Translate

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Urol

Witajcie!

http://www.youtube.com/watch?v=Vg1jyL3cr60

Wstawię kilka zdjęć z mojego pobytu w szpitalu.

Trochę z sentymentu, tęsknię za Jadzią i znajomymi heheh

Enjoy!






Michał




Aniaaaa



TV- tylko to było płatne. 
sypialnia

mój bałagan

obiad

ciasto czekoladoweee

Aniaaa

Sylwiaaaa

goście:)

dzień dobry!

to się wszystko działo "na żywo'

Młody. 

Jadzi kapcie.

mój bałagan

tv ;p

kroplóweczka

ksiądz mnie odwiedzał codziennie rano:) tylko, ja nie brałam komunii, to były egzorcyzmy hehe




powiem Wam, że nie było tak źle w tym szpitalu, jak zawsze nam się wydaje. Ostatnia noc przed wyjściem. Prawda, że już wyglądam na zdrową?:)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Nie pytaj, nie mów.





"Może wszyscy faceci są jak narkotyk – czasami cię niszczą, a czasami – jak teraz – dzięki nim czujesz się jak w niebie." [Carrie]- oglądam Seks w wielkim mieście.
Może...
"Czy byłam uzależniona od cierpienia, od tego wspaniałego bólu, kiedy pożądamy kogoś niedostępnego?"
Ja to chyba trochę solidaryzuję się z Carrie.
Ostatnio nawet spytałam znajomych, którą kobietkę przypominam z tego serialu, to oczywiście, odpowiedź była jedna - Samantha Jones. Ja nie jestem taka jak ona. Wręcz przeciwnie. 
Carrie - to ja. 
Nie chcę tu rozwijać jej wątku przygód, kto oglądał, ten wie. 




A tak abstrahując, to chciałam napisać, że po imprezie organizowanej przez mój wydział, wylądowałam w szpitalu z diagnozą wstrząśnienia mózgu. 
Tak się zabawiłam...
Leżałam sobie 4 dni, nawet nie było tak źle. Pierwszą noc spędziłam sama, miałam czystą salę, wszystko nowe, bo to nowy budynek chirurgii. Nie mogłam spać, bałam się trochę, telefon mi się rozładował, nic do picia, nic do jedzenia. 
Leżałam i patrzyłam w ścianę. Wtedy zrozumiałam, że zostałam sama. W przenośni, oczywiście. Nikomu nie rozpowiadałam, że jestem w szpitalu, tylko kilka osób, ale wieści szybko się rozeszły. Zaczęły się telefony, sms. To było takie miłe. Mam znajomych, którym na mnie zależy. I ta sytuacja to zweryfikowała. 
Drugiego dnia, przyszła do mnie pewna Pani. Bardzo sympatyczna i inteligentna. Spędziłam z nią poranek do południa. 
Jak już wychodziła, zostawiła mi wizytówkę, zaprosiła na kawę do swojej galerii na Pradze i pocałowała w czoło, życząc powrotu do zdrowia. 
Na pewno odwiedzę. 
Później przyszła po niej, taka starsza kobieta z problemem woreczka i kamieni. Oj ta to strasznie marudziła, o losie, co ja się z nią miałam. 
Jęczała, dniami i nocami, ostrzegałam, ją, że jak będzie mi jęczeć, to uduszę ją, dla żartów -  oczywiście. Spać nie mogłam, głowa mnie bolała, rano o 5 codziennie pobudka, jak nie przez nią, to przez lekarzy. 
Cierpiała, ale też trochę pod publikę. 
Słuchała się mnie. 
Później, jak ja wychodziłam na dwór, to dawała mi znak, dzwoniąc do mnie, że są lekarze, żebym wracała. 
Musiałam schodzić na dół, bo nie mogłam słuchać tego narzekania i tego wszystkiego po trochu....
Może, dzięki niej, teraz nie będę tak jęczeń na życie i na to, co mnie spotyka, bo nie ma tak źle. 
W ogóle, jak obserwowałam niektórych ludzi, to patrzyłam na swój przykład i zmieniłam zdanie na niektóre sprawy. Zaczyna się dostrzegać zupełnie coś innego. 
Po kilku dniach spędzonych z Jadzią, pokochałam ją i jej marudzenie. Teraz mi tego brakuje. 
Nawet umyłam jej plecy. 
hehe
To zabawne, ale tak mi zaufała, że nie chciała żadnej pielęgniarki, tylko mnie. 
Umówiłam się z nią na jedzenie po tym jak wyjdzie, bo bidulka, nic nie mogła jeść i śliniła się, jak ja jadłam. 


"Przeszłość jest jak kotwica, która trzyma nas w miejscu. Trzeba zapomnieć o tym, kim się było, żeby stać się kimś, kim się będzie." 




czwartek, 11 kwietnia 2013

Add




http://www.youtube.com/watch?v=SON9H3P3AYs&feature=youtu.be


Aaa. To na początek.
Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
Dziś mam dzień zaczepek na ulicy, od rana ktoś mnie pytał, gdzie, co jak.
Spoko. To miłe. A poza tym, czuję się, jak zjedzona i wypluta. Ledwo co wstaję do pracy.
Choruję. Ooo.
Zapomniałabym. Wczoraj byłam u dentysty. No, powiem tak, byłam ostatni raz równo 2 lata temu. Pani jak mnie zobaczyłam, to zapytała, czy coś leczymy, czy robimy odlew szczęki i wymieniamy na nowe wszystkie. W ręku trzymała czyjąś szczękę, aaa.
Powiedziałam, że chce mieć swoje i nie będę mieć sztucznych ani wstawianych.
O dziwo, nic nie przybyło nowego. Od dwóch lat, jakieś małe ubytki. Muszę to wszystko załatwić w czas, bo, bo, bo... la la la
przygotowuję się do wyjazdu. Muszę mieć zdrowe ząbki, ładny uśmiech. Nie tylko ząbki leczę, robię sobie profilaktyczne badania coby nie mieć kłopotu w obcym kraju.
Krok po kroku. I pewnie we wrześniu albo w październiku hopsa.
Intensywnie szukam sobie lokum, możliwości, znajomości.
Co jest najlepsze, że ludzie do mnie piszą, chcą pomoc i służą każdą radą. Mam nadzieję, że to tylko nie pisanie.
Korzystam z Couchsurfingu. Ponoć, dużo osób z niego korzysta i jest to całkiem spoko opcja. Więc, cóż. Raz kozie śmierć. Dwie osoby na Manhatanie (dziś odczytałam wiadomość) zaproponowało mi pomoc, jak już będę i możliwość przenocowania. Fajnieee. Heheh. Coś się dzieje.
No i umawiam się teraz z taką laską, która tak jak ja, chce zwiedzić Stany i Meksyk - dodatkowo. Czemu nieee. Zawsze to raźniej i weselej.
Zobaczymy. Składam teraz wniosek o wizę, żeby przed samym wyjazdem się nie rozczarować i znaleźć jakieś inne wyjście na podróżowanie. To mój cel, który sobie założyłam już dawno, a w tym roku muszę to zrealizować na 100 %.

A i z nowości. To zawieszam swoją działalność - DORADCZĄ. Koniec z tym.
Większości moim znajomym doradzałam, co trzeba, czego nie, jak trzeba, jak nie. A mnie nie do końca, ktoś potrafił, doradzić. No może, moja Sylwunia, która zawsze mnie wyczuwała i wiedziała, co będzie dla mnie dobre. Ale też nie chcę nikogo męczyć. Postanowiłam doradzać sobie, co jest najgorsze w tym wszystkim.

No i co jeszcze mogę napisać. Hmm. Wczoraj miałam zabawną sytuację w metrze. Rozbawiłam pół wagonu hehe
na przeciwko mnie usiadła sobie pewna pani z książką pt: "Zielona szkoła i przyjaciele", niby nic śmiesznego, ale ta pani nagle usnęła trzymając w reku tę książkę, wyglądała dość komicznie. Pan, który siedział obok spojrzał na nią ironicznie, ja na niego, że to zobaczyłam i zaczęłam tak się śmiać, że ludzie, co siedzieli obok nie wiedzieli co się dzieje i też się śmiali ze mną. Śmiechy śmiechami, nagle otworzyłam torebkę i wyciągnęłam aparat i zrobiłam tej pani zdjęcie. Wtedy to zaczęłam, płakać. A oni ze mną. Jak wysiadali na stacjach to żegnali się ze mną, hahaha.
No tak, czasami bywa. hahaha



W sobotę mam imprezę antykabaret z afterem. Zobaczymy, oto link:

http://www.facebook.com/events/232342533573471/242154229258968/?notif_t=plan_mall_activity




piątek, 5 kwietnia 2013

Diabeł nie śpi z byle kim.

Heeeej, wszystkim!

Może na początku podeślę link artykułu, który wczoraj przeczytałam.

Powiem tak: "dobrze się czyta i trochę racji jest w tym wszystkim".
Myślałam o tym i analizowałam na swoim przykładzie. 
Kurde, no!
Jak mówi chińskie przysłowie: "brylant nie powstanie bez tarcia."

Muzyczka do posłuchania: https://www.youtube.com/watch?v=nfdpXrHtk80

No to co? Hmm.



Ostatnio nie mogę spać, a jeszcze gorzej wstać. Rozkojarzona, pod dominowana, zirytowana, milion myśli na minutę, czuję się rozdarta wewnętrznie, zewnętrznie. Nie mogę sobie znaleźć miejsca na ziemi, dobija mnie od roku wszystko. 
Zaczęło się rok temu i ciągnie się, ciągnie i nie chce to odejść ode mnie. Ciągle narzekam, widzę, że nie ma tu dla mnie perspektyw.
Szukam czegoś co określi mnie w końcu. Łapię się, chwytam rożnych zajęć, myśląc, że w końcu to będzie to, co chcę robić. 
Jest fajnie, ale nie daje mi to satysfakcji. 
W tym kraju nie ma dla mnie perspektyw do jasnej ciasnej. 
Tkwię w jakiejś czarnej próżni. Jest tam smutno, nikt mnie nie lubi, dużo kłamców, mydlarzy, handlarzy i aktorów. 
Ten teatr mi się nie podoba.



Jest nudno, każdy zamula, nikomu nic się nie chce, czuję się też taka nijaka. Czy tu nie może się coś dziać? Nagle wszyscy zaczęli być tacy poważni, doprawdy.
Muszę coś zrobić. 
Planuję wyjazd. Wiem, wiem. To tylko plany. Ale ja jestem na tyle szalona, że pewnego dnia, spakuję się i już mnie nie będzie. 
Będą mnie szukać przez program "ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie".
ha!

środa, 3 kwietnia 2013

Kokon







" (...) wszystko jest piękne, nawet na pewno, jeśli się ma te dwadzieścia parę lat. Wtedy są złudzenia i miłość - i wszystko jest do zdobycia, bo właśnie te głupie dwadzieścia lat. 

A potem przychodzi życie twarde, bezlitosne, obedrze człowieka do naga z tych złudzeń - i wtedy już nic nie zostaje z tych dwudziestu lat i z tej wiosny, i z tej miłości…"





http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=cjR_PmbgJ5M&feature=endscreen







wtorek, 2 kwietnia 2013

Aequitas

http://www.youtube.com/watch?v=Mm6MBNAG6-Y

Witajcie!

Mam ochotę pisać. I jak już tylko zasiadam do komputera, to nagle nie wiem, co chciałam napisać...



Ostatnio dopada mnie nostalgia. Wracam pamięcią do czasów dzieciństwa. Nie było kolorowo, ale byłam szczęśliwa. Pamiętam czasy pozostałe po komunie. Tata pracował pięć lat w Amsterdamie, nie było go w domu przez prawie cały rok. Wracał "zarobiony".
Przywoził najlepsze dla nas zabawki, ubrania i nutelle. Miałam najlepsze sprzęty elektroniczne, rowery. Pamiętam jak mi zazdrościli w szkole. Nie wiem dlaczego, ale zawsze czułam się lepsza. Choć nie powinnam była. W domu panował dobrobyty (cokolwiek to znaczy), wszyscy byli zadowoleni, rodzice się przytulali, nas zabierali na wycieczki.
Tata, miał wtedy super autko.
Ach.
Życie beztroskie.
Szczęśliwe. Tak się wtedy czułam.



Do czasu. Jak ojcu odbiło.
Zostawił nas. Miałam 8 lat, dwa dni przed moją komunią.
Po prostu wyszedł z domu i nie wrócił.
Wrócił po dwóch latach, matka go przyjęła. Do dziś nie wiem po co. Ponoć dla naszego dobra...
Bez komentarza.



Jak wrócił zaczęło się piekło. Od tamtej pory miałam z ojcem napieńku, bo nie mogłam mu wybaczyć tego, co zrobił. I tego, że wrócił, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
No, oczywiście moja krnąbrność ujawniała się na każdym kroku. Stąd częste nieporozumienia miedzy mną i ojcem. Ja nie potrafiłam już do niego mówić - "TATO", było mi tak przykro...
Buntowałam się ciągle, ale nie robiłam jakiś takich strasznych głupot.
Pyskowałam.
Bardzo.



Zawsze musiałam swoje dwa grosze wcisnąć, a ojciec tego nie lubił. Oj nie lubił, bo jak to możliwe, że ja coś wiem, przecież ja się na niczym nie znam.
No i osiągnęłam swój punkt kulminacyjny.
Ojciec tak się na mnie wkurwił, że wyrzucił mnie z domu. Zima, styczeń, ferie miałam z tego, co pamiętam.
W każdym razie, wyprowadził mnie, zamknął drzwi, ja miałam na sobie tylko to w co byłam ubrana, no i kapcie...
To nie było zabawne, myślałam, że mu przejdzie, że zaraz mi otworzy drzwi, ale zabronił komukolwiek podchodzić i otwierać, gdyby ktoś się odważył, to wyląduje ze mną.
Urocze.

Mama, oczywiście sprzeciwiała się i normalnie chciała otworzyć mi drzwi, ale ojciec zagrodził jej drogę i sobie mogła.
Mój brat otworzył okno i się ze mnie śmiał. Powiedziałam, żeby zamknął się i spakował mi plecak z ubraniami. Zrzucił mi to wszystko, założyłam. Mamę poinformowałam, że będę spała u mojej siostry.
Ojciec nie wiedział, gdzie jestem. Martwił się.
Ja prosiłam brata, mamę, żeby nic mu nie mówili, niech się martwi. Wyrzucił mnie po 21:00 z domu, w styczniu w mróz.



Wtedy miałam 15 albo 16 lat.
Od tamtego momentu robiłam wszystko, żeby nie nocować u rodziców. Przysięgłam sobie, że jak tylko będę pełnoletnia muszę się wyprowadzić i zacząć pracę, bo nie zniosę mieszkania z ojcem.
Męczył mnie.
Tak zrobiłam. Teraz jestem spokojna. Za to ojciec zawsze mnie przeklinał, powtarzając, że "żaden mężczyzna ze mną mnie wytrzyma".
Cóż.
Lekko nie mam.




http://www.youtube.com/watch?v=Bps8xTtRifE

Szukaj na tym blogu