Translate

czwartek, 23 maja 2013

Mine.

Nie chce mi się dziś za dużo pisać.



Wstawię obrazki, które w jakiś sposób odzwierciadlają moje samopoczucie, jak i to co siedzi mi w tej małej główce.
Bawcie się dobrze.
To inspiracja na dzień dzisiejszy.
Pozdrawiam Was serdecznie.



http://www.youtube.com/watch?v=pgmZfwp83JM




































To na tyle.
Miłego dnia!


wtorek, 21 maja 2013

Futuryzm


Ej, wy? ludzie psy!

http://www.youtube.com/watch?v=HIfFA8-RaHQ



Poniedziałek zaczęłam od pełnej determinacji.
Już chyba dość mazania się i użalania. Sama się tym zmęczyłam.
Weekend był gruby, bo imprezowałam z full tandetą system, że tak to napiszę.
Ten maj pod względem urodzinowym wykończy mnie. W piątek miałam urodziny dwóch koleżanek. I tak z jednej imprezy na drugą. Ostatecznie wylądowałam w Huśtawce i wróciłam o 9 do domu. Przy okazji (oczywiście, Warszawa jest zbyt mała, oj zbyt) spotkałam znajomego,  którego nie widziałam z 5 lat. To było takie miłe. Oczywiście, zapomniałam jak się nazywa, on też, ale krzyczeliśmy do siebie z drugiego końca - bezosobowo!
how sweet!
Dziewczynki, kończyły 25 lat. To taka dobra liczba. W huśtawce, podrywał mnie dziwny gość. Wkurzał mnie, bo ciągle się chwalił, a to, że napisał książkę, że pracuje w PAN-ie, że jest doktorem, stypendystą. Etc, etc.
Fajnie, to imponuje, ale byłam pijana i to mnie jakoś wkurzało. I to nie była zazdrość. W ogóle mnie wkurza, jak ktoś mnie podrywa.
Po prostu byłam złośliwa, ale nawet go polubiłam.
W końcowym rezultacie, moja koleżanka go ogarnęła. Hehe.


Tak było w piątek.

W sobotę nie było lepiej, tylko już wróciłam o 7 i zjadłam obiad o 6 nad ranem z moją kochaną Anią.
Lubię z nią spędzać czas.
Ona za to obchodziła 24 urodziny. Ale to mądra dziewczynka.
Zrobiłyśmy sobie u niej biforka, wypiłyśmy Grandsa 0,7 i w miacho. Zrobiła pyszne ciastooo. Mam na nie ochotę teraz.
Zapomniałam dodać, jak to ja, że tego samego dnia była noc muzeów. I ja zapisałam się na tango przedwojenne do Muzeum Powstania Warszawskiego.


Poszłam tam z kolegą, było sympatycznie. Po tej lekcji tańca, zaproponował mi, czy nie chciałabym się z nim zapisać do jakiejś szkoły. Hehe. No i coś tam ma znaleźć. Czemu nie. Ja to lubię tańczyć. I chodziłam na taniec towarzyski i nowoczesny już. Ostatnio w ubiegłym roku. Brakuje mi. A teraz jest okazja.
Rok temu, robiłam dużo dla siebie fajnego, czas do tego wrócić.
Wracając do soboty. Wylądowałyśmy na barce, szału nie było, ale z Anią to i pod mostem bawimy się świetnie. Kocham ją.


Pod koniec doszły do nas dwie koleżanki i uskuteczniałyśmy balet.
Dużo dziwnych ludzi się przeczepia. Zapamiętałam Andrzeja lat 41 z czworgiem dzieci.
Super.
hehe
Miałyśmy tyle siły i energii, że same byłyśmy pod wrażeniem o 6 nad ranem. Szukałyśmy miejsca do dalszego baletu, ale nadwiślane kluby, już się zbierali.
Odwiedziłyśmy restaurację przy Sogo 24 h i zjadłyśmy pyszne jedzonko.



Dobrze, że zjadłam obiad, bo jak się obudziłam, to okazało się, że jest święto i nici z obiadu w domu.
Same plusy.
Przyjechał jej chłopak, kupił szampana i uczciliśmy ponownie jej urodziny (z jakimś żulem po drodze hehe). Szkoda było się rozstawać, ale jedzenie nas tak zmorzyło, że łóżko okazało się najlepszą opcją tego poranka.



piątek, 17 maja 2013

Panaceum

Oesu.

Moje różowe okulary wyglądają tak.


Kiedy to się w końcu skończy, chyba jak uśpię się tabletkami.
Depresja.
Ona jest, nie chce wyjść. Nie może mnie opuścić.
Przedwczoraj nie mogłam wstać z łóżka, głaz mnie trzymał. Nie mogłam nic zrobić. Kompletnie.
Czuję się najgorzej, nie radzę sobie z podstawowymi sprawami.
Najgorzej jest wstać rano, jak już zacznę coś robić, to jakoś to wszystko idzie w miarę sprawnie.
Ale gonitwa myśli nie pozwala mi żyć normalnie.
Jak komuś o tym opowiadam, to patrzą na mnie jak na wariatkę i zastanawiają się o co mi chodzi, przecież: "Jaką Ty możesz mieć depresję', "czym Ty się martwisz", "jakie Ty masz problemy".
A mam. I to nie są błahe sprawy. Nie będę teraz o tym wypisywać.
Znowu zaczęłam się bać telefonów, boję się odbierać pocztę, czytać e-mail. Chodzić do pracy, wychodzić z domu, a nawet do przedpokoju.
Jak miałam 16 lat, to chciałam otruć ojca.
Tak, miałam wtedy straszną depresję teraz to wiem, wtedy uważali mnie za obłąkaną i oddali na egzorcyzmy.
Mój losie.
Byłam na egzorcyzmach. Wywieźli mnie w cholerę daleko, pojechałam tam z katechetką.
Dobre to było. Mnich odprawiał nade mną jakieś modlitwy po łacinie. Później, wspólna modlitwa, padanie całym ciałem na podłogę, jakieś dziwne słowa, kazali mi powtarzać, jak z dobrego filmu.


To wszystko jest na maksa popieprzone. A ja jestem ostatnio słaba psychicznie.
31 maja wybieram się w końcu na wizytę do psychiatry, może on wskaże mi drogę - jak żyć. Albo pomoże mi pokochać siebie albo zrozumieć. Może za dużo oczekuję. Nie wiem, w sumie czego się spodziewać, Będę pierwszy raz. Bo już raz uciekłam, jak się zapisałam 3 lata temu, wtedy zaczął się ten nieszczęsny okres.
Ale mam też dobrą nowinę dla siebie w sumie. Po wizycie u specjalisty,  wybieram się na urlop:
to taki prezent na dzień dziecka.
Hmm, będę odpoczywać.

Pozdrawiam,

środa, 8 maja 2013

Was it good for You?


"Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie.”

Wiem, wiem. Zachowuję się jak gimbus. Piosenki, cytaty...

Czuję pustkę.
https://www.youtube.com/watch?v=RthfORrLegQ


Czy ja się kiedykolwiek tego uczucia pozbędę?

Pamiętam, jak zaczynałam nową pracę, cieszyłam się, później studia, nakręcało mnie. Życie mi się nakręcało, cały czas zajęcia, miałam na wszystko czas i robiłam tyle rzeczy, że nie wiem, jakim cudem udawało mi się to.
Wstawałam o 5 rano, szłam do pracy na 6, wychodziłam o 14, na 15 miałam zajęcia do 20 na UW. I tak ciągle. Mało tego, rok temu, pracowałam na Stadionie Narodowym, tam to miałam hardcore. Z jednej pracy do drugiej, plus jeszcze sesja na UW.
I to wszystko się skończyło od września ubiegłego roku.
Coś pękło.
Brak mi ambicji ostatnio.
Niby zmieniłam pracę od stycznia, wszystko szło, tak jak powinno. I znowu coś się popsuło.
Tkwię i nic z tym nie robię.
Tylko się pogrążam.



Ostatnio zapragnęłam mieć dziecko.
Może ja tego potrzebuję.
Śni mi się ciągle moje małe dziecko.
Jak je kocham, bawię się z nim i jest moim sensem życia.
Instynkt macierzyński się odzywa, a może to coś innego.
Nie wiem, nie sądziłam, że będę miała odwagę o tym pisać, a już na pewno myśleć o tym i śnić.
Jestem zdesperowana?
Nie, noo. Bez przesady.
Wydaje mi się, że dlatego tego pragnę, bo to dziecko, będzie tylko moje i ta miłość będzie bezwarunkowa, nikt mi jej nie zabierze.
Pragnę mieć dom, szczęśliwy dom.
Nie wiem, czy męża, ale towarzysz, który będzie ze mną i cieszył się nami (mną i dzieckiem)
kurde, ale ja piszę, aż się sama sobie dziwię...





Teraz zaczęła się prawdziwa wiosna.
Tego też potrzebowałam. Już był rower, ostatnio nawet hulajnoga. Słońce, lody, Wisła. Mili ludzie.
Oh.
Ciepło zbliża.
A ja mam zimne stopy...

Pozdrawiam,
M.

Szukaj na tym blogu