Translate

środa, 24 października 2012

„Wielu pamięta z nas tamten świat… „



http://www.youtube.com/watch?v=y38aL1KF_M4


Dorastaliście w latach osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych? Jak, udało Wam się przeżyć?! Samochody nie miały przecież wtedy pasów bezpieczeństwa, ani zagłówków i żadnych „airbagów” czy klimatyzacji.
Na tylnym siedzeniu zawsze było wesoło, a nie niebezpiecznie. Obowiązkowo z tyłu piesek z ruszającą się głową. Zagadka nie jednego dziecka w tym czasie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowianymi lub innym śmiertelnie groźnym specyfikiem. Wtedy każdy sobie myślał, że jego zabawki są lepsze od innych.
Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Z tego, co pamiętam, igły mama ciągle przede mną chowała.
Można było jeździć na rowerze bez kasku, bez tzw. „trzymanki”. A ci, którzy mieszkali w pobliżu parku, bądź innej skarpy ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, stwierdzając w połowie drogi, że rower z hamulcem był dla rodziców chyba za drogi…

Ale po nabraniu pewnej wprawy i kilku wypadkach, panowaliśmy i nad tym (przeważnie [sic!]). Skutkiem jak wiadomo, było potłuczone kolano i kilka zadrapań na twarzy.
Przypomniała mi się historia, jak dostałam od taty z Niemiec w wieku 6 lat piękny rower. Oczywiście chciałam go jak najszybciej wypróbować i przewieźć mojego brata, który był ode mnie młodszy. W szale zjeżdżania nie zapanowałam nad hamulcem i mój brat wypadł z roweru podbijając sobie oko. Wtedy jako mała dziewczynka, wybuchłam śmiechem, ale jak zaprowadziłam go do mamy, to nie było mi do śmiechu. Konsekwencje, jakie moja mama wtedy wyciągnęła są chyba jasne.

Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Chociaż z tego względu, że moja mama pracowała do późna, obiad wykupiła mi w szkolnej stołówce. Przyznaję nie były to obiady życia, ale dokładkę brałam zawsze. Niektórzy nie byli dobrze w szkole i czasami musieli powtarzać pierwszą klasę (nie każdy miał wtedy szczęście!). Teraz wydaję nam się to niemożliwe, ale tak to właśnie wyglądało. Zapamiętywanie alfabetu nie było prostą sprawą.
Nikt nie był hiper aktywny ani dyslektykiem. Po prostu nie zaliczał roku i to była jego szansa.
Wodę piło się z kranu bądź węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET, czy jakiś tam innych. Oczywiście rodzice ciągle przypominali, nakazywali, że nie można. Kto ich wtedy słuchał... Jak to dzieci nie rozumieliśmy tego i chyba się nad tym nie zastanawialiśmy?
Zjadaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Umawialiśmy się o określonej godzinie na boisku, żeby pograć w siatkówkę, chłopcy w piłkę nożną. Jak tylko nam się nudziło, to wybieraliśmy się na plac zabaw i godzinami spędzaliśmy na huśtawkach rozmawiając o tym, kim chcemy być, czym jest miłość? Oczywiście w zależności od dzieci tematy były różne. Zazwyczaj pogawędki kończyły się przed zachodem słońca. Wracało się do domu zmęczonym, ale szczęśliwym. Wtedy nawet nie chciało się jeść kolacji, tylko szybka kąpiel i do łóżka z myślą o następnym dniu.
Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butelki i nikt z tego powodu nie zachorował. Dzieliliśmy się kanapkami, albo oddawało się całe, albo każdy podchodził i brał kęsa. Nie mieliśmy:

Playstations,
Nintendo 64,
X-Boxes,

gier wideo,
99 kanałów w TV,
DVD i wideo,
Dolby Surround,
komórek,
komputerów

Ani chatroom’ów w, Internecie...
...Lecz przyjaciół!
Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze. Zapukać i zabrać ich na podwórko, plac zabaw lub

bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można było bawić do upojenia,
pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek…
Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy. Nieprawdopodobne! Całkiem bez opieki. Jak to było możliwe? Były tylko telefony stacjonarne, ale wtedy nie każdego było na nie stać, żeby je zamontować. To było kultowe mieć telefon. Zazwyczaj ja miałam, ale moje koleżanki nie, więc mama nie mogła dzwonić, co chwilę i pytać, czy wszystko w porządku.

Graliśmy w piłkę na jedną bramkę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny,
to się wypłakał i już. Czasami zdarzały się sytuację, że ktoś tak bardzo płakał, że przychodził ze swoim rodzicem, który starał się nam wytłumaczyć, że jego córka bądź syn jest naprawdę dobrym zawodnikiem. Zazwyczaj taki delikwent nie miał dobrej opinii w grupie.
 Nie był to koniec świata ani trauma.

 Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii
na kurz, trawę ani na mleko.
Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania. I uczyliśmy się dawać sobie radę!



Odwołując się do Eldo w celu zakończenia przytoczę słowa piosenki z jego dzieciństwa, które mogą być zbliżone i do waszego.



Jeśli żyłeś wtedy i widziałeś go w akcji
To Maradona nie Pele jest dla ciebie królem piłkarzy
Czasy kiedy nie było kablówki w domach
Mehico 86 czarno-białego telewizora
Bramkę w finale strzelił brodaty Horhe
Brazylijczyk Sokrates z karnego strzelił bramkę Polsce
Ja na podwórku kiedy cieszyłem się bramką
Ręce w górze i okrzyk Diego Armando
Graliśmy w kapsle z Krzyśkiem z drugiego piętra
Graliśmy w piłkę na boisku którego już nie ma
Do szkoły chodziliśmy w trampkach sierżanta
Granatowy mundurek, na ramieniu tarcza 150
Jeansy były tylko w Peweksie
Jak ktoś je miał to zlatywało się całe osiedle
Na komunię czekaliśmy niecierpliwie na prezenty
Zegarek grał trzydzieści melodyjek


Wielu pamięta z nas tamten świat
Kiedy komunizm uciekał z Polski
Ja chcę pamiętać czas
Cudowne dzieciństwo w latach 80.
Byłeś kozakiem jak miałeś buty Robins
W lato, a w zimę wszyscy i tak mieli buty Snowfix
Piliśmy płyn Lugola jak wybuchł Czarnobyl
Pomarańcze w święta to był prawie dobrobyt
Dziewczyny w białych czeszkach grały w klasy
Skakały przez gumę, zazdrościły tym co miały Barbie
Słodycze, czekolada, przysmak warszawski
Lans, wakacje [?] Bułgarii
Kiedyś byliśmy też niegrzeczne kajtki
Ale od dziewczyn się ściągało a nie ściągało im majtki
Teraz w każdym kiosku kupisz cygaro Kiedyś wybór był taki Klubowe, Popularne, Caro
Dzieciaki na festynie wygrywały bieg w workach
Teraz na klatce dzieciaki ćpają amfę z worka
Pamięć? wehikuł czasu made by Eldo
Kapsle, podchody, wata cukrowa i boski Diego

Where is my mind?



http://www.youtube.com/watch?v=sGtjKEaFhlA




Dawno mnie tu nie było...

chyba ostatnio za bardzo olałam wszystko. Jak zawsze słomiany zapał, a później wszystko w odstawkę. Przez ten "prawie" cały miesiąc, wydarzyło się dość sporo. Tyle razy zabierałam się do pisania, ale ciągle nie mogłam tego zrobić. Nie cierpię tego. Niemoc.

Może zacznę od urodzin, które miałam 5 X w Śnie Pszczoły. Zaprosiłam dużo znajomych, chciałabym zrobić coś w stylu, to jest dobry moment do wspólnego wielkiego picia, tańców, pod pretekstem urodzin. Przyszło sporo osób, ale brakowało najbliższych. Nie wiem, nie chcieli, mieli inne plany, spoko, były tez głupie powody. Starałam się zrozumieć. Luz. Najciekawszym zaskoczeniem było to, że pojawili się ludzie, którzy widzieli mnie raz w życiu. To było zabawne, ale miłe jednocześnie. No niestety, nigdy nie będzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Zabawa trwała do 6 rano. naprawdę mi się podobało, tańce, wariacje, wygłupy, czułam się beztrosko alkohol, który lał się za kanapa, co groziło mi wyrzuceniem z lokalu. Dzięki Bogu, wszystko było tak, jak należy i nie musiałam tłumaczyć się z przekrętów. Były nawet prezenty, choć zawsze zaznaczam, że to nie jest ważne. Niech będzie.oto kilka radosnych życzeń, jakie otrzymałam:

" wielu radości i uśmiechów, poczucia sensu i spełnień życiowych I chciałem zauważyć, że z wiekiem wyglądasz coraz piękniej!", "wiele dobra, miłości, zdrówka, żebyś nie miewała zbyt często dołów, żebyś rozbrajała nas wszystkich swoją szczerością i bezpretensjonalnością, pogody ducha od ucha do ucha, spełnienia choć części marzeń, weny w pisaniu bloga, odnalezienia własnej drogi, szaleństw mniejszych i większych, podróży dalekich i bliskich i... nie zmieniaj się za bardzo ", "nie zmieniaj się, uśmiechaj się i bądź szczęśliwa. spełniaj marzenia","Martuś szalona nasza kochana, wszystkiego najlepsiejszego, spełnienia marzeń tych o których mówisz i tych o których ty tylko wiesz, Pewnie nie jedne fajne życzenia dostaniesz, ale to dlatego że jesteś super osobą, o której nie sposób zapomnieć. Żebyś znalazła swoją drogę w życiu, i żebyś kiedyś mogła powiedzieć tak jestem spełniona i szczęśliwa.", " Wariatko samych radości. Rośnij duża i piękna. Zmęcz studia, kochaj i niech Cię kochają. Szalej ile wlezie i ciesz się życiem, o! tyle Ci powiem.", "Marto, obyś nigdy się nie zmieniała i była dalej tak pozytywnie zakręconą osobą.".

- Jaki z tego wniosek? Być wariatką, nie zmieniać się, robić to, co potrafię najlepiej i spełniać marzenia. Dziękuje kochani.

To jeszcze nie koniec. Impreza odbyła się w piątek, a w sobotę miałam do pracy. Pff. tak, najlepsze w tym wszystkim jest to, że obiecałam sobie pić mało, wrócić wcześnie i pójść do pracy na 8. Co później okazało się awykonalne. Ja naprawdę miałam tam być. Pojechałam tylko się zdrzemnąć na 30 minut. Wstałam o 15, pełno nieodebranych połączeń, sms-y. Masakra. A co się działo ze mną? Jak myślicie? - Głowa mi pękała.

Aaa!

Zanim się ogarnęłam, wyszłam z domu po doładowanie do telefonu, zaczęłam oddzwaniać, odpisywać. większość tekstów, jakie usłyszałam to: " O Ty żyjesz!" Żyję, ale co z tego, jak mam już tak przechlapane z pracą, że boję się do niej pójść. Cóż mogę wam napisać? Rozmowa mnie nie ominęła, był płacz. Obiecuję poprawę.

Od moich urodzin, nie było łatwo. Nagle przyszło buum! I zaczęły się schody. Czasami tak jest, że przerasta nas wszystko i nie radzimy sobie z niczym, kompletnie. Proste sprawy sprawiają nam trudność nie do przejścia. Co robić w takim przypadku? Szukać pomocy? samemu nie poradzimy sobie z tym. Nie popadać w paranoję. Tylko zacząć robić coś dla siebie. Łatwo powiedzieć, gorzej wykonać. Dość tego. Dość użalania się, popadania w skrajności i słomianych zapałów.

To jest mój czas, czas dla mnie! W końcu czas zacząć robić coś dla siebie, nie dla innych.

Kochani,

spokojnie, będę wam zdawać relacje z postępów, jakie poczynię.

A teraz idę zrobić pierwszy krok. Wam też poradzę skromnie, bądźcie sobą, idźcie w to, co was kręci i nie przejmujcie się innymi, albo konsekwencjami!




Pozdrawiam Was ciepło!


















wtorek, 2 października 2012

Fiat lux!


Kochani,

zaczynają się prawdziwe historie. Trochę perwersji nie zaszkodzi. Otóż jakiś tydzień temu, miałam dość dziwne, trochę perwersyjne zdarzenie. Boję się pisać, bo to zbyt głupie, intymne i mogę być ofiarą wielu prześmiewczych komentarzy. Co tam. Zaczynam.

A było to pewnego późnego wieczoru (prawdopodobnie wracałam z jakiegoś melanżu). Jak zawsze po takim powrocie wracam do domu i pierwsze, co robię to idę pod prysznic. Zmyć z siebie alkohol, papierosy, oddech meliny. Zrobiłam to i żwawo biegnę do pokoju, szukać pidżamy. Włączyłam światło, (weszłam na antresolę) szukam, szukam. I co?
Zapomniałam, że jakiś czas temu zdjęłam rolety i przez moje okno widać wszystko. Spojrzałam w okno (czułam, że ktoś mnie obserwuje)  i co widzę? pana z psem, wpatrzonego we mnie, nagą...
Widzę jego wzrok, widzę psa. Wystraszyłam się, szybko zeszłam i wyłączyłam światło. Czekałam aż sobie pójdzie. On nadal patrzył, myślał pewnie, że wrócę. Hmm. Ja patrzyłam, ale tylko dlatego, żeby zapamiętać jego twarz.

Nie pamiętam ile minęło, zapewne kilka dni. Wracam dziś do domu, po pracy (kończę późno, dość późno, było ok. 23) słucham muzyki. Dochodzę do swojego osiedla, widzę swój balkon. Zbliżam się i co widzę? no nie uwierzycie! Pana z psem. Tak tego samego, który mnie nakrył nagą, na antresoli. Patrzę i nie wierzę!
Ale idę dalej, udaję, że to nie ja. Ha! dobre, nie ja! hahaha Kto by pomyślał.

Dyskretnie się odwróciłam, on też patrzył. Doszłam do domu. Jak zawsze, hopsa do pokoju. Później do kuchni. Zobaczyłam zapełniony kosz, wzięłam go i wyszłam do kontenera. Jeszcze sobie śpiewałam pod nosem. Wyłączyłam się totalnie. Dopóki nie zaczęłam mieć problemu z zamknięciem. Przekręcałam, dociskałam, przeklinałam. W końcu - udało się! Odwracam się, a tu? nie to nie może być prawda.Stał tam młody mężczyzna (ok.30 może, lekko po 30. ) był niedaleko i  patrzył na mnie. Aaa! Wie, gdzie mieszkam! Cholera! Wie, wszystko! Czyżby tak bardzo chciał zobaczyć znowu moje nagie piersi? Mam cichego wielbiciela? Co teraz? Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.

PS. kochani, wybaczcie, że używam nazewnictwa łacińskiego. Ale one jakoś bardzie odzwierciedlają te posty, poza tym, ponownie się uczę. Przepraszam, też za błędy, szyk, składnię i interpunkcję. Mam wrażenie, że na nowo uczę się wszystkiego, szczególnie pisania.

Pozdrawiam Was serdecznie,








poniedziałek, 1 października 2012

Cave canem

Lola.

Miałam o niej nie pisać. Niestety, teraz żyję tylko nią, z nią. Jak kto woli. Tak, to mój pies, a raczej suczka - LOLA. Została znaleziona przez daleką sąsiadkę. Ponoć ma dwa miesiące. Nazwał ją, tak mój siostrzeniec. Były spory, wiadomo, ja chce tak, nie tak. Ustąpiłam i jest jak jest. W sumie już  przyzwyczaiłam się i przyznam, że nawet mi się podoba.
Więc, jak tylko się pojawiła, nie ukrywam, że "nasze" życie zmieniło się jak w kalejdoskopie. Jest słodka, pocieszna, naprawdę, do rany przyłóż. Nie ma lepszej. Ale jak tylko przegryzła mi najlepsze słuchawki,  potem kolejne rzeczy, to zaczęłam rozumieć, jak to jest mieć pupila w mieszkaniu. Byłam zła. Ale zaraz ją tuliłam i  nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.

Teraz już wiem, jak porządkować swoje rzeczy, ubrania, gadżety. Nie powiem, że nadal nie robi psikusów. Ale jak tylko się na mnie rzuca, po wejściu do mieszkania, to zapominam o wszystkim. Dziś byłam z nią na szczepieniu. Była najgrzeczniejszą suczką na tej ziemi. Zgadzam się z tym, że pies zachowuje się jak człowiek. Ona jest - jak mała dziewczynka, tuli się słodko.
Cóż to za cudo. Oczywiście, mój siostrzenic nauczył ją spać w łożku Więc, jak tylko widzi, że już śpi, wskakuje na łóżko i zaczyna się do niego tulić, ale tak słodko, że nie mogę powstrzymać się od nie zrobienia zdjęcia. Poniżej kilka fotek.

Pozdrawiam,







Szukaj na tym blogu