Translate

czwartek, 31 października 2013

XX

Leżę w domu chora. Już od poniedziałku źle się czułam. A co tu się dziwić. Większość prycha kicha na Ciebie i w końcu mnie dopadło.

czuję się fatalnie. Mam anginę i chore zatoki. Antybiotyk, kołdra i leżenie w taką ładną pogodę w łóżkuu...

właśnie teraz, jak jest długi weekend, pełno ciekawych imprez i spotkań ze znajomymi.
Wrrr.
Cóż, boku sobie nie wyrwę, a chora nie będę nigdzie wychodzić, bo wyląduję w szpitalu, jak trzy lata temu, na zatoki.
nawet nie mam siły pisać, bo mi słabo, więc mój post już skończę i wrócę do łóżka.

jak wyzdrowieje, to napiszę coś ciekawszego i dłuższego.

Pozdrawiam,

poniedziałek, 14 października 2013

ayin ha’ra




Czasami jest tak, że nie potrafimy zahamować swoich popędów. Staramy się z całej siły. Zaciskamy zęby, walczymy ze sobą, a jednak puszcza mimo wszystko.
I mi też puściło. Nie mogłam się powstrzymać.
Nasze spojrzenia spotkały się od pierwszego momentu. To jakby rozmowa oczu. Tak czułam, jestem przekonana, że on też. Uwodził mnie wzrokiem, a ja odwzajemniałam. Moje oczy odzwierciedlają moją duszę. Wszystko w nich można ujrzeć.
Przyjemniejszego uczucia niż to ostatnie nie zdarzyło mi się dawno. Samo spojrzenie. Piękne, tajemnicze, dogłębne, bez reguł, zasad. Czarno na białym. Daliśmy sobie do zrozumienia, że nie można takich chwil stracić i spotykaliśmy się codziennie o tej samej porze dnia. Cudowne, bo nic do siebie nie powiedzieliśmy. Nic, kompletnie. Tylko to spojrzenie. Jeden dzień, drugi.
W końcu nie wytrzymał i odezwał się. Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy rozmawiać. Jego głos. Podniecał mnie, działał na mnie paraliżująco.  Z jego spojrzeniem komponował się tak idealnie, że przenosiłam sie do jakiejś utopi w której byliśmy tylko my.
Z kolejnym dniem rozmawialiśmy coraz więcej i witaliśmy się uśmiechami jeszcze nie widząc się.
Budziłam się tylko z jedną myślą - spotkać go dziś, usłyszeć jego głos i niech na mnie spojrzy tak, jak za każdym razem, a nawet lepiej.
I tak właśnie było.
Aż pewnego dnia, jego głos był dziwny, uszkodzony, jak sprzęt grający, nie wydobywał tego, co wcześniej, przerywał i zmieniał ton. Mimo wszystko, nadal był tak ciekawy i podniecający, że nie odstraszał mnie, a wręcz intrygował.
Zapytałam, co się stało. Stracił głos.
Zapalenie krtani.
Ale jego oczy nie zachorowały.
Powinien leżeć w domu, zdrowieć, ale on tego nie zrobił. Przychodził, żeby mnie zobaczyć.
Zażartował, że nie ma kto się nim opiekować. To był jasny przekaz. Chciał mnie, chciał mnie posiąść, widziałam, że mnie pragnie i już nie może wytrzymać, żeby nie zasugerować już czegoś konkretnego. Dość tego romantyzmu.
Pragnę Cię, chcę żebyś leżała ze mną. Nie musimy nic mówić, przecież wiesz, że nie musimy.
Chcę poczuć tylko Twoje ciepło. Chcę żebyś patrzyła na mnie swoim obłędem w oczach, a jednocześnie przestraszoną dziewczynką.
Ja też tego pragnę, nawet nie wiesz jak.
Ale wiem, że masz żonę, więc pozostaje mi tylko zakochiwać się platonicznie. I marzyć o Tobie, leżąc samej w łóżku.
Szkoda, że to musiało nas spotkać. Widocznie nauczy mnie to pokory, że nie można mieć w tym przypadku wszystkiego, mimo tego, że się kogoś pragnie tak bardzo, jak my siebie.

środa, 9 października 2013

Wahadło.

Czasami tak się zastanawiam do jakiej grupy przypisać niektóre osobowości. I nagle muszę zamilknąć, bo to byłoby zbyt obraźliwe.
Jak można być tak ograniczonym, tępym i zmanierowanym?
Niektórzy myślą, że jak mają lepsze szpilki, płaszcz, czy wydaje im się, że stoją po tej lepszej stronie "życia" to są ponad innymi i lepsi w pewien sposób.

A to jednak, qurwa nie tak! gówno prawda

Zauważyłam pewną analogię. W pewnych grupach społecznych jesteśmy traktowani tak, jak jesteśmy ubrani, pisząc dosłownie i to na jakim miejscu siedzimy. BO przecież punkt widzenia, leży od miejsca siedzenia. I to trafne powiedzonko.

Czemu to takie smutne? czemu ja jestem aż tak sflustrowana?

Ja wiem dlaczego, bo mnie to wszystko wqurwiaaaa!

Za dużo widzę, za wiele chciałabym zmieniać i za dużo osób działa mi na nerwy.
Na flustracje, najlepsze są zmiany, jak rzekł moj znajomy.
W takim  razie, ja muszę zmienić całe swoje życie.
Mnie coraz bardziej wszystko irytuje.
Nie lubie ludzi.
Zaciskam zęby, uśmiecham się przez łzy.
Udaję radość.
po co ja to do diaska robię?
po co?
nie kocham siebie, nie kocham nikogo.
czuję pustkę.

Pewne grupy ludzi nie chcą zmieniać swojego położenia. Wygodnie im tak, jak jest. Ja walczę z tym, nie chcę tak.
Krzyczę: "NIE CHCĘ TAK ŻYĆ!"
- to nie żyj. Szepnie kilka osób. Przecież zmieniaj to swoje życie.
Łatwo qurwa powiedzieć.

I patrzę sobie na wszystko, co mnie otacza. Na zmieniajacy sie świat, na ludzi, którzy jednak się nie zmieniają, a marnują swoje walory i predyspozycje tam, gdzie nie powinni.
I ja też podążam z nimi, tylko ja o tym wiem, a oni nie zdają sobie sprawy. Albo i zdają, ale tłumaczą to sobie, że tak właśnie ma to wszystko wyglądać, dla uspokojenia swojego sumienia...
To ja nie wierzę w siebie! a jak nazwać ich?

Kim są Ci ludzie?
Kim jestem ja?

Nie okiełznam tego jednak.
Ja nie poradzę sobie.
To zbyt trudne. Nie mam siły. Ile mam jeszcze walczyć?
Dostaję szału!
Krew mi pulsuje coraz szybciej, oddech mam ciężki, pocą mi się dłonie i pachy.
Mam gonitwę myśli i mam ochotę komuś przypierdolić.
Może wtedy mi ulży.

Mam dość udawania, dość ludzi, dość wszystkiego.
Szybciej popełnię samobójstwo niż ogarnę siebie i myśli. A na pewno nie uzyskam spokoju ducha.
Nawet po śmierci.

Amen.


piątek, 4 października 2013

Shalom. Jażydówka

Zaczynam nowy etap. Obchodzę urodziny. Nie wiem jak inni, ale ja lubię obchodzić to święto. W końcu mama moja najukochańsza dała mi życie.
Wtedy wszyscy są dla mnie mili, życzenia, upominki, traktują jakby lepiej. Poza tym, sama czuję się jakoś wyjątkowo. Czas biegnie nie ubłagalnie. Pamiętam jak obchodziłam 16 urodziny, 20. A teraz 26...
Zaczynam już siwieć. Mam siwe włosy.
Losie.
Myślałam, że to mnie nie spotka, a jednak. Ze stresu chyba przez ostatni okres, który przechodziłam, zaczęły się pojawiać. Zaczynam wpadać w jakieś paranoje. Codziennie smaruję się kremem pod oczy, nie chce mieć zmarszczek. Jeden na koloryt, drugi nawilża skórę pod okiem. Żeby nie była wysuszona, bo z wysuszenia ponoć się marszczy i zmarchy się pojawiają,
Fuck.
To choreee.
Przecież jestem młoda, a zaczynam się bać starości. Przerażają mnie te etapy. Nie chcę się widzieć, jak moja skóra wiotczeje, jak siwieje...
NIE CHCĘ!!!
Nie chcę się smarować tymi pierdami. Ale nie mam wyjścia. Uroda przemija, a co zostaje????
Zmarchy i siwe włosy.
Jak obserwuję kobiety wokół mnie, niektóre nie mają takich zmartwień, jak ja.
Są otyłe, zmarchy, siwe włosy, zaniedbane i mają to w nosie.
Może to tylko ja jestem jakoś przewrażliwiona na tym punkcie. Np. tłuste włosy. Nie raz widziałam, jak kobiety paradują zadowolone i nie mają z tym problemu albo z nie ogolonymi nogami. Wąsy mają - bardzo ładne hehehe
Zdarza się, że czuję pot. Fuja.
Pot?
Kurde, to już przegięcie...

Nie wyprawiam urodzin, więc w tym roku będzie inaczej. Robiłam domówki, były zacne, przynajmniej tak znajomi twierdzili. A w tym roku nic.
Nie chce mi się.
Zrobię trzydziestę, pełną parą, jak dożyję of kors. Idę na koncert Mikromusic.
Zabiera mnie znajoma, zrobiła mi prezent. Jest najlepszy chyba, jaki dostałam. Dziękuję.
A teraz idę spać, bo rano przechodzę metamorfozę - to też prezent. Ciekawe co mi zrobią na głowie.
Pozdrawiam,
M.

Szukaj na tym blogu