzi taki moment, kiedy już nic nie musi."


 Za każdym razem kiedy rozmawiam ze swoim znajomym, czuję do siebie żal, litość, nie wiem kim jestem i po co naprawdę się urodziłam. 

- jakie Ty naprawdę masz wady, Marta? - zapytał mnie Łukasz, już nie pierwszy raz.

- chcesz żebym ci wymieniła? - zapytałam niepewnie

- tak, poproszę - twardo i zdecydowanie. 

- a więc: arogancka, uparta dziecinna, leniwa, przewrażliwiona...

- ja jeszcze bym dołożył te cechy, które zaobserwowałem w relacji z Tobą: przede wszystkim partykularna, zapatrzona w siebie niedoceniająca i nie potrafiąca obiektywnie ocenić niektorych sytuacji do tego niesalowa 

- faktycznie - i olewcza - spoglądał mi pewnie w oczy i patrzył, jak zareaguje. 
No ale masz czas - dodał.

- czemu partykularna? - zapytałam, chyba tylko to najbardziej mnie zainteresowało, z tego co się dowiedziałam o sobie.

- jesteś interesowna, jeżeli mogę sie tak wyrazić, chcesz brać, a nic nie dawać, nie ma w tobie poczucia granicy, miedzy dać i wziąć, obowiazku - dodał już nieco innym tonem.

- interesowna larwa, mówiąc otwarcie?

- rekompensaty, na szczęście uważasz, że to raczej nieświadoma postawa wynikająca z braku uświadomienia sobie, różnych zjawisk zależności i postaw.

- jakich postaw? - trochę  nie do końca rozumiem, o co może mu chodzić. czyżby to była ta nieświadomość?
- nie masz wypracowanych i przemyślanych postaw w stylu - tak należy postąpić, bo, tak należało by postąpić, bo to i owo, bywasz jak chorągiewka na wietrze, raz powieje w prawo, raz w lewo
raz w ogóle...
- co to w ogóle oznacza? - dopytuję, bo ciągle czegoś nie rozumiem.
- raczej nie postępujesz  logicznie, czyli zgodnie z własnym systemem wartości, tak jakbyś go nie miała, nie przemyślała, a idziesz do 30 i czas najwyższy mieć jakieś wartości...
- irracjonalność. Jestem irracjonalna. - tak tylko mogłam to skomentować.
- bierz moje słowa za dobra monetę na przyszłe lata - dodał, urywając trochę ten wątek, ale zaczynając drugi.
- u mnie każda rzecz jest zmotywowana czymś konkretnym, zasada jest prosta, chcesz pomagać innym, to najpierw pomóż sobie, ja się taka zasadą kieruję.
 - uczę się pokory i zaczynam naprawdę poznawać siebie.
i tego się trzymaj! - radosnym spojrzeniem otoczył moją osobę, wierząc, że dostrzegł we mnie potencjał i skruchę. 

"- Być może każda nowa znajomość jest dla nich problemem, z którym trzeba się przespać. A to nie służy trwałości związku.

- A przecież – rozmarzyła się – każda z nas marzy o mężczyźnie, przy boku którego chciałaby się zestarzeć…

- Bez mężczyzny też się zestarzeje. Spokojna głowa."

niedziela, 3 listopada 2013

Chujowa pani domu.



Sobota.
Zaduszki.
od rana sprzątanie, przygotowania do wieczornego dansingu. Pomagałam trochę, ale byłam zbyt  mięciutka przez antybiotyki, chorobę, z której jeszcze się nie wyleczyłam.
Mieszkanie posprzątane, przystawki, pyszne przekąski zrobione.
a daniem wieczoru były żydowskie pierogi, którymi goście byli zachwyceni. Ja sama specjalnie za nimi nie przepadam, ale wczoraj były tak pyszne, że opychałam się jak dziecko czekoladą.



Pierwsi goście zaczęli się zjeżdżać od 19 już. Po przywitaniu się, dostawiali tylko o jedną wódkę więcej  i tak co 30 min. Nikt nie czekała na nikogo z alkoholem. Robiono drink za drinkiem. O 22 towarzystwo było lekko wcięte. Ja siedziałam z nimi tylko do 21, później schowałam się w swoim pokoju i leżałam w łóżku.




Towarzystwo i ludzie tego wieczoru jakoś nie byli mi po drodze. Wręcz odstraszali mnie. Bałam się ich. Wolałam swoje towarzystwo i swój pokój. Głowa mnie zaczęła boleć od ciągłego wypytywania, zadawania pytań, głośnej muzyki, od tego wszystkiego.
Męczyli mnie.
Była tam znajoma mojej siostry, która podobno od dawna chciała mnie spotkać. I jak zobaczyła mnie, to prawie się na mnie rzuciła.
Dziwnie się poczułam i za jej sprawą jeszcze bardziej wolałam samotność tego wieczoru.



Spałam.
Ale co jakiś czas się budziłam.
A raczej budził mnie śmiech, głośna muzyka, krzyki, tańce.
Co jakiś czas, ktoś trzaskał drzwiami od łazienki (które są obok mojego pokoju i moich drzwi)
Co chwilę ktoś wpadał i odbierał telefony w moim pokoju, zapominając, że jestem na górze, że śpię i jestem chora.
Słyszałam, jak ktoś pytał mojej siostry, co mi jest, że nawet nie chcę zejść na chwilę etc.
Ja przestałam pić alkohol, nie palę znowu papierosów i zrobiłam się antyimprezowa.
Już mi się nie podoba taki sposób spędzania czasu.
Zanim napili się alkoholu, byli znośni, jak już się wstawili, to miałam ich dość.
Byli wtedy w innym świeci, okłamywali  rzeczywistość. Mnie to nie bawi.
Nic mnie nie bawiło z ich wczorajszych, zasłyszanych przez ścianę żartów.
Ale tak nie było tylko na imprezie u mnie. Tak jest wszędzie na imprezie, gdzie pojawia się alkohol.
Jacy jesteśmy wtedy próżni, jak wiele jest nieporozumień, kłótni, pobić, spięć.
Miałam ochotę wstać i wyrzucić ich wszystkich z mieszkania, dodając, że są pajacami.

ktoś się popłakał,
ktoś był niemiły
ktoś zabrał komuś tlen,
ktoś zniekształcił rzeczywistość,
ktoś dał im alkohol...

A ja obserwowała a raczej w większości przysłuchiwałam się im.
Zaczęłam płakać.
Płakałam. Całą noc.
Chwila słabości?
a może mnie oświeciło?
Medytowałam.
O 3 nad ranem towarzystwo się rozjechało. Było głośno. Wybudzili mnie ze snu.
Byłam zła.


Słyszałam tę zniekształconą mowę, wyobrażałam sobie ich pijackie zachlane, zniekształcone mordy.
Dostawałam obrzydzenia i modliłam się, żeby już sobie wszyscy poszli.
Został tylko Maciek, moja siostra i jej chłopak.
Coś było między nimi nie tak.
No tak, alkohol. Jakieś nieporozumienie.
Maciek przyszedł do mnie do pokoju, bo usłyszał, że wstałam i zapytał, jak się czuję i czemu do nich nie zeszłam.
Wyjaśniłam, to pokrótce. Zrozumiał bez dopytywania.
Poniekąd za to go polubiłam.
Nie męczy mnie.
On wyszedł i wszyscy poszliśmy spać.
A raczej oni, a ja medytowałam. Usnęłam o 6.

Niedziela.
Stracony dzień każdego pijaka.
Ale nie mój.



Pomimo nie wyspania i złego samopoczucia, posprzątałam mieszkanie i zaczęłam robić pierogi.


Przecież, wczoraj zostały niedokończone, a dziś oprócz mnie, nikt nie był w stanie ruszyć palcem.
Wyszyły jakie wyszły, jeden duży drugi mały, ale były smaczne.
Nakarmiłam pasożytów, bo oczywiście, nie omieszkali nie wpaść dziś ponownie, w co prawda w nieco innym humorze, z kacami moralnymi i tego typu objawami.


Przepraszali mnie, chociaż tyle. Doceniam to i nie mam żalu, za ich zachowanie.
Przecież sama nie lepiej zachowywałabym się po takiej ilości alkoholu i emocjach temu towarzyszących.
Dlatego nie piję.


I coraz bardziej przekonuję się do tego, że to nie prowadzi do niczego dobrego.
Medytacja.
Medytujcie.
 

"Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową, a zdawało mi się, że jestem zakochany." Bolesław Prus

czwartek, 31 października 2013

XX

Leżę w domu chora. Już od poniedziałku źle się czułam. A co tu się dziwić. Większość prycha kicha na Ciebie i w końcu mnie dopadło.

czuję się fatalnie. Mam anginę i chore zatoki. Antybiotyk, kołdra i leżenie w taką ładną pogodę w łóżkuu...

właśnie teraz, jak jest długi weekend, pełno ciekawych imprez i spotkań ze znajomymi.
Wrrr.
Cóż, boku sobie nie wyrwę, a chora nie będę nigdzie wychodzić, bo wyląduję w szpitalu, jak trzy lata temu, na zatoki.
nawet nie mam siły pisać, bo mi słabo, więc mój post już skończę i wrócę do łóżka.

jak wyzdrowieje, to napiszę coś ciekawszego i dłuższego.

Pozdrawiam,

poniedziałek, 14 października 2013

ayin ha’ra




Czasami jest tak, że nie potrafimy zahamować swoich popędów. Staramy się z całej siły. Zaciskamy zęby, walczymy ze sobą, a jednak puszcza mimo wszystko.
I mi też puściło. Nie mogłam się powstrzymać.
Nasze spojrzenia spotkały się od pierwszego momentu. To jakby rozmowa oczu. Tak czułam, jestem przekonana, że on też. Uwodził mnie wzrokiem, a ja odwzajemniałam. Moje oczy odzwierciedlają moją duszę. Wszystko w nich można ujrzeć.
Przyjemniejszego uczucia niż to ostatnie nie zdarzyło mi się dawno. Samo spojrzenie. Piękne, tajemnicze, dogłębne, bez reguł, zasad. Czarno na białym. Daliśmy sobie do zrozumienia, że nie można takich chwil stracić i spotykaliśmy się codziennie o tej samej porze dnia. Cudowne, bo nic do siebie nie powiedzieliśmy. Nic, kompletnie. Tylko to spojrzenie. Jeden dzień, drugi.
W końcu nie wytrzymał i odezwał się. Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy rozmawiać. Jego głos. Podniecał mnie, działał na mnie paraliżująco.  Z jego spojrzeniem komponował się tak idealnie, że przenosiłam sie do jakiejś utopi w której byliśmy tylko my.
Z kolejnym dniem rozmawialiśmy coraz więcej i witaliśmy się uśmiechami jeszcze nie widząc się.
Budziłam się tylko z jedną myślą - spotkać go dziś, usłyszeć jego głos i niech na mnie spojrzy tak, jak za każdym razem, a nawet lepiej.
I tak właśnie było.
Aż pewnego dnia, jego głos był dziwny, uszkodzony, jak sprzęt grający, nie wydobywał tego, co wcześniej, przerywał i zmieniał ton. Mimo wszystko, nadal był tak ciekawy i podniecający, że nie odstraszał mnie, a wręcz intrygował.
Zapytałam, co się stało. Stracił głos.
Zapalenie krtani.
Ale jego oczy nie zachorowały.
Powinien leżeć w domu, zdrowieć, ale on tego nie zrobił. Przychodził, żeby mnie zobaczyć.
Zażartował, że nie ma kto się nim opiekować. To był jasny przekaz. Chciał mnie, chciał mnie posiąść, widziałam, że mnie pragnie i już nie może wytrzymać, żeby nie zasugerować już czegoś konkretnego. Dość tego romantyzmu.
Pragnę Cię, chcę żebyś leżała ze mną. Nie musimy nic mówić, przecież wiesz, że nie musimy.
Chcę poczuć tylko Twoje ciepło. Chcę żebyś patrzyła na mnie swoim obłędem w oczach, a jednocześnie przestraszoną dziewczynką.
Ja też tego pragnę, nawet nie wiesz jak.
Ale wiem, że masz żonę, więc pozostaje mi tylko zakochiwać się platonicznie. I marzyć o Tobie, leżąc samej w łóżku.
Szkoda, że to musiało nas spotkać. Widocznie nauczy mnie to pokory, że nie można mieć w tym przypadku wszystkiego, mimo tego, że się kogoś pragnie tak bardzo, jak my siebie.

środa, 9 października 2013

Wahadło.

Czasami tak się zastanawiam do jakiej grupy przypisać niektóre osobowości. I nagle muszę zamilknąć, bo to byłoby zbyt obraźliwe.
Jak można być tak ograniczonym, tępym i zmanierowanym?
Niektórzy myślą, że jak mają lepsze szpilki, płaszcz, czy wydaje im się, że stoją po tej lepszej stronie "życia" to są ponad innymi i lepsi w pewien sposób.

A to jednak, qurwa nie tak! gówno prawda

Zauważyłam pewną analogię. W pewnych grupach społecznych jesteśmy traktowani tak, jak jesteśmy ubrani, pisząc dosłownie i to na jakim miejscu siedzimy. BO przecież punkt widzenia, leży od miejsca siedzenia. I to trafne powiedzonko.

Czemu to takie smutne? czemu ja jestem aż tak sflustrowana?

Ja wiem dlaczego, bo mnie to wszystko wqurwiaaaa!

Za dużo widzę, za wiele chciałabym zmieniać i za dużo osób działa mi na nerwy.
Na flustracje, najlepsze są zmiany, jak rzekł moj znajomy.
W takim  razie, ja muszę zmienić całe swoje życie.
Mnie coraz bardziej wszystko irytuje.
Nie lubie ludzi.
Zaciskam zęby, uśmiecham się przez łzy.
Udaję radość.
po co ja to do diaska robię?
po co?
nie kocham siebie, nie kocham nikogo.
czuję pustkę.

Pewne grupy ludzi nie chcą zmieniać swojego położenia. Wygodnie im tak, jak jest. Ja walczę z tym, nie chcę tak.
Krzyczę: "NIE CHCĘ TAK ŻYĆ!"
- to nie żyj. Szepnie kilka osób. Przecież zmieniaj to swoje życie.
Łatwo qurwa powiedzieć.

I patrzę sobie na wszystko, co mnie otacza. Na zmieniajacy sie świat, na ludzi, którzy jednak się nie zmieniają, a marnują swoje walory i predyspozycje tam, gdzie nie powinni.
I ja też podążam z nimi, tylko ja o tym wiem, a oni nie zdają sobie sprawy. Albo i zdają, ale tłumaczą to sobie, że tak właśnie ma to wszystko wyglądać, dla uspokojenia swojego sumienia...
To ja nie wierzę w siebie! a jak nazwać ich?

Kim są Ci ludzie?
Kim jestem ja?

Nie okiełznam tego jednak.
Ja nie poradzę sobie.
To zbyt trudne. Nie mam siły. Ile mam jeszcze walczyć?
Dostaję szału!
Krew mi pulsuje coraz szybciej, oddech mam ciężki, pocą mi się dłonie i pachy.
Mam gonitwę myśli i mam ochotę komuś przypierdolić.
Może wtedy mi ulży.

Mam dość udawania, dość ludzi, dość wszystkiego.
Szybciej popełnię samobójstwo niż ogarnę siebie i myśli. A na pewno nie uzyskam spokoju ducha.
Nawet po śmierci.

Amen.


piątek, 4 października 2013

Shalom. Jażydówka

Zaczynam nowy etap. Obchodzę urodziny. Nie wiem jak inni, ale ja lubię obchodzić to święto. W końcu mama moja najukochańsza dała mi życie.
Wtedy wszyscy są dla mnie mili, życzenia, upominki, traktują jakby lepiej. Poza tym, sama czuję się jakoś wyjątkowo. Czas biegnie nie ubłagalnie. Pamiętam jak obchodziłam 16 urodziny, 20. A teraz 26...
Zaczynam już siwieć. Mam siwe włosy.
Losie.
Myślałam, że to mnie nie spotka, a jednak. Ze stresu chyba przez ostatni okres, który przechodziłam, zaczęły się pojawiać. Zaczynam wpadać w jakieś paranoje. Codziennie smaruję się kremem pod oczy, nie chce mieć zmarszczek. Jeden na koloryt, drugi nawilża skórę pod okiem. Żeby nie była wysuszona, bo z wysuszenia ponoć się marszczy i zmarchy się pojawiają,
Fuck.
To choreee.
Przecież jestem młoda, a zaczynam się bać starości. Przerażają mnie te etapy. Nie chcę się widzieć, jak moja skóra wiotczeje, jak siwieje...
NIE CHCĘ!!!
Nie chcę się smarować tymi pierdami. Ale nie mam wyjścia. Uroda przemija, a co zostaje????
Zmarchy i siwe włosy.
Jak obserwuję kobiety wokół mnie, niektóre nie mają takich zmartwień, jak ja.
Są otyłe, zmarchy, siwe włosy, zaniedbane i mają to w nosie.
Może to tylko ja jestem jakoś przewrażliwiona na tym punkcie. Np. tłuste włosy. Nie raz widziałam, jak kobiety paradują zadowolone i nie mają z tym problemu albo z nie ogolonymi nogami. Wąsy mają - bardzo ładne hehehe
Zdarza się, że czuję pot. Fuja.
Pot?
Kurde, to już przegięcie...

Nie wyprawiam urodzin, więc w tym roku będzie inaczej. Robiłam domówki, były zacne, przynajmniej tak znajomi twierdzili. A w tym roku nic.
Nie chce mi się.
Zrobię trzydziestę, pełną parą, jak dożyję of kors. Idę na koncert Mikromusic.
Zabiera mnie znajoma, zrobiła mi prezent. Jest najlepszy chyba, jaki dostałam. Dziękuję.
A teraz idę spać, bo rano przechodzę metamorfozę - to też prezent. Ciekawe co mi zrobią na głowie.
Pozdrawiam,
M.

czwartek, 26 września 2013

Wczasowiczka.




Zdecydowanie lepiej mi się pisze wieczorem albo późno w nocy. Wracam do domu, idę sobie, idę. Jestem już na osiedlu naprzeciwko mojego balkonu (mieszkam na parterze) i co widzę? - sąsiadka zagląda mi w okna, a to gagatek jeden.

Nie chce mi się pracować. Ratunkuu. Od kilku dni pomagam znajomej przy otwarciu sklepu - od podstaw. Czyli: mycie okien, szyldów, podłóg, półek, po rozstawianie towarów, przenoszenie skrzynek i innych ciężkich prac, których wcześniej nie wykonywałam. Od rana do nocy.
Słabo mi, mdleję tam. Dzień w dzień.
Kurwaaaa, czy ktoś wymyśli jakiś zawód żebym się do niego nadawała?
Może ja urodziłam się księżniczką? hehehe
Jak nie nudna, to za ciężka, jak nie bezrobotna, to wkurwiona.
Taaak! Będę narzekać.
Za tydzień mam urodziny! idę na koncert - Mikromusic. Lalalalala.
Dziś kilka osób nie wierzyło, że mam 26 lat. Rzeczywiście, takie to dziwne.
Wyglądam jak dziewczynka, to fakt. Ale co w tym złego? dziwnego?
Mam być wytapetowaną pindą?
Jestem EKO. Naturalne długie włosy, teraz zapuściłam brwi, grzywka. To wszystko ujmuje mi lat. I jeszcze mam dziewczęcą figurę, nie kobiecą.
Szkoda, bo bzykam się na 26! hahah
Żarcik, taki.
Ja nie dorosłam do swych lat.
Jestem jakąś KOSMITKĄ!
Urwałam się z kosmosu, jak Alf.
Moje życie zmienia się, jak w kalejdoskopie. Ja sama nie potrafię przewidzieć jutra. To jak film przygodowy.
Akcja, dzieje się!
Znowu nowi ludzie, nowe sytuacje, za chwilę to się pewnie znowu zmieni i tak można bez końca.
Aaa.
Zatrzymajcie mnie, bo kręcę się i nie potrafię zatrzymać.
Chce się upić, zjarać i wejść do swojej krainy. To taka w stylu Alicji...
Tam jest inaczej niż tu. Tam są kolory, a tu dominuje szary.
Wolę być wczasowiczką, jak z tego filmu, który podesłała mi znajoma i stwierdziła, że powinnam się z nią solidaryzować.
To jest pomysł na życie po życiu. Haha.
Dobra, zanudzam. Jestem zmęczona, jestem robolem.
Ja przecież żadnej pracy się nie boję.
Co mi tam.
Dobranoc wam.


sobota, 21 września 2013

Lab dens.

Spokojny wieczór się zapowiadał.
Pranie, sprzątanie, gotowanie. Leginsy w kwiatki, tiszert o trzy rozmiary za duży (któregoś kolegi, który albo mi podarował albo zostawił u mnie kiedyś). Mam ich od cholery. Od skarpet, majtek, po tiszerty, bluzy i spodenki. Bardzo lubię w nich chodzić, co wkurza moją siostrę i nazywa mnie fleją i bejem. Ale w własnym mieszkaniu nikt mnie nie widzi, mogę się ubierać, w co mi się podoba.
No więc, tak mijał mi dzień. Po etacie gospodyni domowej, przystąpiłam do czytania książki.
Nic specjalnego się nie działo, zwykły dzień z codziennymi obowiązkami.
Niby piątek, ale co z tego, jakoś nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, co było dziwne i dla moich znajomych i dla rodziny.
-"Piątek, a Ty w domu?
Damn. Coś z Tobą nie tak, pewnie jutro nadrobisz, w sobotę popłyniesz. "
Wcale,  nieee.
Tydzień temu byłam na balandze, tak mi do dało w kość, że stwierdziłam, że szkoda mi czasu na te imprezy. Tam się kurwa, nic nie dzieje. Nuda, a trzeba się najabać, żeby znieść tych ludzi, móc z nimi gadać i tańczyć.
Po co mi to. Wolę jednak towarzystwo, które wpływa na mnie pozytywnie i dzięki nim chce się rozwijać.
Te ciągle puste najebki, na Zeusa!
Dość tego.
Ćwiczę asertywność i zaczynam selekcję znajomości.
W sumie, to większość osób od wódeczki i imprezki, a niewielka garstka od "rozmów inteligentnych", co nie oznacza, że tamci są głupi, tylko jakby to nazwać, hmmm,  z nimi na poważne tematy nie rozmawiam.
A szkoda, bo kto wie, może nasze relacje zmieniły by trochę okładkę.

Koniec.

Co działo się dalej, w tym tak normalnym dniu.
Moja siostra zakomunikowała mi, że będziemy miały gości. Starsze towarzystwo, ludzie po 40!
Ok. ja to lubię dużo starszych ode mnie, bo z nimi jest inny dialog i jakoś tak przyjemniej.
Mówię, dobrze, niech wpadają. Ja - jak coś będę u siebie w pokoju. Nie będę z Wami siedzieć.
I tak zrobiłam, zaczęłam czytać w łóżku i usnęłam. Godzina 22. Ja - śpię. Piątek. A nawet wstałam o 13:00, więc byłam wypoczęta.
Niby...

Obudziłam się o 24:00. Głośne rozmowy z pokoju obok, jednak nie dały mi spać.
Zeszłam z łóżka, poszłam do kuchni, zajrzałam do pokoju, przywitałam się z gośćmi w półprzytomna i wróciłam do siebie. Jednak oni bardzo chcieli i prosili, żebym z nimi posiedziała i piła alkohol.
Nie miałam za specjalnie ochoty na "picie", ale skorzystałam z propozycji i bardzo subtelnie popijałam drinki.

Towarzystwo mieszane. Połowa to homoseksualiści. Ale byli przeuroczymi ludźmi. Kochani. Tak się złożyło, że zostałam do końca, a moja siostra nie wytrzymała i poszła spać wcześniej. Gadki szmatki, zachwyceni mną, mimo, że podkreślali, że są w szoku, że mam 26 lat, a wyglądam jak siusiara.
Zachwyceni moimi włosami, że zdrowe, że ładna jestem i urocza, ple ple, pleeee

Dzięki, dzięki!
aj noł, ajm soł prity, etece etcec.
Był tam nasz znajomy Żyd - gej. Nie lubi określenia pedał. Nienawidzi tego.
Wszyscy się upili, ja nie za specjalnie i wymyślili sobie, że pójdziemy do klubu gejowskiego.
Oczywiście namawiają mnie, ja mówię, że nie, nie mam kasy, po co, na co...
Jednak chłopak mojej sis, mówił mi: "idź, masz tu hajs na taksę, baw się dobrze"
No i pojechałam z nimi.
Była godzina 3.
Mój znajomy (Żyd) wziął mnie za rękę i mówił wszystkim, że jestem jego siostrą, na co jeden ich znajomy z klubu z tekstem do mnie: " jesteś jego siostrą? hę? chociaż Ty mogłaś urodzić się brzydka, już Cię nie lubię"
Buhaha
Ale i tak później tańczył ze mną i jednak nie mógł mnie nie lubić.
Na sali, pełno homo, tańczą labdens, całują się (zaznaczę, że w tym klubie byłam drugi raz w życiu, pierwszy w swoje 21 ur, było wtedy cudnie) na trzeźwo jednak to nie to samo, od razu zaczęłam upijać się piwem i zaczynałam pląsać w muzyce typu radio eska.
Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, ale po każdym łyku piwa, coraz bardziej się wyginały. Jak pajacyk. Coś w tym stylu.
Obserwowałam towarzystwo. Było dużo ładnych chłopców, obleśnych mężczyzn i trochę transów.
Największą uwagę chyba transiki zwrócili moją uwagę.
Jednak byli tak nieestetyczni, że mimo, że nie chciałam na nich patrzeć, to oczy same na nie spoglądały.
Obcisłe mini, długie sztuczne włosy, doczepiane rzęsy, brwi -kreski i te usta. Były najgorsze. Fuu
ten kształt, błyszczyk, jakby chciały obciągać, obciągać, albo były po obciąganiu i delektowały się sokami z fiutów.
Zerkali na mnie,
z nienawiścią trochę,
czy to moja wina, że jestem kobietą?
sorry.
Tańcząc ocierały się o mnie różne osoby, o dziwo, większość było gejów niż lesbijek. A jak już były jakieś kobiety, to laski hetero, które przyszły potańczyć ze swoimi homo kolegami.
Podszedł do mnie koleś z tekstem:" sorry, jestem pijany, ale bardzo mi się spodobałaś"
- jesteś gejem?
-"nie BI"
- nie ma mężczyzn BI!! co Ty pierdolisz.
- "jak to nie ma? rucham też laski. Mam na Ciebie chęć, ale i Twojego kolegę, też bym przeleciał"
- no i kurwa wszystko jasne, pedale zajabany, dziwko TY!
Chcesz coś sobie kurwa udowodnić, myślisz, że będziesz ruchał i tu i tu.
Spierdalaj ode mnie!
Zdisowałam go i wysłałam do piekła.
Podszedł drugi:" masz najlepszą grzywkę ze wszystkich dziewczyn w tym klubie"
- dzięki.
Z tyłu jakiś karzeł za mną tańczy i pyta, czy może ze mną, po czym ja, że ja nie lubię i jak chce, może tańczyć z nami, ale ja nie chcę  z nim. Nie dawała za wygraną i ocierał się bezczelnie, aż w końcu przyczepił się mojego znajomego.

Co było najgorsze w tym klubie?
To to, że jebało bąkiem, pierdem, czy innym gównem.
Pękają im zawory -  w pizdu. To było obleśne.
Ja naprawdę ich lubię i nie tępię ich.
Ale ten smród, był tak obrzydliwy, że nawet osobie najebanej nie jest to jednak obojętne.

Dość tego, zrobiło mi się niedobrze.

Dobranoc.


niedziela, 15 września 2013

Trzepanie.

Niedziela.

http://www.youtube.com/watch?v=kdxOlhF7icI&list=PL84D18817D633AA40

I zastanawiam się od czego tu zacząć. No jak to od czego? - od emocji.
Emocje.
Przecież w większości nami kierują.
Przez ten weekend było ich za dużo. W piątek na koniec dnia przebiegł mi drogę kot - czarny kot.
Zadziwiające jest to, że w zależności do sytuacji, od relacji z jakąś osobą, nasze emocje gwałtownie się zmieniają i przybierają inny charakter.
Jeśli coś nas łączy z kimś albo łączyło i nagle coś nie jest tak jak powinno być, wpadamy w jakiś dziki szał. I nagle każde słowo, mina albo gest wyprowadza nas z równowagi i nie potrafimy nad tym zapanować.
Miałam okazję widzieć dwa dni temu taką scenę na własne oczy. To byli moi bardzo dobrzy znajomi, a ta dziewczyna to bardzo bliska mi osoba. I powiem,  że ta sytuacja była dość dziwna, może dlatego, że nie lubię kłótni, nie lubię w tym uczestniczyć, jako osoba trzecia i w ogóle nie lubię agresji, jakiejkolwiek. Złości, krzyków i przykrych sytuacji. Jakoś tam mnie stawia w takim położeniu,  że nie do końca (tutaj byłam totalnie nie zamieszana) wiem, jak się zachować. Co powiedzieć. Jak coś szepnęłam to jeszcze mi się oberwało, choć nie chciałam źle. Byłam trochę zaskoczona, że przez jakieś pierdoły, wynikają straszliwe kłótnie. Jak wiele dzieje się za pośrednictwem ekspresji i to silniejsze od nas. Nie mam żalu, że na mnie nakrzyczała, ale ta sytuacja była dość smutna, pod tym względem, że w takiej sytuacji chyba najlepszym wyjściem było by oblanie wodą jednej z osób, a tutaj to płci żeńskiej. Choć jestem kobietą, to w tej sytuacji jakoś nie stałam po jej stronie. Wybacz mi, ale nie miałaś racji. Czemu, jeśli ktoś się  kocha, potrafi tak siebie krzywdzić i sprawiać przykrość?
o co tu kurwa chodzi?
Płacz, krzyki, jeszcze tupanie nóżką...

Kolejna sytuacja, gdzie dzieliła Cię kiedyś z kimś więź emocjonalna, spotykasz go na swojej drodze w miejscu publicznym i patrzycie na siebie, nie podchodzicie i idziecie dalej. Jak obcy sobie ludzie. Nie wiem, trochę mnie to dotyka. Jeszcze nie zdarzyło mi się coś takiego. Jeszcze nie musiałam udawać, że kogoś nie znam. To żałosne.
Ale OK. Już teraz wiem jak mam się zachować. Pierwsze zderzenie i konfrontacja już za mną.
Kolejną sytuacją było, jak pewna dziewczyna zakochała się w jakimś starszym gościu i chodziła na imprezy tam gdzie on pracował za barem. Ciekawe to było, jak robiła wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale on miał ją delikatnie w dupie i chciał się z nią tylko pieprzyć. Starszy, doświadczony, ona młoda, piękna. Ale jeszcze głupia i to było widać.
Ale to nie jest ocena. Głupia z innego względu.
W piątek imprezowałam z moimi koleżankami po mieście i obcokrajowcami,  a później przez przypadek spotkałam znajomego i już z nim zostałam do końca.
To był dziwny wieczór.
Nie chce go opisywać, na koniec przebiegł mi kot- czarny kot.
Tylko zastanawia mnie, dlaczego ostatnio coraz częściej zaczepiają mnie kolesie ok 40???!!!!!!!!!
albo i po??????????????
aaaaaaaa
aaaaaaaaa
Nic do nich nie mam, tylko ja nie jestem taka, jaką oni zapewne chcą i po co to wszystko?
No nic,
już mi się nie chce pisać.
yoł!

środa, 11 września 2013

Boogie-woogie.



"Celem życia jest żyć. To znaczy być świadomym – radośnie, do upojenia, pogodnie, bosko świadomym."H.M. - a wy jesteście?
Boli mnie głowa myśląc o tym. 
Chcę żyć, po prostu. Co to znaczy? 
Czy ktoś może mi wyjaśnić?
Czy żyć znaczy być świadomym tego, co mnie czeka, tego, że muszę czasami się podporządkować komuś, że są jakieś koleje losu, że umrę, że doświadczę jeszcze milion  różnych przykrych i wesołych przeżyć?
Co to znaczy "celem życia jest żyć"?
Jaki ja mam mieć cel, jak ja nie mam żadnego teraz i to jest ten cel życia? 
z dnia na dzień, przeżywać, to co czeka za rogiem? co jest spontaniczne i tylko trochę kontrolowane przeze mnie?
Ostatnio mam wbrew pozorom sporo zajęć, mimo bezrobocia. Śmiejcie się lub nie, ale życie osobiste to też praca. Przez week, miałam zdjęcia próbne do filmu, później ten śmieszny teleturniej, w miedzy czasie kino urodziny, melo i tego typu zajęcia. Wiem, że znowu zamulam, ale czy zastanawialiście się nad tym kiedykolwiek?
Weekend miałam dość intensywny. Oj bardzo w "cugu" od piątku do poniedziałku. W piątek byłam na koncercie na Placu Zabaw - miałam swój świat - standardowo, jakieś dziwne sytuacje, chore gadki, dziwni ludzie, którzy się kręcili wokół mnie i to co im mówiłam. Na szczęście, miałam koleżankę obok, która kontrolowała moje zachowanie i pilnowała, żeby mi się nic nie stało. W sobotę na kacu na zdjęcia na Ursynów, wypiłam w drodze butelkę wody. Tam to był kosmos, ja wyglądałam jak horror i to był horror. Haaha
Przebrali mnie w ciuszki z lat wojennych, zrobili fryz i przedstawili scenkę, w której mam zagrać. Czyli, jestem trzymana przez ss-mana, wyrywam się i patrzę, jak gwałcą moją siostrę. Tak mnie trzymał, że do dziś mam siniaki hehe
Miła, otwarta ekipa. Wieczorem urodziny kumpla nad Wisłą, było bardzo sympatycznie, ale strasznie się upiłam. Odprowadziła mnie znajoma i wróciłam do domu na rowerzeeeeeee. Aaaa. Szczęśliwie. Za to niedziela, ah niedziela i ten śmieszny teleturniej. Zaspałam, spóźniłam się 30 min, i jak to na planie, czekałam 2 h aż zaczną. od 9 do 21. Losieee. Za to poznałam w ciul osób, od razu wymiana telefonów etc. Matko i córko. 
Nie chce mi się opowiadać, ale telewizja jest do dupy. 

Czas chyba na to, żeby się ogarnąć w taki sposób, żeby się czuć dobrze ze sobą i nie przesadzać z używkami. Kończę z tym na jakiś czas.
Trzymajcie się. 

piątek, 6 września 2013

Na Pragie.

Witojcie, jołki połki, ema będzie gema!

wczoraj trochę przesadziłam, dziś przesadzę bardziej haha. Żartujeeee. Wyżaliłam się i wylałam wczoraj, więc dziś już mi się nie kce.
Wczorajszy dzień był bardzooo słoneczny. Poszłam ze znajomym nad Wisełkę, posiedzieliśmy, przy okazji spotkałam chłopaka mojej koleżanki, szedł na rybki, moczyć kija, a my moczyliśmy wcześniej hehehe

Taki głupi żarcik. Po południu poszłam z kolegą na seansik filmowy: "KONGRES", co to był za film, mega psychodeliczny, oszalałam. W drodze do domu, zaczęłam go analizować. I stwierdziłam, że tak jak oni, czasami zażywam taką kapsułkę, żeby przejść na drugą stronę i być w wersji animowanej, nie martwić się i nie myśleć o niczym złym. A jak się kończy kapsułka, to wracam do szarego, brudnego i pełnego wojny świata, po to, żeby się przekonać, że muszę wziąć jeszcze jedną kapsułkę i wrócić na drugą stronę, bo tu nie jest tak kolorowo. Tu nie istnieje. Już mnie tu nie ma. Przechodzę tam.

Wróciwszy, zastanawiałam się co ze sobą zrobić, wzięłam rower i pojechałam  na Pragie. W Składzie butelek był koncert, miałam tam się zobaczyć ze znajomymi, ale ich nie zastałam, więc siedziałam sama, słuchając muzyki. Po drodze, jak zawsze, musiało mi się coś przydarzyć. ROWER- odkąd mój siostrzeniec na nim jeździ, ciągle coś jest nie tak. Tym razem hamulec. Ocierało mi koło, już miałam się wracać, ale myślę, pierdolę to jadę dalej, ledwo, ale pedałowałam. W końcu tak mnie to zaczęło denerwować, że zaczęłam prowadzić, jakiś koleś się zlitował i pomógł mi naprawić. Odciął tylny hamulec i życzył powodzenia.
Sponio, super, stary za pomoc.
Zapomniałam, że nie mam i nagle zahamowałam przednim i kierownica wbiła mi się w cipkę. Tak! Wiecie co?
Boli jak cholera. Mam siniaka. Ktoś chce pocałować?
Dobra, to było chamskie! hahah
Po drodze spotykałam dziwnych ludzi, jak to na nocny rower przystało. Nie bałam się, pędziłam, jak pojebana. Albo krążyłam po uliczkach i obserwowałam. Czułam się, trochę, jak ta babka z filmu, że jestem w świeci animków.
Jeżdżąc na rowerze, czuję się jak w transie, więc każde jego zepsucie, działa mi tak na nerwy, że wpadam dziki szał. Podróżowanie nim, jest czymś magicznym. Znowu mam tak, że biorę rower i sama jeżdżę nocą. Nocą jest przyjemniej. Więcej kolorów. Polecam.




Hmm. A tak sobie wstawiłam to ścierewko.
Powiem Wam, że życie na bezrobociu, bywa ciekawe. Kulturalnie wszystko, codziennie do kina, jakiś koncercik, jakieś wydarzenie kulturalne, teatr, bankiet, urodzinki. I się żyje. Czego mi potrzeba do szczęścia więcej???
Rower mam, psa mam! Jest dobrze, chujowo, ale stabilnie.
Dziś znowu wypad rowerkiem na Plac Zabaw, koncercik, jutro filmik, w ndz gra i tak na okrągło.

Czasami jak sobie zorganizuję czas, to jestem zadowolona na koniec, że dobrze wykorzystałam to co mogłam.
Miłego łikendu, ciulki!
eloooo

https://www.youtube.com/watch?v=iexoDhvwGbo

czwartek, 5 września 2013

Ptica.

http://www.youtube.com/watch?v=flZZ7Sbwun0

Ptica - tak mnie nazwał jeden nowo poznany człowiek na weselu, kiedy byłam w sierpniu ze znajomym. Dodał też, że jestem - "ćmą barową". Że fruwam i lubię wolność.
Nikt i nic mnie nie zatrzyma. Trochę tak jest.
Ale za tę wolność i fruwanie muszę płacić.
Kilka dni temu, znowu miałam melancholię. Coś mnie znowu dobija i za dużo myślę, jakieś chore sny ciągle. Ale nie o tym chciałam dziś napisać.
Dziś może na temat potrzeb kobiecych i wartości albo ideii życiowych.
Głupio to brzmi, ale może spróbuję to jakoś rozszerzyć i wyjaśnić, co mi leży na sercu i  z czym ostatnio się borykam albo mówiąc wulgarnie- co mnie wkurwia.
Enjoy!

Seks.
No ja pierdole! czy doprowadzenie kobiety do orgazmu to takie trudne?!
napierdalanie jak chomiczek to takie super??!
OK. Ja też lubię, ale penetracja - panowie - penetracja, nie rzeczowo podchodzić do lizania cipki, czy cycuszek.
Nosz kurna.
Czy wy macie jakieś wyczucie czasem?
Sami chcecie, żeby was miziać, pieścić i robić dobrze lodzika, a nie potraficie nas dotykać...
Pocałunek też jest ważny. Dla mnie to chyba jedyny bodziec, żeby się podniecić.
Czemu tak mało kobiet nie mówi swoim partnerom, co je podnieca?
Później taki koleś, przekonany, że jest zajebisty w łóżku, robi to samo z inną, później z kolejną, w końcu trafia na mnie i ja mu mówię, że mi się nie podoba, a on jest rozczarowany i wkurwiony?
Hmm.
Ale to nie moja wina chyba, tylko tego, że naprawdę był słaby. I musi się z tym pogodzić. Słucham moich znajomych i tak słuchając wyobrażam sobie ich  życie seksualne. Niektóre mają ciekawe i są spełnione, mam na myśli, zadowolone i nikt nie musi poprawiać, ale inne, to aż sama mam ochotę je zadowolić, po tak kiepskich stosunkach z ich partnerami. Wydaje mi się, że to przez pornosy. Może nie sugerujmy się nimi, tylko zachowujmy w łóżku tak, jak czujemy partnera/kę i będzie bajkowo.
Z euforii od zajebistego seksu, aż się w głowie kreci.

Mieliście kiedyś taki seks, że czuliście się jak pijani, a nie byliście?

Jeśli nie, to współczuje Wam...:)

Ja lubię eksperymentować, ale i "tradycyjnie" podchodzić do sytuacji, to zależy na co mamy ochotę. Ale większość mężczyzn jest nudna w seksie fest. Najgorsze jest to, że ludzie wstydzą się swojej seksualności. Wyzwolenia.
Jak ten znajomy powiedział o mnie, że jestem wyzwolona i lubię psocić, miał chyba też na myśli, że pewnie nieźle się "pieprzę". Kto wie, nie wiem tego. To, że się śmieję, nie mam czasami zahamowań, to fakt, bo dla mnie powiedzenie "cipka" to nie jest jakiś wulgaryzm. Albo bycie pewnym, czego oczekujesz albo, co lubisz w seksie, to takie złe?
no nie wiem, ja też chcę osiągnąć orgazm jak i dać drugiej osobie, więc teraz nie owijam i mówię o tym wyraźnie. Polecam. Jak Ci się nie podobało, to powiedz, jak nie miałaś orgazmu, to nie udawaj. Po co, samą siebie okłamujesz, już chuj z nim, ale Ty jesteś ważna. Jak nie potrafisz zrobić lodzika, to powiedz, że nie umiesz, ale postarasz się dla niego, jak najlepiej. I niech tylko taki gość zacznie się śmiać z tego, to urwałabym jaja. Chodzi o zaufanie. To nie jest maszynka do robienia loda albo minetki. Musi być chemia. Pożądanie.

Kolejna sprawa.
Umoralnianie.
Nie będę hipokrytką, jeśli nie napiszę,  że sama to stosuję na moich znajomych, rodzinie. Ale ok, ja szanuję krytykę innych, to i moją też proszę poszanować. Jak coś mi się nie podoba, to mam chyba do tego prawo? Prawda?!!
Każdy ma jakieś swoje przyzwyczajenia albo wyniesione z domu albo nabyte przez sytuacje w których się znaleźliśmy. Ale więcej tolerancji. Ja nie będę robiła tego jak Zosia, bo ona uważa, że jej sposób jest najlepszy, a mój nie. Niech spróbuje mojego. Styl ubierania, jak mam ochotę na dres, to wkładam, nikomu się nie musi podobać, mnie też nie musi się podobać jak ktoś inny się ubiera. Nie lubię, jak ktoś się spina i ma kołek w dupie. Wywiera stres i u siebie i u mnie. Po co tak się nakręcać. Czy nie można żyć spokojnie? Po co te wyścigi szczurów?
Ja już to pierdolę. Ani matka, ani ojciec nie będą mi mówić, co i jak mam robić. Szanuję ich opinię, ale i tak zrobię co będę uważała za słuszne.
Denerwują mnie niektórzy,  że nie potrafią albo boją się wyrażać swoje opinie. A już przede wszystkim wśród bliskich. Mamie, tacie, boją się powiedzieć, co myślą. Zastraszeni, jacyś. Nie pokazują prawdziwej swojej twarzy. A później się dziwią, o jej, a przecież moja córka, to taka dobra dziewczyna, jak to się stało, że bierze narkotyki od 5 lat, przecież co tydzień chodziła ze mną do kościoła. Świadectwa z paskiem, stypendium na studiach. W pracy najlepsza. A jednak, nie wytrzymała. Ma swoje używki. Pije, pali, pieprzy się z kim popadnie, a przy rodzicach jest najlepsza. Pozery jebane. Moi rodzice wiedzą jaka jestem. Ja nie nie ukrywałam swojej twarzy. Jak byłam pijana i zarzygana, matka mnie umyła i spakowała do szkoły. Ojciec wiedział, że jaram marihuanę, był zły, ale co miał zrobić? Czy wyrosłam na złego człowieka? dla niektórych, co to przeczytają pewnie tak. Ale wiecie co?
W dupie to mam:)
Pozdrawiam,

piątek, 30 sierpnia 2013

Życie cyganerii.

Ej, wy? - ludzie psy!

miałam lenia, żeby pisać, więc na łatwiznę, wklejałam cytaty z książki Henrego Millera "Zwrotnik raka", którego serdecznie polecam. W ogóle Millera polecam. Przypomina mi trochę Bukowskiego.

To tak a propos literatury i książki na wakacje. Dobrze się wkomponowała w mój czas jaki teraz przechodzę, czy jak to inaczej nazwać. W którym jestem, doświadczam.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=IdLWJjq6-Ho#t=185

Ogólnie to wracam do sił. Najgorszy był lipiec, za dużo tego wszystkiego na raz. Trochę się smuciłam, teraz z wieloma sprawami się pogodziłam. Dwa miesiące wakacji, nie miałam takich od matury. Nawet nie, po maturze zaczęłam od razu pracować. Super ten czas. Doceniam to. Nie chce mi się wracać do pracy. Straszliwie. Zauważyłam, że praca nie rozwija, a ogranicza i to straszliwie. Dlatego powrót do niej, trochę mnie przerasta. Na pewno nie do korpo. To już przy szukaniu pracy, dla mnie odpada.
Pracowałam sobie we włoskiej restauracji. O jej. Trzy dni, dniówka pięć dych. Kurwaaa - 12 h? za tyle kasy. Pierdolę to. Poza tym, jebany kucharz tak mnie molestował, że mi się rzygać chciało- jebany chuj!
Mam dość tej rasy "męskiej" - zostałam wypompowana po wcześniejszej relacji, więc jak mnie zaczepia jakiś "facet" to mnie to irytuje tak bardzo, że mam ochotę wziąć butelkę po coli, i tłuc nią go tak bardzo aż się roztłucze na jego głowie.
Chamstwa, buractwa i drobnomieszczaństwa nie zniesę!!! kurwa mać!

więc popracowałam sobie tylko te trzy dni. Ludzie mnie wkurwiali, inny poziom, jednak była nie mała przepaść miedzą mną a nimi. Jakiś burdel na kółkach. Po pierwszym dniu, właściciel Włoch zawołał mnie na słowo, zapytać, czy mi się podobało. Oczywiście powiedziałam, że nie i co. Przyniósł mi piwko, dał papierosy. Później zeszli się jego znajomi. Jak ich zobaczyłam, zaczęłam po cichu myśleć "w co ja się wpakowałam". Wpadła laska, (takie jakie lubię najbardziej - okaz najlepszy) szpila z 15 cm, mini, blond włosy, czarne brwi i sztuczne rzęsy, figurę miała niezłą, ale tępa jak łycha. Aaa zapomniałam była z dzieckiem...
Za chwilę wpadł kolega Włoch, co się okazało, mieszka z tą dziunią. Sponsoruję ja. Dziecko nie jego. Śmiał się do mnie, że ona nawet dobrze lodzika nie potrafi zrobić, hmm. Co ja tam robię, nadal zadaję sobie to pytanie. W co ja się kurwa znowu wpakowałam. Gadki szmatki, wpadła znowu jakaś dupa, co się okazało ta lalunia różowa ma 20 lat, a ta co wpadła ma 23 lata i męża. Przychodzi do Włocha, żeby mu obciągać, za piwka i luche. hahah Jebane suki, interesowne LARWY! - "przeciwko kurestwu i upadkowi zasad".
No nic. Porozmawiałam jeszcze chwilę na temat mojej pracy i tego, co mnie tak drażni etc. Wypiłam piwo i powiedziałam, że uciekam, bo jednak 12 godz biegania, trochę mnie zmęczyły.
Na co, ten kolega Włoch, który przyjechał jaguarem zasugerował, że po co tracić na taryfę, jak on mnie podrzuci. Okay.
pakujemy się. Dziunia z tyłu z dzieckiem, które ledwo co żyło i ja z przodu z nim. Byłam tak zestresowana, że jak weszłam do mieszkania, obiecałam sobie, że tam nie wrócę. Jednak poszłam jeszcze. Ale nie wracam tam. Nie mam ochoty być molestowana przez kucharza w stylu: "mm ale Ty masz pupcię, wylizałabym Cię całą, sukoo Ty! ", " myślisz, że ja tylko potrafię tłuc kotlety? spuszczałbym Ci się na te Twoje ładne ustka i buzie" - KURWA- RZYGAC MI SIĘ CHCE, JAK SOBIE O TYM POMYŚLE.

Skąd Ci ludzie się biorą? kolesie już bez blokad z góry mówią  czego chcą, mimo tego, że mnie nie znał Pajac, a spojrzał na moją dupę i zaczął się pewnie brędzlować na kuchni. Fujaaaaa
koniec z tym, jebię tę pracę i ich kasę. Jestem szczęśliwa bez niej. Oj jak ja teraz wiele doceniam. Jak pieniądze gubią człowieka. Zauważyłam, że niewiele mi potrzeba.
Obserwując ludzi i samą siebie z przed lat, byłam strasznie zestresowana na myśl o stracie pracy i o tym, co ze mną będzie. Tak pieniądz mną rządził, a co się okazuje, on mnie tylko niszczył. Jak miło i godnie można spędzać czas, bez nie wiadomo jakiej ilości, posady, ważne, że jesteś szczęśliwy z małych rzeczy i z tego, co robisz, z pasji.
mimo tego, że nie mam pracy, ja nie mam wcale tak dużo czasu. Ciągle coś robię dla siebie. A najbardziej wkurwia mnie to, jak znajomi, nie wiem, z zazdrości, czy z chęci pomocy, ale która mnie irytuje, jak nie odbieram tel, to z pretensją, że przecież bezrobotni mają dużo czasu, a ja nie leżę całymi dniami, tylko organizuję sobie czas, do kurwy nędzy. Poza tym, nie chce mi się wisieć na telefonie i pierdolić głupoty.
Męczy mnie to.
Za dużo ostatnio nie chce mi się gadać, z nikim, nie mam ochoty. Jakoś nawet za tym nie tęsknię, no jak się napiję, to gadam jak najęta. Ale jak się zjaram, to odbiera mi mowę i tak jest ostatnio bez jarania. Chyba muszę częściej pić.
Mam faze na alko, jaranie, przez całe wakacje, non stop to robię. Nawet nie mam kaca, może to dzięki tym antydepresantom. Ale dzięki paleniu, czuję się cudownie, życie jest znośne, wiem, że to moja faza fazixa, ale żyć mi się chce wtedy. Ludzie mniej mnie wkurwiają. Jakiś czas temu, wybrałam się ze znajomym na rower, to daleko nie zajechaliśmy. Od 23 do 8 nad ranem siedzieliśmy nad wodą i nie mogliśmy się podnieść z ławki i wejść na rowery, może to i dobrze, bo ja nie wiem, gdzie byśmy zajechali, a tak przynajmniej jasno się zrobiło i wszystko się rozjaśniło jołki połki heheh hahahuhuh:) jak to był piękny poranek. Co my wymyślaliśmy, bolała mnie szczęka ze śmiania się. Cudowna to była chwila. To był tzw. MIKROTRIP, który trwał zdecydowanie za krótko. Jeszcze nie raz to powtórzyliśmy. Kosmos, uwielbiam z nim palić. On mi trochę otworzył oczy, na to co jest ważne i co nas niszczy. Mądry gość.
I jak teraz słyszę jak moje koleżanki opowiadają mi o pracy, to mnie głowa booooli. Bo jak się nie podoba,to trzeba zmieniać i ja już to wiem, już to potrafię. nie boję się, co będzie później, jakoś sobie poradzę. Ale już na pewno nie pozwolę sobie, żeby ktoś mnie źle traktował, czy to w pracy, czy w innej relacji.

Jestem wypompowana i w kwestii zawodowej i związkowej. Jak i nie chce mi się pracować, tak i nie chce mi się mieć kogoś. Doceniam swoje towarzystwo. I zrozumiałam, że nie ma co się poświęcać dla kogoś w całości. Ostatnio za bardzo mi zależało i strasznie, ale strasznie się zawiodłam, że teraz i na najbliższy czas, nie będę i nie chcę wiązać się z nikim. Czuję jakąś pustkę. Nawet nikt mi się nie podoba. Ja już nawet nie potrafię randkować, czy flirtować. Nie czuję tego. Nic nie czuję. Za dużo energii i zauroczenia poświęciłam byłemu. Przeglądałam sobie email stare i ja naprawdę byłam zakochana. Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie.
Rozczuliłam się. Chyba jeszcze o nim czasem myślę, choć mam do niego żal.
No nic, nie ma co rozpamiętywać, trzeba iść dalej.

http://www.youtube.com/watch?v=ThruPm_4oow

Zmęczyłam się i ledwo co widzę już. Dalszy ciąg nastąpi.

Dobranoc.

sobota, 17 sierpnia 2013

Byt.





„Wielki Boże!
 Kimże ja się stałem? 
Jakie macie prawo, wy tam, zaśmiecać moje życie, kraść mój czas, szperać w zakamarkach mojej duszy, wysysać moje myśli, traktować mnie jak kompana, powiernika i informatora? 
Za kogo wy mnie macie? 
Czy jestem komediantem na etacie, od którego wymaga się, by codziennie odgrywał intelektualną farsę na waszych durnych oczach? 
Czy może niewolnikiem zakupionym na targowisku, bym na brzuchu czołgał się przed wami - nierobami, i składał u waszych stóp wszystko, co zrobię, i wszystko, co wiem? 
Czyż jestem panienką z lupanaru, której każe się unosić spódnicę albo zdejmować bieliznę jak na licytacji, na skinienie pierwszego lepszego faceta, którego stać na garnitur od krawca?” H.Miller

środa, 14 sierpnia 2013

Kołhoz

„Cześć John:

Dzięki za dobry list. Myślę, że czasami nie zaszkodzi pamiętać, skąd się przyszło. Znasz miejsca, skąd ja przyszedłem. Nawet ludzie, którzy o tym piszą lub robią filmy, nie mają o tym pojęcia. Nazywają to ‘Od 9 do 5’1. To nigdy nie jest od 9 do 5, nie ma przerwy na lunch w takich miejscach, w rzeczywistości w wielu z nich, żeby zachować pracę, nie idzie się na lunch. Za to są nadgodziny, a księgowość nigdy nie potrafi policzyć ich jak należy, a jeśli narzekasz, to na twoje miejsce czeka kolejny frajer.
Znasz moje stare powiedzenie: ‘Niewolnictwo nigdy nie zostało zniesione, po prostu zostało rozciągnięte na wszystkie kolory’.
I to co sprawia ból, to stale znikające człowieczeństwo u tych, co walczą o utrzymanie pracy, której nie chcą, ale obawiają się gorszej alternatywy. Ludzie po prostu stają się pustką. Są ciałami ze strachliwymi i posłusznymi umysłami. Ich oczy tracą blask. Głos staje się paskudny. I ciało. Włosy. Paznokcie. Buty. Wszystko.
Jako młody człowiek nie byłem w stanie uwierzyć, że ludzie mogą poddać się takim warunkom. Jako stary człowiek wciąż nie mogę w to uwierzyć. Z jakiego powodu to robią? Dla seksu? Telewizora? Samochodu na raty? Czy dzieci? Dzieci, które zrobią potem dokładnie to samo co oni?
We wczesnej młodości, kiedy przechodziłem z jednej pracy do drugiej, byłem na tyle głupi, że czasami mówiłem do moich współpracowników: ‚Hej, szef może wejść tu w każdej chwili i zwolnić nas wszystkich, tak po prostu, nie rozumiecie tego?’
Tylko na mnie patrzyli. Przedstawiałem im coś, czego nie chcieli do siebie dopuścić.
Obecnie w przemyśle są ogromne zwolnienia (huty, zmiany technologiczne w innych fabrykach). Są zwalniani setkami tysięcy, a na ich twarzach maluje się zdumienie:
‘Oddałem 35 lat swojego życia…’
‘To niesprawiedliwe’
‘Nie wiem, co robić’
Nigdy nie płacą niewolnikom wystarczająco dużo, żeby mogli się wyzwolić, tylko w sam raz, żeby mogli przeżyć i wrócić do pracy. Byłem w stanie to dostrzec. Dlaczego oni nie byli? Doszedłem do wniosku, że ławka w parku albo bycie ćmą barową były tak samo dobre.
Właśnie napisałem o tym wszystkim z odrazą i przyniosło mi ulgę wyrzucenie z siebie tego gówna. A teraz, gdy jestem tak zwanym zawodowym pisarzem, po tym jak zmarnowałem pierwsze 50 lat życia, odkryłem, że istnieją kolejne odrazy.
Pamiętam, jak kiedyś pracowałem jako pakowacz w pewnej firmie oświetleniowej i jeden z pakowaczy powiedział znienacka: ‘Nigdy nie będę wolny!’
Jeden z szefów przechodził (nazywał się Morrie) i wypuścił z siebie taki uroczy rechot, czerpiąc satysfakcję z faktu, że ów pakowacz był uwięziony na całe życie.
Zatem szczęście, że udało mi się w końcu wydostać z tych miejsc, nieważne ile czasu mi to zajęło, dało mi poczucie radości, radosną uciechę z cudu. Obecnie piszę ze starego umysłu i starego ciała, dawno po czasie, w którym większość ludzi nadal myślałaby o czymś takim, ale skoro zacząłem tak późno, jestem sobie to winny i choć słowa zaczynają się chwiać, i trzeba mi pomoc wejść po schodach, i nie potrafię odróżnić błękitnika2 od spinacza do papieru, to wciąż czuję, że coś we mnie będzie pamiętać (nieważne jak stary będę), jak przeszedłem przez mordęgę, gówno i harówkę do przynajmniej wspaniałomyślnej metody na śmierć.
Nie zmarnować zupełnie swojego życia wydaje się godnym szacunku osiągnięciem, nawet jeśli tylko dla mnie samego.

Twój chłopak
Hank”

poniedziałek, 29 lipca 2013

Budowlanka.

Długo się zastanawiałam, czy coś napisać. Ostatnio nie mam ochoty tu zaglądać i dzielić się z wami moimi refleksjami.
A jednak to robię. Dziś właśnie minął miesiąc odkąd nie pracuję. Chodze na rozmowy, załatwiam sobie jakieś tymczasowe prace, ale to wszystko to totalna kapusta.
Przecież nie mogę sie załamywać.
Nie mam żadnych pieniędzy na sierpień, a wręcz jestem zadłużona.
I do tego wszystkiego jeszcze przestawiłam swój tryb, na nocny.
Nie mogę spać, jężdżę rowerem, wracam nad ranem.
Piję alkohol.
Nie mogę się powstrzymać, łagodzi to wszytsko wokół mnie.
Wiem, że to usprawiedliwienie swojego postępowania. Wiem, to doskonale.
W ciągu tego miesiąca, bardzooo wiele się wydarzyło. Złego i dobrego. Bardziej złego, co pomogło mi trochę urosnąć w doświadczenia.
Można by rzec, że poznałam trochę bardziej ludzką naturę. Też i swoją. Przede wszystkim.
Nabrałam większego dystansu do siebie, do tego co mnie otacza.
Odnalazłam swóje stare pamiętniki.
Pisałam wtedy wiersze.
I patrząc przez pryzmat lat, byłam bardzo smutnym i ponurym dzieckiem.
Oto wiersz:

Pytanie: Kim jestem?
- Człowiekiem...? czy cieniem człowieka?
- żyję? a może tak długo umieram...

Pojawiają się miedzy kartkami słowa zwątpienia, śmierć, samotność.
Nawet mój temat maturalny, dotyczył samotności.
Czemu przez tyle lat ciągnie się ten temat za mną?
Co mnie jeszcze zaintrygowało w tych moich pamiętnikach to, że zadawałam pytania, na które i tak nigdy nie otrzymywałam odpowiedzi.
Po co to robiłam?

sobota, 13 lipca 2013

Feministyczno-lesbisjki poemat o zniewieściałych chłopcach, pijaństwie i narkotykach.





Pewnie zastanawia was, skąd wziełam pomysł na nazwę postu?
Otóż, po rozmowie ze znajomym i o tym, że chcę o czymś napisać, doradził mi, abym właśnie tak go zatytuowała. I jest. Bardzo mi się podoba. A czy wam się podoba, czy nie, to mnie to gówno obchodzi. Sorry. To mój blog, mój post i moje pierdy w nim.

Skoro w tytule jest słowo "POEMAT" - to niech tak się do cholery stanie.
A co!
Zmieniam orientację. Śniły mi się cycki. Dobra, pierdolę głupoty. Jestem Bi- kocham kobiety.
Mogłabym być teraz z jakąś. Jak na razie, mam już przesyt mężczyzn. Albo nie, jakoś nie chcę nikogo.

Uwaga!

Byłabym z Tobą - albo rozłogą...
Jako smakujesz, aż się zepsujesz!
Ej? weź spierdalaj!
Będę brał Cię i gnał Cię, jak jest, tak jest.
Dla mnie- niee?
Będę brała Cię na wannę w kształcie...

Koniec!

Dobra tam, nie chce mi się pierdolić o tych chłopcach/mężczyznach. Nie będę o nich pisać. Jebać ich. Już mi się znudził ten temat na blogu.
Teraz może dojebię o przyjaźni. To trwalsze.

UWAGA:

Mam przyjaciół niewielu - znajomi chcą ode mnie bajzelu albo szmelu. 
Jak wolisz, ziom!
- cho na piwko na przeciwko! dam ci magnezu i dorzucę pierzu.
chętnie ci pomogę, ale pokaż swoją nogę albo - daj na piwo?!

Było feministycznie, trochę lesbijsko, to może teraz narkotyki riki -tiki?

Gibongo Zajebongo!
Ty jesteś jak choroba ile cię trzeba palić ten tylko się dowie,
 kto cię dymał...
- dajesz mi wiarę, 
-  dajesz mi siarę i robię sobie dziarę za dziarę!
Bo człowiek człowiekowi wilkiem, a zombi zombi, zombi...

Daj żyć! - to o zniewieściałych chłopcach.

Więc zostało - pijaństwo!

- I pozostanie ono do końca mych dni...
na wieki wieków amen.
Kamień. 

Koniec tych wierszyczków. Już mi się znudziły.

Mam ochotę na chamski melanż. Na coś niestandardowego. Potrzebuję małej adrenalinki.
Orgazmu?
Nie wiem nazywajcie sobie jak to chcecie...

Ej???
Ostatnio zauważyłam fajną sprawę. Coraz więcej uśmiechniętych ludzi na ulicy, w komunikacji. Jak super!

Przyjemnie. I nawet sporo pomocnych, otwartych. Świat zmierza ku lepszemu heheh

Poznałam kilka nowych osób. Dość specyficznych i bardzo ich polubiłam. Jednak nowa krew, nowe znajomości pobudzają życie od nowa. Mam ochotę ich słuchać, dowiedzieć się czegoś nowego. Ale nie za dużo i nie za długo. Żeby mnie za szybko nie zmęczyli.
Jak na razie, świetnie się bawię.

Takich wakacji długich to jeszcze od matury nie miałam. Przynajmniej mam czas na różne zajęcia, na które rzekomo nie miałam podczas pracy. Albo ich nie chciałam mieć.
Zaczynam doceniać swoją samotność.
I bardzo sobie ją cenię, jak i innych ludzi. Oczywiście.
Aaa. Zapomniałam. Od nowa, wyrobiłam sobie czytanie książek w tygodniu, nie w mc. To takie super, oderwanie się w ten świat kartek papieru.
Literatura zaczęła mnie znowu uspokajać. I dawać nowe spojrzenie na pewne sprawy, na które pewnie nie znałam albo zapomniałam odpowiedzi. Przez to mechaniczne życie, które mnie otacza i w którym sama uczestniczę. Nie zauważanie kluczowych problemów. W ralacjach, każdych.
Wieża Babel.
Tyle w tym temacie.
Idę spać.
Dobranoc.












wtorek, 18 czerwca 2013

Marion Delorme.

OK, już się uspokoiłam.



Wczoraj spotkałam się z kolegą, trochę mi natłukł oliwy do głowy, wyjaśnił pewne spawy dość ważne, nie tylko dla mnie, ale dla człowieka. Już inaczej na to patrzę.
Moje życie się zmienia szybciej niż jestem w stanie to ogarnąć. Ale  z moim ADHD poniekąd stwierdzonym przez specjalistów, powinnam ogarniać taki tryb, to coś dla mnie.
Ja nie potrafię ogarniać na spokojnie, ja muszę mieć zapierdol, młyn, kopniaka w dupę. Wtedy automatycznie się ogarniam jak strzała.
W sumie to mój ostatni tydzień w tej pracy. Od piątku mam urlop i lecę do Paryża. A jak już wrócę, to nie będzie niczego. heh. Trochę mnie to bawi. Bawi mnie moje życie. Ludzi których spotykam. Mam wrażenie, że jestem z innego świata.
Ogólnie to już mniej osób mnie wkurwia i sytuacji. Chyba leki zaczynają działać. Mam wyjebane. Nic nie muszę. Siedzę w tej pracy, już na totalnym luzie. Bo co tu robić? Jak tu nie ma nic do pracy...
Marazm.
Siedzenie, siedzenie, klikanie w internecie. Co prawda teraz szukam sobie pracy, pisze bloga, klikam na GM. Uczę się angielskiego.
Takie moje zajęcie. Jakiś tel odebrałam, jakiegoś e-mail napisałam, pocztę otworzyłam i tyle.
Nie no, to praca lekka, ale czy ja kurwa chcę takiej pracy? chyba nie. Chcę coś robić, a nie udawać.
Ja jebe.

Piszę sobie właśnie z koleżanką na gmailu i tak jakoś zeszło na relacje damsko - męskie.
No i do czego doszłyśmy? a to do tego, że większość panów, chciałaby mieć skromne, grzeczne dziewczynki, które mało co się odzywają, a jak już to do lodzika. I budzą ich rano pod kołderką pysznym lodzikiem. W stylu: - "chapaj dzidę świnio ;P"
Ten tekst mnie tak rozjebał, że do tej pory się śmieje. Losie. heheh
Niestety to fakty.

I tak nas ciągle zastanawia, dlaczego oni tak zwyczajnie pierdolą. Niby chcą silnej zdolnej, inteligentnej kobiety, a w większości wybierają puste laski, tipsiary, co są prostolinijne bez żadnych wyższych celów i zainteresowań. A te super, laski są singielkami.
O co tu kurwa chodzi?
to ponoć kobiety są skomplikowane, ale ja ciągle uważam, że to w inną stronę idzie...

https://www.youtube.com/watch?v=A93Uk9yjzhY




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Prokrastynacja.

Dzień dobry - Prokrastynacjo!

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=FCuCXoZgNe4#!

jesteś ze mną każdego dnia.
Kto wie, jak długo jeszcze ze mną zostaniesz. Jak na razie, przez Ciebie jestem nie zdolna do niczego.



Ja pierdolę! chce mi się krzyczeć. Jak na razie, wszystko jest do dupy. KUrwa!
Właśnie się dowiedziałam, że mój szef nie przedłuża ze mną umowy. Od lipca jestem bezrobotna.
Noo. pięknie, będę mogła spokojnie chodzić na terapię. Albo nie, oddam się dobrowolnie na Sobieskiego tam przynajmniej będę miała zapewnione spanie i jedzenie.
Lepiej być nie może. Zawaliłam studia, teraz nie mam pracy, leczę się na depresję. Co mnie kurwa jeszcze spotka. Zamiast być lepiej, to jest coraz gorzej. Tracę wszystko po kolei...
Tak, będę się użalać, mam dziś taki dzień.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=rnO1OYQa200#at=114

Jestem totalnym gamoniem, matołem, który jak widać nie nadaje się do niczego.
Ja muszę się z tego wyleczyć, bo nie wiem, jak ja skończę.
Skoczę z mostu!



Wprawdzie, wysłałam CV do takiej babki do Agencji Reklamowej z informacją, że od lipca nie mam pracy, żeby pomogła, do znajomego, który chciał mnie wkręcić też do Agencji Eventowej, ale to wszystko nie pewne.
Nosz kur!
Od początku roku moje życie wiruje, zmiana pracy, zawaliłam studia, wycieczki do Paryża, rozstanie z miłością, wstrząśnienie mózgu, depresja, teraz strata pracy i faszerowanie się antydepresantami. Co mnie jeszcze spotka? Ile będę tak wirować...
Niee, niee, ja w to nie wierzę!!!
Niby liczyłam się z tym, że może mi nie przedłużyć, ale myślałam, że to raczej niemożliwe. A jednak się przeliczyłam i chuj.
Co teraz?
czekać na pracę nie będę- szukam, działam. Ale znowu mnie strach ogarnia i lęk.



Marta, tylko spokojnie. Wszystko się przecież ułoży. Przecież sobie poradzisz. Zawsze sobie dawałaś radę. Masz teraz słabszy okres. Ale to minie, poukładasz sobie wszystko.
Jesteś dzielna, wiesz o tym. Dobra, dość tego pierdolenia.
Jak nie ta, to inna. Może to znak, że powinnam coś zmienić. Ale tak myślałam w styczniu, że będzie lepiej. Widocznie, to nie to. W sumie, ja się nie nadaję do pracy biurowej. Ale mimo tego, miałam tu swój ciepły kurwidołek, zagrzany, pewny. Do dziś.



Muszę się uspokoić. Muszę odpocząć. Zniknąć na kilka dni. Przemyśleć wszystko i podjąć jakieś kroki. 1 lipca mam wizytę u psychiatry. Niby mam mieć tę terapię, ale nie informuje mnie coś.
Zapytam go, jak się pojawię u niego. Jak mnie zapyta, jak się czuję, powiem, że straciłam pracę i jest coraz lepiej.



Odciąć się trzeba, zmienię numer, żeby trochę się wyciszyć i żeby nikt mi nie przeszkadzał w tym odpoczynku. Nie katował telefonami, tym gdzie jestem itepe.
A było tak miło w ten week. Cały czas na rowerze, spotkania ze znajomymi do rana nad Wisłą. Przyjemnie, a tu taka niespodzianka w poniedziałek.
Nie ukrywam, że jest mi smutno trochę. I myślę o tym.


Uspokoiłam się już. OK. Już mi lepiej.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=93ASUImTedo#!

Muszę posłuchać muzyki, ona mnie relaksuje jakoś.
Na razie.



czwartek, 13 czerwca 2013

Get free.

https://www.youtube.com/watch?v=ytIfSuy_mOA



Aaa.
Jak mi dobrze.
Wczoraj od godz. 18 do godz. 24 jeździłam na rowerze. Wyjechałam z Gocławia na Ursynów, potem do centrum i na Powiśle, tam odpoczynek w gronie znajomych i ze znajomym na Białołękę. Oj, zrobiłam mimo wszystko kilka km.
Dzisiaj rano jak się obudziłam, to czułam się jak osa hehe.
Spędziłam bardzo miło popołudnie. Przypadkiem spotkałam kilku znajomych, nieznajomych, a później okazało się, że doszedł nasz wspólny kolega, który był nieco zaskoczony, że ja tam siedzę i z tego powodu, jego znajoma zrobiła sobie ze mną zdjęcie.
Czuję wolność, jadąc rowerem. Wiatr we włosach. Cudowne uczucie.
Wyzwolenie.



Było ciepło, przyjemnie, alejki oświetlone wzdłuż Wisły. Wstąpiliśmy jeszcze na chwilę pooglądać fontanny.
Kurde, noo, to było beztroskie. Mogę spokojnie napisać, że było mi dobrze i byłam zadowolona.



A dziś jak sobie jechałam do pracy, to sobie myślałam o tym, jakby to było, gdyby mnie nie było. Czy ktoś zauważyłby, że mnie nie ma , że zniknęłam albo umarłam, nie wiem. Czy komuś tak naprawdę zrobiłoby się smutno, czy ktoś tęskniłby za mną albo wspominał mnie dobrze.
Ciekawe, jakby wtedy mnie postrzegali, jakby mówili o mnie. Hmm
Od dawna mnie to zastanawia.
Mam ochotę zniknąć na jakiś czas, odpocząć od ludzi i tego wszystkiego. Przeprowadzić się, zmienić nr tel, nie wracać na FB, tak ulotnić się na jakiś czas i poznać siebie., Co mam w sobie.
Chcę mieszkać sama. Może to nastąpi już niedługo. Rozmawiałam z sis, więc pewnie wakacje. Mój brat się wprowadza na moje miejsce. Więc spokojnie mogę ich opuścić bez wyrzutów sumienia. Zabiorę psa, żebym nie była taka samotna, bo ja bez tego psa żyć nie mogę. To miłość bezwarunkowa, Ona mnie kocha miłością prawdziwą. Po co mi jakiś mężczyzna - ja już wybrałam. Mam psa. jest wdzięczna, że ją tulę, miziam, daję jej jeść i spaceruję.
To lekarstwo na zło tego świata.
Czuję się niekochana.
Samotna (mam psa) ale wśród tłumu.
Jestem niedopieszczona, samotna, niekochana,
Dziękuję i do widzenia.



wtorek, 11 czerwca 2013

Red car

Witajcie!

minął tydzień od abstynencji. Nie wiem, dlaczego to liczę, ale wydaje mi się, że minęło trochę więcej czasu, a pewnie dlatego, że ciągle ktoś, gdzieś zaprasza na alko...

W tym czasie, a raczej w ciągu tego tygodnia sporo się wydarzyło. Dla mnie, sporo... Tydzień biorę już tabletki antydepresyjne. Od czwartku uczestniczyłam w festiwalu Capoiery. Poznałam dużo nowych i ciekawych osób. Strasznie, ale to na maksa wkręconych w tę kulturę. Pokazali mi zalążek tego i bardzo mi się to spodobało. Zaczynam to trenować.
Zmieniam tryb, poza tym, sport - to dodatkowy hormon szczęścia.
Widziałam, jak Ci ludzie się cieszą, jak nawzajem się nakręcają. Jakoś tak pozytywnie na mnie wpłynęli.
W sobotę mieliśmy imprezę w klubie w temacie :"afro-brazylijską". Zabrałam tam ze sobą moją przyjaciółkę, też jej się podobało, tylko był jeden epizod, strasznie wkurzył mnie ochroniarz, ale to już nie będę o tym pisać. Hehe.



W ramach zróżnicowania sobie wieczoru, skoczyłyśmy z koleżanką do klubu obok. Tam było uraczyli nas trzema drinkami za free (ja nie piłam). Wzięłam na siebie dla Anulki, to sobie skorzystała.
Powiem tak: - impreza na trzeźwo ostatnio bardziej mi się podoba niż po alkoholu.



Mówię Wam, to co ja zobaczyłam, to istna groteska. Ludzie, którzy tam przychodzą, ich stroje, miny, zachowania, to jak się poruszają- to było na maksa żałosne. DJ, który ledwo co się mieścił za didżejką z wielkim brzuchem i gramofonami, jak dla 6 latka, udawał, że coś tam robi i włączał muzykę z radia.
Losie...            
                                                   


Z wrażenia to sobie na jego tle zdjęcie zrobiłam, żeby zapamiętać ten żałosny widok. Poza tym, laski tańczyły na barze, ale tak paskudne, że nie dało się na nie patrzeć, ale oczywiście, panowie już zrobieni po alkoholu patrzyli, jak na mięsooo. Fuja.
Cóż.
To właśnie robi z nas alkohol. Jak chcesz zobaczyć siebie na imprezie, przyjdź raz trzeźwy, to będziesz pił mniej od razu mniej albo w ogóle. Hehe.
Jak ja się tak zachowywałam, to jest mi na maksa wstyd.
Najlepsi byli też panowie, co stali przy barze, w koszulach Ralpfa Laurena, pili najlepsze drinki, tańczyli do tej beznadziejnej muzyki i walili ręką w stół. Naprawdę, świetna zabawa przy barze.
Jak już się upili dobrze, to poszli na parkiet wyrywać te wszystkie ślicznotki, które w dzień są pasztetami.
Ale to nie były tylko moje spostrzeżenia trzeźwej osoby, moja Ania, była po kilku drinkach i również była załamana i płakała ze mną ze śmiechu.
Nudzić się nie nudziłyśmy.
Po tym klubie, wróciłyśmy do naszego. Tam zostaliśmy do 3 i do domu.
Wracałam nocnym, który był tak rozśpiewany, jak wycieczka szkolna. Przyłączałam się czasami, jak znałam tekst.
Nie picie, a bycie z pijanymi się udziela.




A w niedziele zakończenie festiwalu i uczta wieczorna. Tylko ja byłam spoza grupy, reszta to Ci to trenują i trenerzy. Każdy miał coś przynieść do jedzenia. Były specjalne dania brazylijskie, muzyka, instrumenty, a  na koniec film.
Było, przyjemnie, miło i czułam się jak ze starymi znajomymi. Naprawdę potrafią wprowadzić miłą atmosferę.
Kończę, bo mi się spać chcę.
Pozdrawiam,

Szukaj na tym blogu