Translate

sobota, 21 września 2013

Lab dens.

Spokojny wieczór się zapowiadał.
Pranie, sprzątanie, gotowanie. Leginsy w kwiatki, tiszert o trzy rozmiary za duży (któregoś kolegi, który albo mi podarował albo zostawił u mnie kiedyś). Mam ich od cholery. Od skarpet, majtek, po tiszerty, bluzy i spodenki. Bardzo lubię w nich chodzić, co wkurza moją siostrę i nazywa mnie fleją i bejem. Ale w własnym mieszkaniu nikt mnie nie widzi, mogę się ubierać, w co mi się podoba.
No więc, tak mijał mi dzień. Po etacie gospodyni domowej, przystąpiłam do czytania książki.
Nic specjalnego się nie działo, zwykły dzień z codziennymi obowiązkami.
Niby piątek, ale co z tego, jakoś nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, co było dziwne i dla moich znajomych i dla rodziny.
-"Piątek, a Ty w domu?
Damn. Coś z Tobą nie tak, pewnie jutro nadrobisz, w sobotę popłyniesz. "
Wcale,  nieee.
Tydzień temu byłam na balandze, tak mi do dało w kość, że stwierdziłam, że szkoda mi czasu na te imprezy. Tam się kurwa, nic nie dzieje. Nuda, a trzeba się najabać, żeby znieść tych ludzi, móc z nimi gadać i tańczyć.
Po co mi to. Wolę jednak towarzystwo, które wpływa na mnie pozytywnie i dzięki nim chce się rozwijać.
Te ciągle puste najebki, na Zeusa!
Dość tego.
Ćwiczę asertywność i zaczynam selekcję znajomości.
W sumie, to większość osób od wódeczki i imprezki, a niewielka garstka od "rozmów inteligentnych", co nie oznacza, że tamci są głupi, tylko jakby to nazwać, hmmm,  z nimi na poważne tematy nie rozmawiam.
A szkoda, bo kto wie, może nasze relacje zmieniły by trochę okładkę.

Koniec.

Co działo się dalej, w tym tak normalnym dniu.
Moja siostra zakomunikowała mi, że będziemy miały gości. Starsze towarzystwo, ludzie po 40!
Ok. ja to lubię dużo starszych ode mnie, bo z nimi jest inny dialog i jakoś tak przyjemniej.
Mówię, dobrze, niech wpadają. Ja - jak coś będę u siebie w pokoju. Nie będę z Wami siedzieć.
I tak zrobiłam, zaczęłam czytać w łóżku i usnęłam. Godzina 22. Ja - śpię. Piątek. A nawet wstałam o 13:00, więc byłam wypoczęta.
Niby...

Obudziłam się o 24:00. Głośne rozmowy z pokoju obok, jednak nie dały mi spać.
Zeszłam z łóżka, poszłam do kuchni, zajrzałam do pokoju, przywitałam się z gośćmi w półprzytomna i wróciłam do siebie. Jednak oni bardzo chcieli i prosili, żebym z nimi posiedziała i piła alkohol.
Nie miałam za specjalnie ochoty na "picie", ale skorzystałam z propozycji i bardzo subtelnie popijałam drinki.

Towarzystwo mieszane. Połowa to homoseksualiści. Ale byli przeuroczymi ludźmi. Kochani. Tak się złożyło, że zostałam do końca, a moja siostra nie wytrzymała i poszła spać wcześniej. Gadki szmatki, zachwyceni mną, mimo, że podkreślali, że są w szoku, że mam 26 lat, a wyglądam jak siusiara.
Zachwyceni moimi włosami, że zdrowe, że ładna jestem i urocza, ple ple, pleeee

Dzięki, dzięki!
aj noł, ajm soł prity, etece etcec.
Był tam nasz znajomy Żyd - gej. Nie lubi określenia pedał. Nienawidzi tego.
Wszyscy się upili, ja nie za specjalnie i wymyślili sobie, że pójdziemy do klubu gejowskiego.
Oczywiście namawiają mnie, ja mówię, że nie, nie mam kasy, po co, na co...
Jednak chłopak mojej sis, mówił mi: "idź, masz tu hajs na taksę, baw się dobrze"
No i pojechałam z nimi.
Była godzina 3.
Mój znajomy (Żyd) wziął mnie za rękę i mówił wszystkim, że jestem jego siostrą, na co jeden ich znajomy z klubu z tekstem do mnie: " jesteś jego siostrą? hę? chociaż Ty mogłaś urodzić się brzydka, już Cię nie lubię"
Buhaha
Ale i tak później tańczył ze mną i jednak nie mógł mnie nie lubić.
Na sali, pełno homo, tańczą labdens, całują się (zaznaczę, że w tym klubie byłam drugi raz w życiu, pierwszy w swoje 21 ur, było wtedy cudnie) na trzeźwo jednak to nie to samo, od razu zaczęłam upijać się piwem i zaczynałam pląsać w muzyce typu radio eska.
Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, ale po każdym łyku piwa, coraz bardziej się wyginały. Jak pajacyk. Coś w tym stylu.
Obserwowałam towarzystwo. Było dużo ładnych chłopców, obleśnych mężczyzn i trochę transów.
Największą uwagę chyba transiki zwrócili moją uwagę.
Jednak byli tak nieestetyczni, że mimo, że nie chciałam na nich patrzeć, to oczy same na nie spoglądały.
Obcisłe mini, długie sztuczne włosy, doczepiane rzęsy, brwi -kreski i te usta. Były najgorsze. Fuu
ten kształt, błyszczyk, jakby chciały obciągać, obciągać, albo były po obciąganiu i delektowały się sokami z fiutów.
Zerkali na mnie,
z nienawiścią trochę,
czy to moja wina, że jestem kobietą?
sorry.
Tańcząc ocierały się o mnie różne osoby, o dziwo, większość było gejów niż lesbijek. A jak już były jakieś kobiety, to laski hetero, które przyszły potańczyć ze swoimi homo kolegami.
Podszedł do mnie koleś z tekstem:" sorry, jestem pijany, ale bardzo mi się spodobałaś"
- jesteś gejem?
-"nie BI"
- nie ma mężczyzn BI!! co Ty pierdolisz.
- "jak to nie ma? rucham też laski. Mam na Ciebie chęć, ale i Twojego kolegę, też bym przeleciał"
- no i kurwa wszystko jasne, pedale zajabany, dziwko TY!
Chcesz coś sobie kurwa udowodnić, myślisz, że będziesz ruchał i tu i tu.
Spierdalaj ode mnie!
Zdisowałam go i wysłałam do piekła.
Podszedł drugi:" masz najlepszą grzywkę ze wszystkich dziewczyn w tym klubie"
- dzięki.
Z tyłu jakiś karzeł za mną tańczy i pyta, czy może ze mną, po czym ja, że ja nie lubię i jak chce, może tańczyć z nami, ale ja nie chcę  z nim. Nie dawała za wygraną i ocierał się bezczelnie, aż w końcu przyczepił się mojego znajomego.

Co było najgorsze w tym klubie?
To to, że jebało bąkiem, pierdem, czy innym gównem.
Pękają im zawory -  w pizdu. To było obleśne.
Ja naprawdę ich lubię i nie tępię ich.
Ale ten smród, był tak obrzydliwy, że nawet osobie najebanej nie jest to jednak obojętne.

Dość tego, zrobiło mi się niedobrze.

Dobranoc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu