Translate

środa, 30 stycznia 2013

"Szaman i Wenera"

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ytIfSuy_mOA





Mój Boże.

ja w to nie wierzę, czyżby?

to jest jakaś bajka...

moje marzenia, czyżby zaczynały się spełniać?
Aaaaaa.

W sumie banalna sprawa, ale nakręca jak cholera.

Wczoraj wysłałam CV. Tak, zawsze chciałam tam pracować. Chciałam podróżować. I tak myślę sobie: " dobra, będzie, co ma być". - i co?
Sprawdzam e-mail, a tam zaproszenie.
Ja mam teraz ciekawą pracę, rozwija mnie, ale czemu by nie pójść choć na rozmowę, nic na tym nie tracę.
Tyle lat, szukania ciekawej pracy, spełniania w końcu swoich marzeń, zajmowanie się swoimi zainteresowaniami były dla mnie odległe.
A teraz spada to na mnie, jak przysłowiowa "kasza manna".
Nie chcę się cieszyć za bardzo, ale w sumie dlaczego nie?
Dość tego narzekania.
Nadchodzą grube lata, moi drodzy.
Oj taak.

Pójdę tam, nie nastawiam się na sukces, ale warto zobaczyć, jak miałoby to wyglądać. A to wszystko dzięki temu, że zaczęłam w siebie wierzyć.

Wiarą czyni cuda. Mówię wam, a raczej piszę do diaska.
Jarajcie się ze mną i uwierzcie w siebie.

W końcu.

A także dzięki mojemu kochanemu. Ja nakręcam się nim, on mnie nakręca i ja nakręcam swoje życie.

Tak, to ja mogę być zakochana całe życie.

 On jest moim szczęściem.

Myśląc o nim zaczynam działać, wspiera mnie. Mimo, że nie ma go obok.

Dziękuję Ci.

Chce mi się żyć.


wtorek, 29 stycznia 2013

"Ziemskie pokarmy"

„mnie cenne myśli przychodzą do głowy jedynie wtedy, gdy mam kaca, to znaczy co dzień około jedenastej przed południem” - B.H.










http://www.youtube.com/watch?v=tTTAdNjsymY

nie śmiejcie się, ten rysunek ma dla mnie znaczenie, a propos wczorajszego dnia ;)


Chciałam dzisiaj coś napisać fajnego, ale mam kaca i podtrzymuję powieki w pracy. Ale mam coś dla Was. To co wyraża w jakiś tam sposób mnie, mój stan, nie tylko dzisiejszy, ale wewnętrzny od dawna. A poza tym, wrzucę jakieś obrazki, pioseneczki.

Jak tylko się ogarnę i tabletki zaczną działać, to spróbuję coś wykrzesać z siebie.
Picie alkoholu od poniedziałku, może się dla mnie źle skończyć. A może i dobrze.

Ej, stresowałam się trochę, musiałam rozluźnić mięśnie.

Wcale się nie tłumaczę.

BTW.

Mam bilety! trollol

Lecę do mojego księcia.

http://www.youtube.com/watch?v=52bAsZI9xm8&feature=related - bardzo mi się podoooba.



"Bez przerwy pić nie można. Dlatego się dokształcam." (Hrabal)



"Proszę żadnego świństwa z tom świniom świnia świński ryj świniopas świntuch świnia!" - W. Gombrowicz.




"siłą kaca jest to, że człowiek chce rozpocząć nowe życie" (Hrabal

środa, 23 stycznia 2013

Chuć.




Witajcie moi kochani!

miałam straszną ochotę coś napisać. Tym razem w barwach bardziej optymistycznych, miłosnych. Nowy rok, nabiera kolorów, cieszę się jak małe dziecko. Myślę sobie: "To nie możliwe, Marta, czyżby"?
A jednak. Mam nadzieję, że nikt i nic mi tego nie odbierze.

Trzymam to rękami i nogami. Nie pozwolę, żeby mi ktoś odebrał moje szczęście, na które czekałam tak długoo.

Codziennie jestem podniecona myśląc o dniu jutrzejszym. Zaczynam dzień od nowych, nieznanych mi zadań. Wczoraj np. miałam dość śmieszną sytuację, bo poproszono mnie, żeby zadzwoniła do Rosjanina i zrobiła z nim biznes. Rosyjski to ja umiem, ale od pięciu lat nie używam, no, może trochę podczas EURO, coś tam pogaworiłam. To było strasznie przyjemne uczucie. Żywioł. Przygotowałam sobie dialog, otworzyłam cztery strony plus translator. Podczas rozmowy wydawało mi się, że on ma większy problem z mówieniem niż ja po rosyjsku.
Poza tym, to zmusiło mnie do przypomnienia sobie języka. Dodam, że zaczęłam powtarzać. Angielski również.

Ale teraz chcę Wam o czymś napisać.

Pewnie widzieliście mój wcześniejszy post, trochę nie zrozumiały, może nie dla wszystkich.


Spotkałam kogoś, tak wyjątkowego, że zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest bajka...
Jak o nim myślę, to suszę zęby do komputera, jadąc metrem uśmiecham się do każdego. Patrząc na niego, dostaję dreszczy, jak jest obok, to rozpala mnie ogień.
Moje oczy wypełnia radość.
Od dwóch dni płyną mi łzy ze wzruszenia.
Nigdy tak się nie czułam. Kilka razy wydawało mi się, że to prawdziwe zakochanie. Wszystkie te, które mnie spotkały były takie same, tylko obiekt zainteresowań się zmieniał. Wybaczcie, ale tak było.

Żaden nie potrafił mi dać tego, co ten!



Losie. Aż boję się o tym myśleć, że to może nagle odlecieć. A wtedy będzie mi przykro, bardzo przykro.
Nie chcę tego.

Czuję jakbym odnalazła to, czego tak bardzo pragnęłam. A w dzisiejszych czasach, wydawało mi się nie realne.

On jest moim marzeniem, ucieleśnieniem wszystkich moich pragnień. Przy nim czuję się najlepiej jak tylko mogę. On wie, czego mi potrzeba, ja nie muszę o tym mówić głośno, sugerować. 
Nawet teraz jak to piszę, to aż mnie skręca od środka. 

Chyba w końcu będę szczęśliwa!

Potrzebuję go, pragnę jak nikogo innego!

Znalazłam to.
A w sumie nie szukałam, to mnie trafiło ot tak.
To silniejsze niż się wydaje.




piątek, 18 stycznia 2013

Quo.





Status quo - (czyt. status kwo) – w psychologii i innych naukach społecznych: stały stan rzeczy.


Większość ludzi ma tendencję do zachowywania status quo. Lęk przed zmianą i nieznanym oraz przywiązanie do dotychczasowej sytuacji i trybu życia prowadzi czasem do zaskakujących decyzji życiowych, np. żona, która trwa przy mężu alkoholiku i tyranie, bezrobotny, który żyje na granicy wegetacji, ale nie chce podjąć żadnej pracy.


Tendencja do zachowywania status quo może mieć też charakter odrzucania wszelkich nieznanych rozwiązań, pomysłów i innych innowacji.( http://pl.wikipedia.org/wiki/Status_quo_(psychologia))

Zmieniłam pracę! - już nie jestem quo.






"Cokolwiek robisz, miej pasję, aby to robić, inaczej tracisz po prostu swój czas."




Nawet sobie nie zdajecie sprawy jaką czuję ulgę. Pięć lat w jednej pracy, w której czułam się najgorzej. Wypaliłam się, już nic chyba nie mogło mnie tam uratować. Szukałam od kilku lat nowej pracy, chodziłam na rozmowy i zawsze było coś nie tak, to moja dyspozycyjność, to sio to owo. Byłam na granicy rozpaczy. Tkwiłam w jakimś marazmie, robiłam coraz więcej błędów, byłam rozdrażniona każdego dnia.

No nie wiem, jak to opisać bardziej. Wszystko mnie tam wkurwiało, za przeproszeniem. Nie mogłam słuchać już ludzi z którymi współpracowałam, oni nie mogli mnie. Było coraz gorzej. W pewnej chwili myślałam, że już zostanę tam do usranej śmierci. Przestałam wierzyć w siebie, wmawiałam sobie, że do niczego się nie nadaję, tylko tu mnie chcą. Nieprawda!


Chcę mnie wszędzie. Ta firma była jak sekta. Nie chciała mnie wypuścić, nie dawała nic w zamian, co mogłoby mnie jakoś wznieść. Ja się tam zatracałam. I dobrze o tym wiedziałam. Tylko jakoś brakowało odwagi. Straciłam pięć lat życia tam. Tak! Ja powinnam była tam pracować rok góra dwa. Nabrałam doświadczenia jakie powinnam, a resztę tego zmarnowanego czasu straciłam na nerwach, stresie i na wszystkim innym, co tłumiło mnie, prawdziwą. Obdzierali mnie ze skóry. O jej, Niepotrzebnie chyba tak się użalam. Najważniejsze, że w końcu, nabrałam odwagi, żeby przeskoczyć tę barierę, której tak kurczowo się trzymałam.


Decyzje o zmianie pracy podjęłam z dnia na dzień. To było niesamowite. Odezwałam się do znajomego poprzez e-mail, on odpisał życząc mi wszystkiego dobrego w nowym roku, dodając takie oto zdanie:" oo widzę, że nadal pracujesz w tej firmie" - z ironia. "W takim razie zmiany pracy i milionów". Od słowa do słowa. Okazało się, że kogoś potrzebuje, dał mi pracę, możliwości o dogodne wynagrodzenie. Pomyślałam, sobie: "Marta, w końcu będzie Cię na coś stać". Jakie to smutne. Może nie zdawaliście sobie sprawy jak naprawdę to wyglądało, ale to nie była BAJKA.


Zwolniłam się z dnia na dzień. Rozmawiając z przełożoną nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Czułam się jakoś "głupio". Że ja, zwalniam się. Najgorsza z najgorszych ma pracę, ktoś ją chce. Pff. Dobre mi sobie.


Zaprosiłam ją na rozmowę. Powiedziałam co i jak. Reakcja była odwrotna niż ta, której oczekiwałam. Sama mówiłam to z uśmiechem, byłam zadowolona, że mogę powiedzieć, że będę miała nowa pracę, nowe możliwości, inne godziny pracy, lepsza kasa.


Wszystko lepsze.


Najgorsze jest w tym wszystkim to, że przywiązujemy się do osób, z którymi pracujemy. Tego mi najbardziej żal, ale przecież nie umieram, maja do mnie kontakt, Mogą pisać, dzwonić, spotykać się.





Już mnie tam nie ma. Ale czy na pewno?


Teraz moje miejsce pracy wygląda zupełnie inaczej niż to, przez pięć lat. Tu pracuję z jedną osobą, tam miałam ich ok 30. Tu mam biuro wyłącznie dla siebie, tam dzieliłam je z 10 osobami (były zmiany).Tam było wszystko po kosztach, tu jest wszystko ekskluzywne. Tam miałam pracę zaplanowaną na każdą minutę, tu sama ustalam sobie harmonogram i narzucam tempo. Wcześniej korporacja, teraz firma dwuosobowa. 

Czy jestem zadowolona, czy mniej wydajna?
- wręcz przeciwnie. 
Teraz czuję, że żyję, że ktoś docenia moją pracę, że "coś" robię i robię dobrze.

Tyle lat studiowania, tyle lat bezproduktywnej pracy, jako "korpoludek", w pizdu. 

"Zacznij skupiać się na takiej edukacji, która niesie ze sobą faktycznie olbrzymie korzyści"

Mam nauczę, Wiem, że teraz nie mam czasu poświęcać jednej firmie pięciu lat, po to, żeby stać się gałganem, nie wierzyć w siebie, stracić pewność siebie. Mogłabym wymienić i wymieniać. Już nie mam ochoty.

Zaczęłam ten rok, bardzo, ale to bardzo pozytywnie. Chcę w końcu zacząć się realizować. Zmieniać świat. - wiem, że to brzmi śmiesznie. Ale mam dość tego, że ktoś ciągle mnie krytykuję bądź wyśmiewa się z moich pomysłów. Ja, teraz będę robić wszystko, żeby w końcu spełniać swe marzenia. 

Chcę żyć zgodnie ze sobą, tak jak ja chcę, a nie jak inni chcą żebym żyła. 

Ileż ja mogłam to znosić. Boże.

Szkoda mi samej siebie. 

Mam kilka pomysł na ten rok. Będę Was o nich bieżąco informować. 

Moje życie nabiera kolorów, ale to tylko dzięki mnie, samej. 

Odwagi ludzie, życzę Wam tego!

Ja ją kiedyś miałam. Straciłam, ale znowu odzyskałam. 

Pamiętajcie:

"Konsumpcja jest efektem ubocznym bycia niezależnym finansowo, ale postawieni przed wyborem, niezależni finansowo chętni by zrezygnowali z konsumpcji, aby zachować swój status."

Nie bójmy się robić tego, co naprawdę chcemy. Podróże? Jasne, zacznij podróżować, nie musisz mieć nie wiadomo ile kasy, weź odwagę ze sobą. Chcesz zmienić pracę? nie czekaj tak jak ja pięciu lat. Chcesz zmienić kierunek studiów bądź je rzucić, zrób to. Nie trać czasu na coś, co nie daje Ci satysfakcji. 


Zacznij żyć!

Uśmiechaj się do siebie i do innych ludzi, odrzuć to, co jest ci niepotrzebne, co ciągnie Cię w dół. 

Wybierz jakość, a nie ilość.

Trzymajcie kciuki za mnie i za siebie. 








niedziela, 6 stycznia 2013

Pochuje.


"Pochuje powstały z braku rymu."M.P.







Pewnie się zastanawiacie, dlaczego umieszczam ciągle cytaty Marii Peszek? Otóż, kocham tę babeczkę!
I pewnie jest wiele osób, które tak jak ja, jara się nią w taki sposób, że każde jej słowo uważa za naprawdę cenne. Ona wyraża siebie przez muzykę i świetnie jej to wychodzi.

A ja wyrażam się Marią Peszek.

W czwartek byłam na premierze Bejbi Blus. Dostałam zaproszenia od moje kumpla. Zabrałam swoją przyjaciółkę i biegusiem popędziłyśmy na seans. Pewnie wiecie, co to za film. Nie chcę nikogo obrażać, ale to nie mój target filmowy. Poza tym, byłam ciekawa, co to jest. Do cholery. Z własnych pieniędzy nie kupiłabym sobie biletu. Za darmo - to większość pójdzie. Oczywiście, wejście było na zaproszenia, więc jak się domyślacie, sale wypełniły się celebrytami. Szał. Pozorka do upadłego.

To była ta - zepsuta cyganeria warszawska. 

Rozpoczął się film. Film, jak film, Myślałam, że będzie gorzej, Poruszał smutne sprawy życiowe, to prawda. Ale ja już o tym wcześniej wiedziałam.To był dramat. W sensie film, gatunek. Hehe. Były chwile, że miałam dobry ubaw z niektórych scen, a to dlatego, że to była tragikomedia. Ludzie jak usłyszeli mój śmiech, byli przerażeni, odwracali głowy, zaglądali, kto się tak śmieje.

Nie wiem, ci ludzie, w ogóle, ale to w ogóle nie mieli dystansu. Oczywiście, zostałam potraktowana, jak "głupia małolata- bez wartości, która pewnie poszła pierwszy raz do kina i nic nie rozumie".

pff.

Chyba bardziej rozumiem niż się wam wydaje.

Takie sytuacje, miałam na porządku dziennym, no może oprócz tak harcorowej, która była pokazana w tym filmie, a propos zamknięcia dziecka w schowku na bagaże...

z tego się nie śmiałam.

Przeczytałam o sobie w necie, że moje zachowanie było straszne. I trochę zrobiło mi się przykro.

Chyba się za bardzo oburzyli, co do końca nie miało większego sensu.

Może oni są tak sztywni i nie potrafią wyluzować, że takie zachowanie było w ich towarzystwie naganne. Nie rozumieją widocznie z czego wynika śmiech, czym w ogóle jest.

Może powinni wyjąć w końcu, kij z dupy?

Film się skończył, zaczął się bankiet. Alkohol lał się strumieniami. Strasznie mnie suszyło po filmie, więc od razu z koleżanką, w ciągu sekundy wypiłyśmy lampkę wina. Najlepsze jest to, że jak szłam po alko, to patrzyli na mnie, jak na dziecko, które wzięło alkohol i jeszcze miało czelność śmiać się z takiej tragedii życiowej, przedstawionej w filmie.

Wypiłyśmy po trzy drinki i do domu. Ja z jednym wróciłam, bo nie dopiłam, a szkoda było zostawiać.

Miałam też ostatnio taką dość zabawną sytuację, że jak wracałam do domu z centrum, to spotkałam się wzrokiem z takim mężczyzną. Przez całą drogę do domu, wyglądał i patrzył na mnie. Zerkał już później tak bezczelnie, że patrzyłam na niego z taką samą odwagą, że nawet nie mrugnęłam. On też słuchał muzyki. Obserwowałam go i widziałam jak poruszał ustami, śpiewał pod nosem. Ale robił to celowo, żebym to zobaczyła. Może dlatego, że widział, jak nóżka mi chodziła w rytm muzyki, do mojej ulubionej piosenki Peszek, "Sorry Polsko"

To było coś takiego, że i on, i ja, przekazywaliśmy sobie jakieś sygnały, w taki delikatny sposób. Jeszcze to spojrzenie. Delikatne poruszanie ustami. Czułam, że ten koleś bardzo chciał podkreślić to, że mnie obserwuje i że zobaczył, coś we mnie ciekawego.

Pewnie, jak co drugiemu, spodobały mu się moje oczy.

Patrzył bardzo głęboko i vice wersja. Aż mi oczy łzami zaszły z tego wytężającego "gapienia się". Zwracał uwagę na każdy mój ruch. Sama się na tym złapałam i robiłam to samo. Tuż przed samym przystankiem, gdzie nasz wzrok spotykał się, co 3 sekundy. Parsnęłam śmiechem. Nie wytrzymałam. Zaryczałam, zapiałam i wyszłam z autobusu. On, odwrócił głowę i spojrzał na mnie tak, jakby chciał mi powiedzieć - "Miło było wracać z Tobą do domu. Dzięki za zabawę w spojrzenia. "

Serio?

już myślałam, że za mną wyjdzie i nie wytrzyma. Że porozmawia, zaczepi. Ale dobrze, że tego nie zrobił, inaczej to nie byłoby takie tajemnicze.

Miły mój.





sobota, 5 stycznia 2013

"Pan nie jest moim pasterzem niczego mi nie brak" M.P.





"Pan nie jest moim pasterzem
A niczego mi nie brak
Nie przynależę i nie wierzę
I chociaż idę ciemną doliną
Zła się nie ulęknę i nie klęknę"






Święta świętami, już ich nie ma.

I po co, ten szał co roku?! Ja się pytam. Za każdym razem mnie, to irytuje i coraz bardziej nie lubię tych przereklamowanych świąt! W pracy włączają mi kolędy, a czy ktoś się mnie zapyta, czy ja lubię tego słuchać? Niee, po co. Jestem szaraczkiem i mam słuchać tego, co włączy mi moja przełożona. Szlag mnie jasny trafia. Kiczowate dekoracje w pokoju i przy moim biurku, pff.

Składka na prezenty, skoro nie zarabiam dużo i jeszcze mam kupować darmozjadom. Nie mam na, to ochoty i wole wydać na alkohol albo na bilet do kina. Wigilia firmowa, obżarstwo, patrzenie na siebie milusio, sztucznie. Połowy osób nie kojarzę, pomimo tak długiego stażu w kołchozie. Szopkę, to ja tam mam przez cały rok, a przed okresem świąt, to już całkiem. Czy tak trudno zrozumieć, że nie każdy lubi tak właśnie spędzać?!
Ja w tym dniu i przed chciałabym mieć święty spokój.

Strata pieniędzy, zdrowia, bo połowa osób ląduje w szpitalu z grypą żołądkową. Gałgany. Nienażarte świnie- sorry. Tylko się nachapać.
Prezenty?
- Połowa ląduje na allegro albo oddaję się kuzynom albo wymienia w sklepie na coś innego. Po co to wszystko? Pod koniec grudnia, budzimy się z ręką w nocniku i z pusty portfelem. Cała kasa na prezenty i na żarcie, poszło się jebać w koszu. Bo francuskie pieski nie jedzą już jedzenia ze świąt.
Kiedyś mnie, to kręciło, jak byłam dzieckiem. Teraz, to już nie, to samo. To bunt, tak, bunt przeciw tym wszystkim komercjom i imprezom na pokaz. Mówcie sobie, co chcecie, ale czy nie łatwiej byłoby zorganizować, to inaczej?
Mniej tego, ale z głową. I wtedy, to wszystko wyglądałoby trochę, bo trochę, inaczej .





Pasterkę zrobiłam sobie z moją koleżanką i siostrą o 20:00. Na stole był śledzik (został z wigilii), mnóstwo żarcia i pyszna wódeczka. Mniam, to był prawdziwy polski stół świąteczny. Tutaj nie było sztucznej atmosfery. Bawiłyśmy się zacnie. Pozdrawiam Cię, Droga Aniu. Dziękuję.

To samo było z sylwestrem. Miałam kilka propozycji i wiecie, którą wybrałam? Swoje mieszkanie, łóżko i psa. Aż wstyd się przyznać, bo nawet nie wytrwałam do 24. Otworzyłam wino, założyłam seksi -  fleksi strój, szpile i zrobiłam sobie seans filmowy. Oglądałam "Ostatnie tango w Paryżu", Ja je miałam na Gocławiu. 
Ha!



Obudziłam się ok 1 w nocy, patrzę na telefon, a tam milion połączeń, wiadomości. Na żadną nie odpisałam, nawet nie oddzwoniłam. Dokończyłam wino i poszłam dalej spać.

Dziękuję do widzenia.

Rano wstałam z poczuciem, jakby nic ciekawego mnie nie ominęło. Z tego, co opowiadali mi znajomi,to nigdzie dupy nie urywało. Więc nie ma co żałować. Ja nie żałuję niczego. I tak zawsze do wszystkiego podchodzę.

A propos postanowień noworocznych, to jakieś mam. Pewnie większość z was, coś tam sobie zaplanowała do spełnienia. Jak się ziści mój plan, na pewno o tym napiszę.

Żegnam czule i ozięble.

Bądźcie najlepsi w tym roku.

I nie zapomnijcie, mamy 2013, czyli dwa tysiące trzynasty rok.

M.


Szukaj na tym blogu