Translate

piątek, 25 listopada 2016

Bezdech dziecka.

Trzecie spotkanie.

Pyta mnie czy mam przemyślenia po ostatniej wizycie i jak się czułam i czuję.
- Nijak. Odpowiadam.
Choć te książki, które mi Pani poleciła trochę mi pomogły.
- Którą książkę Pani przeczytała?- zapytała.
- Toksyczni rodzice. Przeczytałam całą.
- Czy ta książka jakoś Pani pomogła zrozumieć pewne sprawy?- dodała.
- Tak, znalazłam tam siebie i historie podobne do moich. Już znam pojęcie toksycznych rodziców. wiem, co nimi kierowało i dlaczego tak a nie inaczej traktowali mnie, a dziś ja myślę o sobie. Zaczęłam czytać tę drugą. Koniec współuzależnienia. Ona pewnie też będzie miała dla mnie kilka odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jestem po pierwszym rozdziale, ale już znalazłam w nim informację, że 'współuzależnienie' są bardziej chorzy niż "uzależnieni". Kontrolowanie, zamartwianie się. Życie ich życiem, a nie swoim. Brak odzielenia się od nich i ich problemów. Wyrzuty sumienia za każdym razem jak nie uda się zapanować nad sytuacją. Obsesyjne sprawdzanie i analizowanie. Tak, to wyczytałam i ja to mam. Była tam wzmianka o kobiecie, która umarła w wieku 33 na "starość". Zz dużo stresu i współuzależnienie ją zabiło. Ja nie chcę tak żyć.

Podsumowała to, że to dopiero początek jak będę zauważać coraz więcej w sobie tego, że nie mam kontroli nad swoim życiem i jak będę ją odzyskiwać to moje życie będzie się diametralnie zmieniało.
Jak tylko zacznę słuchać swojej intuicji, która jest przygaszona innymi, którzy odebrali mi moje własne zdanie i myślenie poprzez narzucanie "swoich" prawd.
Moje życie, emocje, uczucia powoli zaczną być tylko moje. Niczyje inne. jakie to musi być cudowne. Ciekawa jestem tego wszystkiego.

Po chwili zapytała mnie.

- Za co Pani ma największy żal do taty?
Zaczęłam płakać. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Po chwili jednak cicho i drżącym głosem wydusiłam kilka słów.

- Za to, że nas zostawił, za to, że nie był taki prawdziwy tata, że na mnie krzyczał, że mnie nie przytulał, że nie kochał, że pił. Dużo tego jest.

- Ma Pani dużo żalu i złości dla taty. - podsumowała moje dukanie.
- A na 100 % ile Pani dałaby tacie za pozytywne chwile jakie Pani z nim miała?
Znowu zaczęłam płakać. Dusiło mnie gardle, zaczęła mnie boleć głowa. Czułam, że puchnę.

- 40%, ale nie jestem pewna, czy ja sobie tego nie wymyśliłam, czy ja bym tyle chciała mieć. Ale wydaje mi się, że 20/100. Tak, zostanę przy 20%.
Zaczęłam jej opowiadać o tych 20% dobrych chwil z moim ojcem.
- Czyli nie jest to 0%, jest 20% to dużo. To naprawdę dużo.
- Dla mnie nie, dla mnie to bardzo mało - dodałam ciągle płacząc.
- Pani Marto, teraz Pani tego nie rozumie, ale na kolejnych sesjach będę Pani wyjaśniała, że to jednak bardzo dużo. Czyli ma Pani też dobre wspomnienia z ojcem.

Jak zaczęła mi to wyjaśniać i analizować nie rozumiałam jej. Chciałam krzyczeć, że przecież to jest nic. To nic a porównaniu z stuprocentowym zadowoleniem.


















piątek, 18 listopada 2016

Będę twoją panią.

Drugie spotkanie. 

Wizyta odbyła się o godzinie ósmej. Myślałam, że nie wstanę, bo jednak do rannych ptaszków nie należę.
Zapytała mnie, czy po ostaniej wizycie mam jakieś przemyślenia.
Stwierdziłam, że chyba o czymś myślałam.
Np.
- nie matkować!
- nie oceniać!
- nie doradzać!

To oczywiście dotyczy mojej rodziny, którą mamy się zająć.
Na niej się skupiamy. Ale i nie tylko. Znajomi też. Te wszystkie hasła z "nie" są celowe, bo siostra, brat i rodzice wciągają mnie w swoje problemy, a ja denerwuję się i strasznie to przeżywam. Ja się o nich troszczę jak matka i czuję się bezsilna jak nie potrafię im doradzić i zrobić za nich wszystkiego.
Matka Polka. Wszystkie dzieci moje są.

- "Proszę Pani, to właśnie o to chodzi, żeby Panią od nich odciąć. Oni są dorośli, Pani też. Nie może Pani ponosić za nich odpowiedzialności. Pani jest dorosła i musi sama o siebie zadbać. Nie może żyć Pani ich życiem.

Też mi się tak wydawało. Dlaczego mimo to czuję wyrzuty sumienia? -  Bo oni je we mnie wzbudzają. Jestem ich ofiarą. Wylewają na mnie swoje kontenery.


Po pewnej chwili Pani psycholog dodała.

-"Ma Pani bardzo toksyczną relację z siostrą. Chciała, żeby Pani była jej na własność. Nie akceptowała i nie szanowała Pani decyzji z góry twierdząc, że są złe. Nie pozwalała Pani być sobą. Wyśmiewała się z Pani. Zazdrościła Pani.
Kolejna sprawa. Czy nadal chce Pani ratować brata? czy to ma sens? On powinien być już odpowiedzialny za siebie. Jeśli Panią poprosi o pomoc i Pani będzie sie z tym dobrze czuła, nie będzie to kolidowała z Pani uczuciami i komfortem, to niech Pani pomaga. A jeśli coś będzie niedobre i będzie Pani robiła wbrew sobie, bo robię to ze względu na to, że to mój brat. To proszę nie robić tego. Słuchać siebie. To też tyczy się innych członków rodziny jak i znajomych.

Ja nie lubię swojej rodziny. Oni mnie denerwują, dołują, dobijają. Nie chcę ich znać. Wstydzę się ich.

- "skoro uważa Pani, że chce ograniczyć z nimi kontakt, to niech Pani tak robi, jak czuje. Po skończonej terapii, będzie Pani wtedy mogła RACJONALNIE stwierdzić, czy chce Pani z nimi utrzymywać kontakt czy nie i na jakich zasadach.
Czas nam się kończy. Widzimy się za tydzień.

Podsumowała i czas się dla nas skończył.
Do zobaczenia w czwartek.

Wariatkowo emocjonalne.

Pierwsze spotkanie. 

Przedstawiła się, powiedziała czym się zajmuje. Później była kolej na mnie.
- "Niech mi Pani coś opowie o sobie"- zapytała.
Hmm. Powiedziałam, że bardzo nie lubię opowiadać o sobie, bo to takie "dziwne pytanie?". Co tu mówić w sumie. Opowiadałam o tym, jak zaczęłam się rozwijać, jakiego mam cudownego narzeczonego i jak dobrze się razem ze sobą czujemy. Że w pracy dobrze, choć wcześniej się nie czułam w niej dobrze. Dopiero po roku się odnalazłam i rzeczywiście dogadujemy się. Z szefową. Z innymi też, choć nikt nikogo nie osacza, nie dopytuje. Mamy swoje przestrzenie, które nam odpowiadają.

- "Skoro tak dobrze Pani opowiedziała o sobie, o pracy, Ukochanym, to teraz może coś o Pani rodzinie?"- dodała.

RODZINA.

Na sam wydźwięk tego słowa aż mnie ścisnęło gardło. Zaczęłam mówić i nagle dopadł mnie ścisk gardła, uderzenie gorąca i płacz. Gorzki płacz. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po chwili zaczęłam jej opowiadać. Po kolei. Mojej kolei.
Mama, ojciec, siostra, brat.

Nagle odezwała się i wtrąciła.
-"słyszę i widzę po Pani, że temat rodziny bardzo na Panią wpłynął. Wcześniej jak Pani mówiła o pracy, życiu osobistym tryskała Pani energia, a tutaj...Mocno Pani to przeżywa. Po chwili. Mamy do przerobienia temat rodziny.

Rodzina. Z czym mi się kojarzy? - raczej z niczym przyjemnym. Synchroniczny stres, lęk, złość, agresja, niepokój. Chłód, zimno. Uciekanie do sąsiadów. Brak snu. Brak jedzenia. Stare ubrania. Poczucie winy, kula u nogi. Żałuję, że się urodziłam.

Sporo mamy do przepracowania. W sumie każdego członka Pani rodziny, bo z każdym łączą Panią silne emocje. Obarczyli Panią strasznym ciężarem. Jeszcze ojciec pijący, a Pani współuzależniona.
Mama to też będzie oddzielny wątek i na dłuższą rozmowę.

Ukochana rodzino! - tak to ironia. Nie wiem jakie będą nasze losy, ale koniec może być dla nas różny.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Wasza Osin.

Szukaj na tym blogu