Translate

środa, 11 września 2013

Boogie-woogie.



"Celem życia jest żyć. To znaczy być świadomym – radośnie, do upojenia, pogodnie, bosko świadomym."H.M. - a wy jesteście?
Boli mnie głowa myśląc o tym. 
Chcę żyć, po prostu. Co to znaczy? 
Czy ktoś może mi wyjaśnić?
Czy żyć znaczy być świadomym tego, co mnie czeka, tego, że muszę czasami się podporządkować komuś, że są jakieś koleje losu, że umrę, że doświadczę jeszcze milion  różnych przykrych i wesołych przeżyć?
Co to znaczy "celem życia jest żyć"?
Jaki ja mam mieć cel, jak ja nie mam żadnego teraz i to jest ten cel życia? 
z dnia na dzień, przeżywać, to co czeka za rogiem? co jest spontaniczne i tylko trochę kontrolowane przeze mnie?
Ostatnio mam wbrew pozorom sporo zajęć, mimo bezrobocia. Śmiejcie się lub nie, ale życie osobiste to też praca. Przez week, miałam zdjęcia próbne do filmu, później ten śmieszny teleturniej, w miedzy czasie kino urodziny, melo i tego typu zajęcia. Wiem, że znowu zamulam, ale czy zastanawialiście się nad tym kiedykolwiek?
Weekend miałam dość intensywny. Oj bardzo w "cugu" od piątku do poniedziałku. W piątek byłam na koncercie na Placu Zabaw - miałam swój świat - standardowo, jakieś dziwne sytuacje, chore gadki, dziwni ludzie, którzy się kręcili wokół mnie i to co im mówiłam. Na szczęście, miałam koleżankę obok, która kontrolowała moje zachowanie i pilnowała, żeby mi się nic nie stało. W sobotę na kacu na zdjęcia na Ursynów, wypiłam w drodze butelkę wody. Tam to był kosmos, ja wyglądałam jak horror i to był horror. Haaha
Przebrali mnie w ciuszki z lat wojennych, zrobili fryz i przedstawili scenkę, w której mam zagrać. Czyli, jestem trzymana przez ss-mana, wyrywam się i patrzę, jak gwałcą moją siostrę. Tak mnie trzymał, że do dziś mam siniaki hehe
Miła, otwarta ekipa. Wieczorem urodziny kumpla nad Wisłą, było bardzo sympatycznie, ale strasznie się upiłam. Odprowadziła mnie znajoma i wróciłam do domu na rowerzeeeeeee. Aaaa. Szczęśliwie. Za to niedziela, ah niedziela i ten śmieszny teleturniej. Zaspałam, spóźniłam się 30 min, i jak to na planie, czekałam 2 h aż zaczną. od 9 do 21. Losieee. Za to poznałam w ciul osób, od razu wymiana telefonów etc. Matko i córko. 
Nie chce mi się opowiadać, ale telewizja jest do dupy. 

Czas chyba na to, żeby się ogarnąć w taki sposób, żeby się czuć dobrze ze sobą i nie przesadzać z używkami. Kończę z tym na jakiś czas.
Trzymajcie się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu