Translate

wtorek, 11 czerwca 2013

Red car

Witajcie!

minął tydzień od abstynencji. Nie wiem, dlaczego to liczę, ale wydaje mi się, że minęło trochę więcej czasu, a pewnie dlatego, że ciągle ktoś, gdzieś zaprasza na alko...

W tym czasie, a raczej w ciągu tego tygodnia sporo się wydarzyło. Dla mnie, sporo... Tydzień biorę już tabletki antydepresyjne. Od czwartku uczestniczyłam w festiwalu Capoiery. Poznałam dużo nowych i ciekawych osób. Strasznie, ale to na maksa wkręconych w tę kulturę. Pokazali mi zalążek tego i bardzo mi się to spodobało. Zaczynam to trenować.
Zmieniam tryb, poza tym, sport - to dodatkowy hormon szczęścia.
Widziałam, jak Ci ludzie się cieszą, jak nawzajem się nakręcają. Jakoś tak pozytywnie na mnie wpłynęli.
W sobotę mieliśmy imprezę w klubie w temacie :"afro-brazylijską". Zabrałam tam ze sobą moją przyjaciółkę, też jej się podobało, tylko był jeden epizod, strasznie wkurzył mnie ochroniarz, ale to już nie będę o tym pisać. Hehe.



W ramach zróżnicowania sobie wieczoru, skoczyłyśmy z koleżanką do klubu obok. Tam było uraczyli nas trzema drinkami za free (ja nie piłam). Wzięłam na siebie dla Anulki, to sobie skorzystała.
Powiem tak: - impreza na trzeźwo ostatnio bardziej mi się podoba niż po alkoholu.



Mówię Wam, to co ja zobaczyłam, to istna groteska. Ludzie, którzy tam przychodzą, ich stroje, miny, zachowania, to jak się poruszają- to było na maksa żałosne. DJ, który ledwo co się mieścił za didżejką z wielkim brzuchem i gramofonami, jak dla 6 latka, udawał, że coś tam robi i włączał muzykę z radia.
Losie...            
                                                   


Z wrażenia to sobie na jego tle zdjęcie zrobiłam, żeby zapamiętać ten żałosny widok. Poza tym, laski tańczyły na barze, ale tak paskudne, że nie dało się na nie patrzeć, ale oczywiście, panowie już zrobieni po alkoholu patrzyli, jak na mięsooo. Fuja.
Cóż.
To właśnie robi z nas alkohol. Jak chcesz zobaczyć siebie na imprezie, przyjdź raz trzeźwy, to będziesz pił mniej od razu mniej albo w ogóle. Hehe.
Jak ja się tak zachowywałam, to jest mi na maksa wstyd.
Najlepsi byli też panowie, co stali przy barze, w koszulach Ralpfa Laurena, pili najlepsze drinki, tańczyli do tej beznadziejnej muzyki i walili ręką w stół. Naprawdę, świetna zabawa przy barze.
Jak już się upili dobrze, to poszli na parkiet wyrywać te wszystkie ślicznotki, które w dzień są pasztetami.
Ale to nie były tylko moje spostrzeżenia trzeźwej osoby, moja Ania, była po kilku drinkach i również była załamana i płakała ze mną ze śmiechu.
Nudzić się nie nudziłyśmy.
Po tym klubie, wróciłyśmy do naszego. Tam zostaliśmy do 3 i do domu.
Wracałam nocnym, który był tak rozśpiewany, jak wycieczka szkolna. Przyłączałam się czasami, jak znałam tekst.
Nie picie, a bycie z pijanymi się udziela.




A w niedziele zakończenie festiwalu i uczta wieczorna. Tylko ja byłam spoza grupy, reszta to Ci to trenują i trenerzy. Każdy miał coś przynieść do jedzenia. Były specjalne dania brazylijskie, muzyka, instrumenty, a  na koniec film.
Było, przyjemnie, miło i czułam się jak ze starymi znajomymi. Naprawdę potrafią wprowadzić miłą atmosferę.
Kończę, bo mi się spać chcę.
Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu