Translate

czwartek, 19 maja 2016

Księżniczka jeszcze nie królewna.

Wczoraj jak wracałam do domu autobusem, wsiadła na przystanku dziewczynka w pięknej białej sukni z wiankiem na głowie. Niewinność biła z daleka. Biel przysłaniał innych pasażerów obok. Miała biały tydzień po komunii.
Też taki kiedyś miałam.
Tak patrząc na nią, stwierdziłam, że ja już nie mam parcia na ślub i białą suknię. Swój mały ślub już miałam jako ośmioletnia dziewczynka.
Pamiętam jakie to było dla mnie ważna jaki wianej sobie kupię. Sukienkę niestety miałam już po siostrze, w ramach oszczędności. Ale i tak była ładna, choć oczywiście jęczałam mamie, że chcę nową. Chcę być księżniczką. Najpierw wianek, później buty. Mama na na pewno miała mnie dość, pamiętam, że wkurzała się na mnie, że nie mogę się zdecydować.
Oczywiście. Musiałam mieć wszystko idealne. To był mój ważny dzień. Nie mogłam wyglądać gorzej od moich koleżanek. Pokazywałyśmy sobie te wszystkie dodatki. Jedna druga odwiedzała. Byłyśmy ciekawe. I zazdrosne. Już wtedy żadna nie chciała zdradzić fryzury. Choć i tak większość  miała pokręcone włosy, jak aniołki albo koki. Ja niestety miałam zwyczajnie rozpuszczone włosy długie i grzywkę. Mama nie miała czasu mi pokręcić, bo dużo miałam obowiązków. A dwa dni wcześniej zostawił nas tata. Więc jeszcze dodatkowo tym się zamartwiała. Moje włosy przy tym to był pikuś.
Przypominałam sobie co dostałam na komunię. Były to kwiaty- lilie. Zapach pogrzebowy. To był jednocześnie ślub, komunia i pogrzeb. Mój własny pogrzeb. Zapach lilii był ze mną przez 3 tygodnie. A kojarzy mi się z pogrzebem, bo gdy miałam 7 lat poszam na pogrzeb pierwszy raz. I tam był zapach lilii. Dużo lilii dostał ten chłopiec. U mnie w domu tez pachniało pogrzebem.

Dostałam jeszcze rower, zegarek, pierścionek, kolczyki i dużo pieniędzy. Czyli w większości t co się dostaje na ślub. Zegarek jak wiadomo symbol odmierzania czasu. To też symbol śmierci.


Jak na swoim blogu już śp. Maria Czubaszek pisała o ślubie i małżeństwie:

"Ludzie łączą się na dobre i na złe.
- A rozstają – westchnęła córka mojej sąsiadki – na dobre.
- Bo nawet w dzisiejszych czasach dobro czasem zwycięża."


W tym roku pośród moich znajomych jest jakiś wielki boom ślubowy, dzieciowy. 
Moje koleżanki jak zaczęły mi opowiadać, ile to czasu potrzeba na przygotowanie, załatwianie, to odechciało mi się wszystkiego. Ja przed komunią miałam mały zalążek tego, co może się pojawić podczas przygotowania ślubu. Dwa lata przygotowań. Piętnaście minut przysięgi. Trzy lata wspólnego życia. Zakładam, że chociaż tyle wytrwają. Rok w seperacji i kolejny rok na rozwód. Jakby to wszystko podliczyć, to spędzili ze sobą sporo czasu.  

Szum, szaleństwo i zmęczenie przy załatwianiu tego wszystkiego. To mi przypomina scenę z z filmu: "Dzikie historie". Skoro wydaliśmy tyle pieniędzy, to chociaż wytrwajmy do końca ślubu. Zjedzmy ten tort, bo wybieraliśmy go przez tydzień. Sporo na to czasu poświeciliśmy. Niektórzy ją dzień przed ślubem nie są pewni czy na pewno chcą go wziąć, ale tak jakoś głupio się wycofać. Może się uda. Może go/ją pokocham. Tyle pieniędzy i czasu w to włożyliśmy. 

Nie, to nie dla mnie. 
Ja nie potrzebuję całego tego cyrku tylko po to, żeby poczuć się księżniczką. 
Ja już nią jestem. Zostało mi to z komunii. 


Szukaj na tym blogu