Translate

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Pogotowie alkoholowe.

DDA, współuzależnienie, życie z alkoholikiem.

Opisz swoje życie w dwóch zdaniach? Ja opisuję swój ostatni tydzień do reszty nie chcę wracać. To samo wraca.

Codziennie rano wstawałam z myślą, czy jeszcze żyje. Nerwowo sprawdzałam telefon, FB i inne komunikatory. Budziłam się w nocy cała spocona, nie mogąc złapać oddechu. Szczękościsk, ból głowy i spięte mięśnie. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam. Jakby mnie tam nie było. Jakby coś uleciało i nie mogło do mnie wrócić. Chciałam płakać, ale znowu nie potrafiłam. Strach mnie napędzał. Modliłam się tylko, żeby usnąć. Szukałam ciepła. Nerwowo rozglądałam się po łóżku i szukałam mojego Ukochanego. Znalazłam. Spał. Nie obudziłam. Wtuliłam się i powoli zasypiałam.
Zaczął dzwonić budzik 7:20. Drzemka 7:40. Zanim obudziła mnie drzemka, dzwonił telefon z tak straszliwym dźwiękiem, że wstałam na równe nogi. Dzwonił do mnie brat. Oddech krótki. Bełkocze. Nerwowy. Bardzo szybko mówi. Nie rozumiem go, sama zaczynam się denerwować. Podnoszę głos, proszę, żeby mówił wyraźniej i głośniej. Jest roztrzęsiony, krzyczy, że umiera. Prosi, żebym go zabrała. Powtarza to kilkukrotnie. Tłumaczę mu, że teraz nie mogę, jak skończę pracę. Proszę, żeby się położył, usnął i oddzwonię do niego później. Posłuchał i rozłączył się. Mimo, że poczułam ulgę, nadał czuję się zestresowana i na niczym nie mogę się skupić. Jestem zła. Na niego, na siebie, na wszystkich. Czuję się bezsilna. Wydzwaniał jeszcze kilka razy. Szantażował mnie emocjonalnie. Dostawałam już szału i musiałam go ciągle uspokajać, że będę po 18. Po pracy jadę do niego. Był u swojej dziewczyny, która g zamknęła. Nie mogłam się dostać do mieszkania, czekałam pod drzwiami. Rozmawiałam z nim przez drzwi, że zaraz przyjdzie jego dziewczyna i nam otworzy. Powiedziałam, żeby już czekał spakowany, bo zamówiłam taksówkę. Wyjaśniłam, że zabieram go tam, gdzie jego miejsce. Zanim przyjechała minęła godzina. Przez ten czas słyszałam jak rzygał, pluł, palił. Słyszałam jak nie może z niego wyjść potwór. Przeraźliwie mu się odbijało. Nie mógł się wyrzygać. Te odgłosy były przerażające. Jakby miał wyzionąć dusze. Przyjechała jego dziewczyna, powiedziała mi cześć, a  do niego nic. Jak już wychodziliśmy, to rzuciła w moje stronę takie słowa:
"Zrób coś z nim, on ma problem. On nawet w nocy wstaje do sklepu po wódkę." Kochana Dziewczyna. Szkoda, że nie widziała tego wcześniej i nie potrafiła mu pomóc. Palił strasznie dużo papierosów. Cały roztrzęsiony, czerwony, wychudzony. Wyglądał jak potwór. Pomyślałam, że to nie jest mój brat. Gdzie jest ten, z którym się wychowywałam. Co się stało. W taksówce w powietrzu wisi nieprzyjemny zapach. odór straszliwy. Alkohol ciężki unosił się w powietrzu. Nie mogłam tego znieść. Ponownie miałam ochotę krzyczeć. A on nerwowo zaczął mlaskać, ale tak, że stało się to wkurwiające. Myślałam, że nie dojadę do mieszkania. Poprosiłam kierowce, żeby otworzył nam okno i włączył głośniej muzykę. Miałam go dość. Jednocześnie chciałam na niego krzyczeć, a kolejnym razem tulić. Wysiedliśmy wcześniej. Spacer dobrze mu zrobi. Obok sklepu powiedział, że musi sobie kupić czteropak, bo nie zejdzie tak od razu. Będzie miał padaczkę. Kupił. Na początku się sprzeciwiłam, ale później zgodziłam. Przeczytałam w jakimś artykule, że rzeczywiście tak jest.  Padaczkę miał. Piwa wypite, kolejne kupił. Wypił wino, które było schowane na "wyjątkowe okazje". Wszystko wypił. Krzyczał, że go boli, że nie może tego znieść. Że umiera.
To był dzień pierwszy - wtorek.

Środa rano.
Telefon nie przestawał dzwonić. Nieznośny dzwonek dawał o sobie znać. Już nie potrzebowałam budzika i drzemki. Mój brat skutecznie mnie budził. Wpadałam w złość, że tylko ja muszę tego słuchać. Nie miał nikogo innego. Tylko ja zgodziłam się mu pomóc. Tylko ja, i ja i ja.
Załatwiłam z siostrą przerwanie ciągu alkoholowego na czwartek. Ale nie mogłyśmy czekać, bo zaczął demolować mieszkanie, nie spał, chodził, był nieznośny i absorbujący. Płakał. Krzyczał. Prosił i pomoc. Miał "białą gorączkę", delirium poalkoholowe. Umówiłam lekarza na 21. Przyjechałam od razu po pracy. Byłam 18:30. On nie śpi, chodzi. Wędruje. Gada jak najęty. Zagaduję go, pyta o której przyjedzie lekarz. Pytał co 5 min. Czas mu się dłuży. Dostaję szału, zaczynam na niego krzyczeć, żeby dał mi spokój, że tak jak mu mówiłam, lekarz będzie o 21, więc jeszcze mamy trochę czasu. On nic nie rozumie, nic do niego nie dociera. Staram się czymś zająć, ale nic mi się nic chce. Czuję strach. Smród alkoholu i fajek przysparza mnie o mdłości. Otwieram okna i spryskuję to odświeżaczem. Czuję, że przesiąkłam tym alkoholem. Wącham się nerwowo. Dobija 21. Lekarz wysyła mi sms, że się spóźni, bo ma problem z obecnym pacjentem.
Jeszcze tego brakowało. Nie mogę go uspokoić, wyzywa się na mnie, że lekarz robi mnie w chuja. Wydarłam się na niego i powiedziałam, że jak jeszcze raz przyjdzie i będzie mi ględził, to zaraz go uśpię innymi metodami. W końcu poszedł do swojego pokoju i leżał. Już nie wychodził. Usnął. Cud. Lekarz zjawił się łaskawie o 22:30, 1,5 spóźnienia. Poszliśmy do jego pokoju. Tam nie było kolorowo. Typowa melina. Bród, smród. A przecież mój brat tak bardzo lubi porządek i czystość. Widocznie wtedy mu jakoś nie przeszkadzało. Po wódce chyba juz nie istotny jest porządek, zapach i czyste ubrania. Ma na tym punkcie obsesje. Tak samo jak na czystości w pokoju, w łazience, w mieszkaniu. pokój wyglądał jak po wojnie. Rozlany alkohol, zupki chińskie, ubrania po całym pokoju. Firanka była szara. Kiedyś pewnie biała. Dywan zalany, na ścianie odpryski po winie. Kołdra bez poszwy. On w slipkach. Lekarz go budził. Po przebudzeniu był w szoku, ale wiedział, że lekarz ma przyjechać i mu pomóc. Wyjaśnił mu, po co tu jest, dlaczego to robi. Brat bełkotał. Lekarz wyjaśnił mu, że to ostatni dzwonek. Że w jego wieku i jeszcze młodszych na intensywnej terapii wysyła do kostnicy. Żeby się zastanowił, że teraz trzeba pomyśleć o terapii, o zaszyciu się i wróceniu do trzeźwości, bo może być za późno, a szkoda by było, gdyby taki młody człowiek już umarł. Brat ma 26 la. Pije od 6 lat. Z tego co ja wiem, ale pewnie już jako małolat zaczął. Myślę, że tak poważnie od 18 roku życia. Dał mu kroplówkę. Dorzucił relanium. Uśpił go. Wypisał nam receptę i dawki jakie mamy mu dawać. Leki na sen, uspokojenie i padaczkę.

Czwartek.
Telefon do siostry. wkurwiona, że nie może z nim wytrzymać. Tabletki nie działają, on nadal wypija alkohole jej, nie śpi i jest męczący. tabletki go trochę uspokoiły, ale nadal chodzi i tłucze wszystko. w wannie pełno krwi, on cała głowa pocięta. upadł, stłukł dużą świeczkę, która jeszcze pocięła mu twarz. Nie wiadomo, czy uszkodził sobie głowę, czy nie. Po pracy pojechałam tam i kontrolowałam go jakiś czas, przekazując mojej siostrze, żeby dawała mu leki. Dawała za mało, te dawki w ogóle na niego nie działały. Poszedł do sklepu, wypiła kilka piwek. Ledwo co chodził, ale to nie powstrzyma alkoholika. To silniejsze. Już nie płakał. Ale jego twarz i wyraz przedstawiały śmierć. On był żywym trupem. Degeneracja. Dno. Chodził do łazienki i darło z niego, jakby chciał sam się wyrzygać. Odgłos jakiegoś bydlęcia.

Piątek.
Od rana sms od siostry, że mieszkanie jest zdemolowane i ona nie chce go juz tam. Chce, żeby się wyprowadził, ona nie będzie na to wszystko patrzyła. Ma dość. Z pogróżkami, jakby to był tylko mój brat. Wkurwiłam się, bo razem ze mną postanowiła mu pomóc, ale jak już było trudniej, to nie wytrzymała i chce go wyrzucić. Tak jest najlepiej, najwygodniej. Zadzwonił do mnie bełkoczącym głosem. Zaczęłam mu wyjaśniać. I tak pewnie nic nie rozumiał, ale przynajmniej się słuchał. Cały czas prosiłam, żeby wziął tabletkę i położył się spać. Dochodziła 12. Nie wytrzymałam i poprosiłam moją szefową, żeby mnie zwolniła, bo mam kłopoty rodzinne. Płakałam. Jak tylko wyszłam z pracy, zaczęłam płakać. Czułam żal, wstyd. Czułam się jakbym to ja miałam problem z alkoholem, a nie mam go. Jestem współuzależniona. Wysiadłam z autobusu. Cała się trzęsłam i bałam. Straszliwie się bałam. Nie mogłam iść, blokowało mnie. Mowę mi odebrało. Bałam się tego, co tam się dzieje, co ja zastanę. Co się z nim dzieje. Czy on jeszcze żyje? Weszłam do mieszkania. On ledwo stał na nogach. Był już ubrany w kurtkę, gotowy do zejścia na dół do sklepu. Prosiłam go bardzo długo, żeby się rozebrał i poszedł spać. Że dam mu tabletki i uśnie. Nie słuchał, chciał bardzo pójść do sklepu. Zaczął ściemniać, że nie ma już papierosów. Po czym znalazłam dwie całe paczki. Kombinował i kłamał. Cały ten czas kłamał. Obrzydliwy kłamczuch. Wstrętny. A ja mu zaufałam. Nie można im ufać. nawet jak będzie potarzał, że on już się zmieni. Gówno prawda. Alkoholik zawsze będzie alkoholikiem. Choć wierzę, że się nawróci. Ale ja już do niego ręki nie wyciągnę. Teraz wszystko zależy od niego.
Dziś już jestem na detoksie. Po całej mojej nocy nie przespanej i nafaszerowaniu go końską dawką tabletek, przespał całą noc. Obudził się trzeźwy. Spakowałam go, odwiozłam i czekam aż coś do niego trafi. Na razie jest potulny, ale w jego oczach jest smutek i kłamstwo. Jestem przekonana, że on będzie nadal pił, że nic nie zrozumiał. Ale to już jego decyzja.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu