Translate

czwartek, 26 września 2013

Wczasowiczka.




Zdecydowanie lepiej mi się pisze wieczorem albo późno w nocy. Wracam do domu, idę sobie, idę. Jestem już na osiedlu naprzeciwko mojego balkonu (mieszkam na parterze) i co widzę? - sąsiadka zagląda mi w okna, a to gagatek jeden.

Nie chce mi się pracować. Ratunkuu. Od kilku dni pomagam znajomej przy otwarciu sklepu - od podstaw. Czyli: mycie okien, szyldów, podłóg, półek, po rozstawianie towarów, przenoszenie skrzynek i innych ciężkich prac, których wcześniej nie wykonywałam. Od rana do nocy.
Słabo mi, mdleję tam. Dzień w dzień.
Kurwaaaa, czy ktoś wymyśli jakiś zawód żebym się do niego nadawała?
Może ja urodziłam się księżniczką? hehehe
Jak nie nudna, to za ciężka, jak nie bezrobotna, to wkurwiona.
Taaak! Będę narzekać.
Za tydzień mam urodziny! idę na koncert - Mikromusic. Lalalalala.
Dziś kilka osób nie wierzyło, że mam 26 lat. Rzeczywiście, takie to dziwne.
Wyglądam jak dziewczynka, to fakt. Ale co w tym złego? dziwnego?
Mam być wytapetowaną pindą?
Jestem EKO. Naturalne długie włosy, teraz zapuściłam brwi, grzywka. To wszystko ujmuje mi lat. I jeszcze mam dziewczęcą figurę, nie kobiecą.
Szkoda, bo bzykam się na 26! hahah
Żarcik, taki.
Ja nie dorosłam do swych lat.
Jestem jakąś KOSMITKĄ!
Urwałam się z kosmosu, jak Alf.
Moje życie zmienia się, jak w kalejdoskopie. Ja sama nie potrafię przewidzieć jutra. To jak film przygodowy.
Akcja, dzieje się!
Znowu nowi ludzie, nowe sytuacje, za chwilę to się pewnie znowu zmieni i tak można bez końca.
Aaa.
Zatrzymajcie mnie, bo kręcę się i nie potrafię zatrzymać.
Chce się upić, zjarać i wejść do swojej krainy. To taka w stylu Alicji...
Tam jest inaczej niż tu. Tam są kolory, a tu dominuje szary.
Wolę być wczasowiczką, jak z tego filmu, który podesłała mi znajoma i stwierdziła, że powinnam się z nią solidaryzować.
To jest pomysł na życie po życiu. Haha.
Dobra, zanudzam. Jestem zmęczona, jestem robolem.
Ja przecież żadnej pracy się nie boję.
Co mi tam.
Dobranoc wam.


sobota, 21 września 2013

Lab dens.

Spokojny wieczór się zapowiadał.
Pranie, sprzątanie, gotowanie. Leginsy w kwiatki, tiszert o trzy rozmiary za duży (któregoś kolegi, który albo mi podarował albo zostawił u mnie kiedyś). Mam ich od cholery. Od skarpet, majtek, po tiszerty, bluzy i spodenki. Bardzo lubię w nich chodzić, co wkurza moją siostrę i nazywa mnie fleją i bejem. Ale w własnym mieszkaniu nikt mnie nie widzi, mogę się ubierać, w co mi się podoba.
No więc, tak mijał mi dzień. Po etacie gospodyni domowej, przystąpiłam do czytania książki.
Nic specjalnego się nie działo, zwykły dzień z codziennymi obowiązkami.
Niby piątek, ale co z tego, jakoś nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, co było dziwne i dla moich znajomych i dla rodziny.
-"Piątek, a Ty w domu?
Damn. Coś z Tobą nie tak, pewnie jutro nadrobisz, w sobotę popłyniesz. "
Wcale,  nieee.
Tydzień temu byłam na balandze, tak mi do dało w kość, że stwierdziłam, że szkoda mi czasu na te imprezy. Tam się kurwa, nic nie dzieje. Nuda, a trzeba się najabać, żeby znieść tych ludzi, móc z nimi gadać i tańczyć.
Po co mi to. Wolę jednak towarzystwo, które wpływa na mnie pozytywnie i dzięki nim chce się rozwijać.
Te ciągle puste najebki, na Zeusa!
Dość tego.
Ćwiczę asertywność i zaczynam selekcję znajomości.
W sumie, to większość osób od wódeczki i imprezki, a niewielka garstka od "rozmów inteligentnych", co nie oznacza, że tamci są głupi, tylko jakby to nazwać, hmmm,  z nimi na poważne tematy nie rozmawiam.
A szkoda, bo kto wie, może nasze relacje zmieniły by trochę okładkę.

Koniec.

Co działo się dalej, w tym tak normalnym dniu.
Moja siostra zakomunikowała mi, że będziemy miały gości. Starsze towarzystwo, ludzie po 40!
Ok. ja to lubię dużo starszych ode mnie, bo z nimi jest inny dialog i jakoś tak przyjemniej.
Mówię, dobrze, niech wpadają. Ja - jak coś będę u siebie w pokoju. Nie będę z Wami siedzieć.
I tak zrobiłam, zaczęłam czytać w łóżku i usnęłam. Godzina 22. Ja - śpię. Piątek. A nawet wstałam o 13:00, więc byłam wypoczęta.
Niby...

Obudziłam się o 24:00. Głośne rozmowy z pokoju obok, jednak nie dały mi spać.
Zeszłam z łóżka, poszłam do kuchni, zajrzałam do pokoju, przywitałam się z gośćmi w półprzytomna i wróciłam do siebie. Jednak oni bardzo chcieli i prosili, żebym z nimi posiedziała i piła alkohol.
Nie miałam za specjalnie ochoty na "picie", ale skorzystałam z propozycji i bardzo subtelnie popijałam drinki.

Towarzystwo mieszane. Połowa to homoseksualiści. Ale byli przeuroczymi ludźmi. Kochani. Tak się złożyło, że zostałam do końca, a moja siostra nie wytrzymała i poszła spać wcześniej. Gadki szmatki, zachwyceni mną, mimo, że podkreślali, że są w szoku, że mam 26 lat, a wyglądam jak siusiara.
Zachwyceni moimi włosami, że zdrowe, że ładna jestem i urocza, ple ple, pleeee

Dzięki, dzięki!
aj noł, ajm soł prity, etece etcec.
Był tam nasz znajomy Żyd - gej. Nie lubi określenia pedał. Nienawidzi tego.
Wszyscy się upili, ja nie za specjalnie i wymyślili sobie, że pójdziemy do klubu gejowskiego.
Oczywiście namawiają mnie, ja mówię, że nie, nie mam kasy, po co, na co...
Jednak chłopak mojej sis, mówił mi: "idź, masz tu hajs na taksę, baw się dobrze"
No i pojechałam z nimi.
Była godzina 3.
Mój znajomy (Żyd) wziął mnie za rękę i mówił wszystkim, że jestem jego siostrą, na co jeden ich znajomy z klubu z tekstem do mnie: " jesteś jego siostrą? hę? chociaż Ty mogłaś urodzić się brzydka, już Cię nie lubię"
Buhaha
Ale i tak później tańczył ze mną i jednak nie mógł mnie nie lubić.
Na sali, pełno homo, tańczą labdens, całują się (zaznaczę, że w tym klubie byłam drugi raz w życiu, pierwszy w swoje 21 ur, było wtedy cudnie) na trzeźwo jednak to nie to samo, od razu zaczęłam upijać się piwem i zaczynałam pląsać w muzyce typu radio eska.
Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, ale po każdym łyku piwa, coraz bardziej się wyginały. Jak pajacyk. Coś w tym stylu.
Obserwowałam towarzystwo. Było dużo ładnych chłopców, obleśnych mężczyzn i trochę transów.
Największą uwagę chyba transiki zwrócili moją uwagę.
Jednak byli tak nieestetyczni, że mimo, że nie chciałam na nich patrzeć, to oczy same na nie spoglądały.
Obcisłe mini, długie sztuczne włosy, doczepiane rzęsy, brwi -kreski i te usta. Były najgorsze. Fuu
ten kształt, błyszczyk, jakby chciały obciągać, obciągać, albo były po obciąganiu i delektowały się sokami z fiutów.
Zerkali na mnie,
z nienawiścią trochę,
czy to moja wina, że jestem kobietą?
sorry.
Tańcząc ocierały się o mnie różne osoby, o dziwo, większość było gejów niż lesbijek. A jak już były jakieś kobiety, to laski hetero, które przyszły potańczyć ze swoimi homo kolegami.
Podszedł do mnie koleś z tekstem:" sorry, jestem pijany, ale bardzo mi się spodobałaś"
- jesteś gejem?
-"nie BI"
- nie ma mężczyzn BI!! co Ty pierdolisz.
- "jak to nie ma? rucham też laski. Mam na Ciebie chęć, ale i Twojego kolegę, też bym przeleciał"
- no i kurwa wszystko jasne, pedale zajabany, dziwko TY!
Chcesz coś sobie kurwa udowodnić, myślisz, że będziesz ruchał i tu i tu.
Spierdalaj ode mnie!
Zdisowałam go i wysłałam do piekła.
Podszedł drugi:" masz najlepszą grzywkę ze wszystkich dziewczyn w tym klubie"
- dzięki.
Z tyłu jakiś karzeł za mną tańczy i pyta, czy może ze mną, po czym ja, że ja nie lubię i jak chce, może tańczyć z nami, ale ja nie chcę  z nim. Nie dawała za wygraną i ocierał się bezczelnie, aż w końcu przyczepił się mojego znajomego.

Co było najgorsze w tym klubie?
To to, że jebało bąkiem, pierdem, czy innym gównem.
Pękają im zawory -  w pizdu. To było obleśne.
Ja naprawdę ich lubię i nie tępię ich.
Ale ten smród, był tak obrzydliwy, że nawet osobie najebanej nie jest to jednak obojętne.

Dość tego, zrobiło mi się niedobrze.

Dobranoc.


niedziela, 15 września 2013

Trzepanie.

Niedziela.

http://www.youtube.com/watch?v=kdxOlhF7icI&list=PL84D18817D633AA40

I zastanawiam się od czego tu zacząć. No jak to od czego? - od emocji.
Emocje.
Przecież w większości nami kierują.
Przez ten weekend było ich za dużo. W piątek na koniec dnia przebiegł mi drogę kot - czarny kot.
Zadziwiające jest to, że w zależności do sytuacji, od relacji z jakąś osobą, nasze emocje gwałtownie się zmieniają i przybierają inny charakter.
Jeśli coś nas łączy z kimś albo łączyło i nagle coś nie jest tak jak powinno być, wpadamy w jakiś dziki szał. I nagle każde słowo, mina albo gest wyprowadza nas z równowagi i nie potrafimy nad tym zapanować.
Miałam okazję widzieć dwa dni temu taką scenę na własne oczy. To byli moi bardzo dobrzy znajomi, a ta dziewczyna to bardzo bliska mi osoba. I powiem,  że ta sytuacja była dość dziwna, może dlatego, że nie lubię kłótni, nie lubię w tym uczestniczyć, jako osoba trzecia i w ogóle nie lubię agresji, jakiejkolwiek. Złości, krzyków i przykrych sytuacji. Jakoś tam mnie stawia w takim położeniu,  że nie do końca (tutaj byłam totalnie nie zamieszana) wiem, jak się zachować. Co powiedzieć. Jak coś szepnęłam to jeszcze mi się oberwało, choć nie chciałam źle. Byłam trochę zaskoczona, że przez jakieś pierdoły, wynikają straszliwe kłótnie. Jak wiele dzieje się za pośrednictwem ekspresji i to silniejsze od nas. Nie mam żalu, że na mnie nakrzyczała, ale ta sytuacja była dość smutna, pod tym względem, że w takiej sytuacji chyba najlepszym wyjściem było by oblanie wodą jednej z osób, a tutaj to płci żeńskiej. Choć jestem kobietą, to w tej sytuacji jakoś nie stałam po jej stronie. Wybacz mi, ale nie miałaś racji. Czemu, jeśli ktoś się  kocha, potrafi tak siebie krzywdzić i sprawiać przykrość?
o co tu kurwa chodzi?
Płacz, krzyki, jeszcze tupanie nóżką...

Kolejna sytuacja, gdzie dzieliła Cię kiedyś z kimś więź emocjonalna, spotykasz go na swojej drodze w miejscu publicznym i patrzycie na siebie, nie podchodzicie i idziecie dalej. Jak obcy sobie ludzie. Nie wiem, trochę mnie to dotyka. Jeszcze nie zdarzyło mi się coś takiego. Jeszcze nie musiałam udawać, że kogoś nie znam. To żałosne.
Ale OK. Już teraz wiem jak mam się zachować. Pierwsze zderzenie i konfrontacja już za mną.
Kolejną sytuacją było, jak pewna dziewczyna zakochała się w jakimś starszym gościu i chodziła na imprezy tam gdzie on pracował za barem. Ciekawe to było, jak robiła wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale on miał ją delikatnie w dupie i chciał się z nią tylko pieprzyć. Starszy, doświadczony, ona młoda, piękna. Ale jeszcze głupia i to było widać.
Ale to nie jest ocena. Głupia z innego względu.
W piątek imprezowałam z moimi koleżankami po mieście i obcokrajowcami,  a później przez przypadek spotkałam znajomego i już z nim zostałam do końca.
To był dziwny wieczór.
Nie chce go opisywać, na koniec przebiegł mi kot- czarny kot.
Tylko zastanawia mnie, dlaczego ostatnio coraz częściej zaczepiają mnie kolesie ok 40???!!!!!!!!!
albo i po??????????????
aaaaaaaa
aaaaaaaaa
Nic do nich nie mam, tylko ja nie jestem taka, jaką oni zapewne chcą i po co to wszystko?
No nic,
już mi się nie chce pisać.
yoł!

środa, 11 września 2013

Boogie-woogie.



"Celem życia jest żyć. To znaczy być świadomym – radośnie, do upojenia, pogodnie, bosko świadomym."H.M. - a wy jesteście?
Boli mnie głowa myśląc o tym. 
Chcę żyć, po prostu. Co to znaczy? 
Czy ktoś może mi wyjaśnić?
Czy żyć znaczy być świadomym tego, co mnie czeka, tego, że muszę czasami się podporządkować komuś, że są jakieś koleje losu, że umrę, że doświadczę jeszcze milion  różnych przykrych i wesołych przeżyć?
Co to znaczy "celem życia jest żyć"?
Jaki ja mam mieć cel, jak ja nie mam żadnego teraz i to jest ten cel życia? 
z dnia na dzień, przeżywać, to co czeka za rogiem? co jest spontaniczne i tylko trochę kontrolowane przeze mnie?
Ostatnio mam wbrew pozorom sporo zajęć, mimo bezrobocia. Śmiejcie się lub nie, ale życie osobiste to też praca. Przez week, miałam zdjęcia próbne do filmu, później ten śmieszny teleturniej, w miedzy czasie kino urodziny, melo i tego typu zajęcia. Wiem, że znowu zamulam, ale czy zastanawialiście się nad tym kiedykolwiek?
Weekend miałam dość intensywny. Oj bardzo w "cugu" od piątku do poniedziałku. W piątek byłam na koncercie na Placu Zabaw - miałam swój świat - standardowo, jakieś dziwne sytuacje, chore gadki, dziwni ludzie, którzy się kręcili wokół mnie i to co im mówiłam. Na szczęście, miałam koleżankę obok, która kontrolowała moje zachowanie i pilnowała, żeby mi się nic nie stało. W sobotę na kacu na zdjęcia na Ursynów, wypiłam w drodze butelkę wody. Tam to był kosmos, ja wyglądałam jak horror i to był horror. Haaha
Przebrali mnie w ciuszki z lat wojennych, zrobili fryz i przedstawili scenkę, w której mam zagrać. Czyli, jestem trzymana przez ss-mana, wyrywam się i patrzę, jak gwałcą moją siostrę. Tak mnie trzymał, że do dziś mam siniaki hehe
Miła, otwarta ekipa. Wieczorem urodziny kumpla nad Wisłą, było bardzo sympatycznie, ale strasznie się upiłam. Odprowadziła mnie znajoma i wróciłam do domu na rowerzeeeeeee. Aaaa. Szczęśliwie. Za to niedziela, ah niedziela i ten śmieszny teleturniej. Zaspałam, spóźniłam się 30 min, i jak to na planie, czekałam 2 h aż zaczną. od 9 do 21. Losieee. Za to poznałam w ciul osób, od razu wymiana telefonów etc. Matko i córko. 
Nie chce mi się opowiadać, ale telewizja jest do dupy. 

Czas chyba na to, żeby się ogarnąć w taki sposób, żeby się czuć dobrze ze sobą i nie przesadzać z używkami. Kończę z tym na jakiś czas.
Trzymajcie się. 

piątek, 6 września 2013

Na Pragie.

Witojcie, jołki połki, ema będzie gema!

wczoraj trochę przesadziłam, dziś przesadzę bardziej haha. Żartujeeee. Wyżaliłam się i wylałam wczoraj, więc dziś już mi się nie kce.
Wczorajszy dzień był bardzooo słoneczny. Poszłam ze znajomym nad Wisełkę, posiedzieliśmy, przy okazji spotkałam chłopaka mojej koleżanki, szedł na rybki, moczyć kija, a my moczyliśmy wcześniej hehehe

Taki głupi żarcik. Po południu poszłam z kolegą na seansik filmowy: "KONGRES", co to był za film, mega psychodeliczny, oszalałam. W drodze do domu, zaczęłam go analizować. I stwierdziłam, że tak jak oni, czasami zażywam taką kapsułkę, żeby przejść na drugą stronę i być w wersji animowanej, nie martwić się i nie myśleć o niczym złym. A jak się kończy kapsułka, to wracam do szarego, brudnego i pełnego wojny świata, po to, żeby się przekonać, że muszę wziąć jeszcze jedną kapsułkę i wrócić na drugą stronę, bo tu nie jest tak kolorowo. Tu nie istnieje. Już mnie tu nie ma. Przechodzę tam.

Wróciwszy, zastanawiałam się co ze sobą zrobić, wzięłam rower i pojechałam  na Pragie. W Składzie butelek był koncert, miałam tam się zobaczyć ze znajomymi, ale ich nie zastałam, więc siedziałam sama, słuchając muzyki. Po drodze, jak zawsze, musiało mi się coś przydarzyć. ROWER- odkąd mój siostrzeniec na nim jeździ, ciągle coś jest nie tak. Tym razem hamulec. Ocierało mi koło, już miałam się wracać, ale myślę, pierdolę to jadę dalej, ledwo, ale pedałowałam. W końcu tak mnie to zaczęło denerwować, że zaczęłam prowadzić, jakiś koleś się zlitował i pomógł mi naprawić. Odciął tylny hamulec i życzył powodzenia.
Sponio, super, stary za pomoc.
Zapomniałam, że nie mam i nagle zahamowałam przednim i kierownica wbiła mi się w cipkę. Tak! Wiecie co?
Boli jak cholera. Mam siniaka. Ktoś chce pocałować?
Dobra, to było chamskie! hahah
Po drodze spotykałam dziwnych ludzi, jak to na nocny rower przystało. Nie bałam się, pędziłam, jak pojebana. Albo krążyłam po uliczkach i obserwowałam. Czułam się, trochę, jak ta babka z filmu, że jestem w świeci animków.
Jeżdżąc na rowerze, czuję się jak w transie, więc każde jego zepsucie, działa mi tak na nerwy, że wpadam dziki szał. Podróżowanie nim, jest czymś magicznym. Znowu mam tak, że biorę rower i sama jeżdżę nocą. Nocą jest przyjemniej. Więcej kolorów. Polecam.




Hmm. A tak sobie wstawiłam to ścierewko.
Powiem Wam, że życie na bezrobociu, bywa ciekawe. Kulturalnie wszystko, codziennie do kina, jakiś koncercik, jakieś wydarzenie kulturalne, teatr, bankiet, urodzinki. I się żyje. Czego mi potrzeba do szczęścia więcej???
Rower mam, psa mam! Jest dobrze, chujowo, ale stabilnie.
Dziś znowu wypad rowerkiem na Plac Zabaw, koncercik, jutro filmik, w ndz gra i tak na okrągło.

Czasami jak sobie zorganizuję czas, to jestem zadowolona na koniec, że dobrze wykorzystałam to co mogłam.
Miłego łikendu, ciulki!
eloooo

https://www.youtube.com/watch?v=iexoDhvwGbo

czwartek, 5 września 2013

Ptica.

http://www.youtube.com/watch?v=flZZ7Sbwun0

Ptica - tak mnie nazwał jeden nowo poznany człowiek na weselu, kiedy byłam w sierpniu ze znajomym. Dodał też, że jestem - "ćmą barową". Że fruwam i lubię wolność.
Nikt i nic mnie nie zatrzyma. Trochę tak jest.
Ale za tę wolność i fruwanie muszę płacić.
Kilka dni temu, znowu miałam melancholię. Coś mnie znowu dobija i za dużo myślę, jakieś chore sny ciągle. Ale nie o tym chciałam dziś napisać.
Dziś może na temat potrzeb kobiecych i wartości albo ideii życiowych.
Głupio to brzmi, ale może spróbuję to jakoś rozszerzyć i wyjaśnić, co mi leży na sercu i  z czym ostatnio się borykam albo mówiąc wulgarnie- co mnie wkurwia.
Enjoy!

Seks.
No ja pierdole! czy doprowadzenie kobiety do orgazmu to takie trudne?!
napierdalanie jak chomiczek to takie super??!
OK. Ja też lubię, ale penetracja - panowie - penetracja, nie rzeczowo podchodzić do lizania cipki, czy cycuszek.
Nosz kurna.
Czy wy macie jakieś wyczucie czasem?
Sami chcecie, żeby was miziać, pieścić i robić dobrze lodzika, a nie potraficie nas dotykać...
Pocałunek też jest ważny. Dla mnie to chyba jedyny bodziec, żeby się podniecić.
Czemu tak mało kobiet nie mówi swoim partnerom, co je podnieca?
Później taki koleś, przekonany, że jest zajebisty w łóżku, robi to samo z inną, później z kolejną, w końcu trafia na mnie i ja mu mówię, że mi się nie podoba, a on jest rozczarowany i wkurwiony?
Hmm.
Ale to nie moja wina chyba, tylko tego, że naprawdę był słaby. I musi się z tym pogodzić. Słucham moich znajomych i tak słuchając wyobrażam sobie ich  życie seksualne. Niektóre mają ciekawe i są spełnione, mam na myśli, zadowolone i nikt nie musi poprawiać, ale inne, to aż sama mam ochotę je zadowolić, po tak kiepskich stosunkach z ich partnerami. Wydaje mi się, że to przez pornosy. Może nie sugerujmy się nimi, tylko zachowujmy w łóżku tak, jak czujemy partnera/kę i będzie bajkowo.
Z euforii od zajebistego seksu, aż się w głowie kreci.

Mieliście kiedyś taki seks, że czuliście się jak pijani, a nie byliście?

Jeśli nie, to współczuje Wam...:)

Ja lubię eksperymentować, ale i "tradycyjnie" podchodzić do sytuacji, to zależy na co mamy ochotę. Ale większość mężczyzn jest nudna w seksie fest. Najgorsze jest to, że ludzie wstydzą się swojej seksualności. Wyzwolenia.
Jak ten znajomy powiedział o mnie, że jestem wyzwolona i lubię psocić, miał chyba też na myśli, że pewnie nieźle się "pieprzę". Kto wie, nie wiem tego. To, że się śmieję, nie mam czasami zahamowań, to fakt, bo dla mnie powiedzenie "cipka" to nie jest jakiś wulgaryzm. Albo bycie pewnym, czego oczekujesz albo, co lubisz w seksie, to takie złe?
no nie wiem, ja też chcę osiągnąć orgazm jak i dać drugiej osobie, więc teraz nie owijam i mówię o tym wyraźnie. Polecam. Jak Ci się nie podobało, to powiedz, jak nie miałaś orgazmu, to nie udawaj. Po co, samą siebie okłamujesz, już chuj z nim, ale Ty jesteś ważna. Jak nie potrafisz zrobić lodzika, to powiedz, że nie umiesz, ale postarasz się dla niego, jak najlepiej. I niech tylko taki gość zacznie się śmiać z tego, to urwałabym jaja. Chodzi o zaufanie. To nie jest maszynka do robienia loda albo minetki. Musi być chemia. Pożądanie.

Kolejna sprawa.
Umoralnianie.
Nie będę hipokrytką, jeśli nie napiszę,  że sama to stosuję na moich znajomych, rodzinie. Ale ok, ja szanuję krytykę innych, to i moją też proszę poszanować. Jak coś mi się nie podoba, to mam chyba do tego prawo? Prawda?!!
Każdy ma jakieś swoje przyzwyczajenia albo wyniesione z domu albo nabyte przez sytuacje w których się znaleźliśmy. Ale więcej tolerancji. Ja nie będę robiła tego jak Zosia, bo ona uważa, że jej sposób jest najlepszy, a mój nie. Niech spróbuje mojego. Styl ubierania, jak mam ochotę na dres, to wkładam, nikomu się nie musi podobać, mnie też nie musi się podobać jak ktoś inny się ubiera. Nie lubię, jak ktoś się spina i ma kołek w dupie. Wywiera stres i u siebie i u mnie. Po co tak się nakręcać. Czy nie można żyć spokojnie? Po co te wyścigi szczurów?
Ja już to pierdolę. Ani matka, ani ojciec nie będą mi mówić, co i jak mam robić. Szanuję ich opinię, ale i tak zrobię co będę uważała za słuszne.
Denerwują mnie niektórzy,  że nie potrafią albo boją się wyrażać swoje opinie. A już przede wszystkim wśród bliskich. Mamie, tacie, boją się powiedzieć, co myślą. Zastraszeni, jacyś. Nie pokazują prawdziwej swojej twarzy. A później się dziwią, o jej, a przecież moja córka, to taka dobra dziewczyna, jak to się stało, że bierze narkotyki od 5 lat, przecież co tydzień chodziła ze mną do kościoła. Świadectwa z paskiem, stypendium na studiach. W pracy najlepsza. A jednak, nie wytrzymała. Ma swoje używki. Pije, pali, pieprzy się z kim popadnie, a przy rodzicach jest najlepsza. Pozery jebane. Moi rodzice wiedzą jaka jestem. Ja nie nie ukrywałam swojej twarzy. Jak byłam pijana i zarzygana, matka mnie umyła i spakowała do szkoły. Ojciec wiedział, że jaram marihuanę, był zły, ale co miał zrobić? Czy wyrosłam na złego człowieka? dla niektórych, co to przeczytają pewnie tak. Ale wiecie co?
W dupie to mam:)
Pozdrawiam,

Szukaj na tym blogu