Translate

wtorek, 18 czerwca 2013

Marion Delorme.

OK, już się uspokoiłam.



Wczoraj spotkałam się z kolegą, trochę mi natłukł oliwy do głowy, wyjaśnił pewne spawy dość ważne, nie tylko dla mnie, ale dla człowieka. Już inaczej na to patrzę.
Moje życie się zmienia szybciej niż jestem w stanie to ogarnąć. Ale  z moim ADHD poniekąd stwierdzonym przez specjalistów, powinnam ogarniać taki tryb, to coś dla mnie.
Ja nie potrafię ogarniać na spokojnie, ja muszę mieć zapierdol, młyn, kopniaka w dupę. Wtedy automatycznie się ogarniam jak strzała.
W sumie to mój ostatni tydzień w tej pracy. Od piątku mam urlop i lecę do Paryża. A jak już wrócę, to nie będzie niczego. heh. Trochę mnie to bawi. Bawi mnie moje życie. Ludzi których spotykam. Mam wrażenie, że jestem z innego świata.
Ogólnie to już mniej osób mnie wkurwia i sytuacji. Chyba leki zaczynają działać. Mam wyjebane. Nic nie muszę. Siedzę w tej pracy, już na totalnym luzie. Bo co tu robić? Jak tu nie ma nic do pracy...
Marazm.
Siedzenie, siedzenie, klikanie w internecie. Co prawda teraz szukam sobie pracy, pisze bloga, klikam na GM. Uczę się angielskiego.
Takie moje zajęcie. Jakiś tel odebrałam, jakiegoś e-mail napisałam, pocztę otworzyłam i tyle.
Nie no, to praca lekka, ale czy ja kurwa chcę takiej pracy? chyba nie. Chcę coś robić, a nie udawać.
Ja jebe.

Piszę sobie właśnie z koleżanką na gmailu i tak jakoś zeszło na relacje damsko - męskie.
No i do czego doszłyśmy? a to do tego, że większość panów, chciałaby mieć skromne, grzeczne dziewczynki, które mało co się odzywają, a jak już to do lodzika. I budzą ich rano pod kołderką pysznym lodzikiem. W stylu: - "chapaj dzidę świnio ;P"
Ten tekst mnie tak rozjebał, że do tej pory się śmieje. Losie. heheh
Niestety to fakty.

I tak nas ciągle zastanawia, dlaczego oni tak zwyczajnie pierdolą. Niby chcą silnej zdolnej, inteligentnej kobiety, a w większości wybierają puste laski, tipsiary, co są prostolinijne bez żadnych wyższych celów i zainteresowań. A te super, laski są singielkami.
O co tu kurwa chodzi?
to ponoć kobiety są skomplikowane, ale ja ciągle uważam, że to w inną stronę idzie...

https://www.youtube.com/watch?v=A93Uk9yjzhY




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Prokrastynacja.

Dzień dobry - Prokrastynacjo!

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=FCuCXoZgNe4#!

jesteś ze mną każdego dnia.
Kto wie, jak długo jeszcze ze mną zostaniesz. Jak na razie, przez Ciebie jestem nie zdolna do niczego.



Ja pierdolę! chce mi się krzyczeć. Jak na razie, wszystko jest do dupy. KUrwa!
Właśnie się dowiedziałam, że mój szef nie przedłuża ze mną umowy. Od lipca jestem bezrobotna.
Noo. pięknie, będę mogła spokojnie chodzić na terapię. Albo nie, oddam się dobrowolnie na Sobieskiego tam przynajmniej będę miała zapewnione spanie i jedzenie.
Lepiej być nie może. Zawaliłam studia, teraz nie mam pracy, leczę się na depresję. Co mnie kurwa jeszcze spotka. Zamiast być lepiej, to jest coraz gorzej. Tracę wszystko po kolei...
Tak, będę się użalać, mam dziś taki dzień.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=rnO1OYQa200#at=114

Jestem totalnym gamoniem, matołem, który jak widać nie nadaje się do niczego.
Ja muszę się z tego wyleczyć, bo nie wiem, jak ja skończę.
Skoczę z mostu!



Wprawdzie, wysłałam CV do takiej babki do Agencji Reklamowej z informacją, że od lipca nie mam pracy, żeby pomogła, do znajomego, który chciał mnie wkręcić też do Agencji Eventowej, ale to wszystko nie pewne.
Nosz kur!
Od początku roku moje życie wiruje, zmiana pracy, zawaliłam studia, wycieczki do Paryża, rozstanie z miłością, wstrząśnienie mózgu, depresja, teraz strata pracy i faszerowanie się antydepresantami. Co mnie jeszcze spotka? Ile będę tak wirować...
Niee, niee, ja w to nie wierzę!!!
Niby liczyłam się z tym, że może mi nie przedłużyć, ale myślałam, że to raczej niemożliwe. A jednak się przeliczyłam i chuj.
Co teraz?
czekać na pracę nie będę- szukam, działam. Ale znowu mnie strach ogarnia i lęk.



Marta, tylko spokojnie. Wszystko się przecież ułoży. Przecież sobie poradzisz. Zawsze sobie dawałaś radę. Masz teraz słabszy okres. Ale to minie, poukładasz sobie wszystko.
Jesteś dzielna, wiesz o tym. Dobra, dość tego pierdolenia.
Jak nie ta, to inna. Może to znak, że powinnam coś zmienić. Ale tak myślałam w styczniu, że będzie lepiej. Widocznie, to nie to. W sumie, ja się nie nadaję do pracy biurowej. Ale mimo tego, miałam tu swój ciepły kurwidołek, zagrzany, pewny. Do dziś.



Muszę się uspokoić. Muszę odpocząć. Zniknąć na kilka dni. Przemyśleć wszystko i podjąć jakieś kroki. 1 lipca mam wizytę u psychiatry. Niby mam mieć tę terapię, ale nie informuje mnie coś.
Zapytam go, jak się pojawię u niego. Jak mnie zapyta, jak się czuję, powiem, że straciłam pracę i jest coraz lepiej.



Odciąć się trzeba, zmienię numer, żeby trochę się wyciszyć i żeby nikt mi nie przeszkadzał w tym odpoczynku. Nie katował telefonami, tym gdzie jestem itepe.
A było tak miło w ten week. Cały czas na rowerze, spotkania ze znajomymi do rana nad Wisłą. Przyjemnie, a tu taka niespodzianka w poniedziałek.
Nie ukrywam, że jest mi smutno trochę. I myślę o tym.


Uspokoiłam się już. OK. Już mi lepiej.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=93ASUImTedo#!

Muszę posłuchać muzyki, ona mnie relaksuje jakoś.
Na razie.



czwartek, 13 czerwca 2013

Get free.

https://www.youtube.com/watch?v=ytIfSuy_mOA



Aaa.
Jak mi dobrze.
Wczoraj od godz. 18 do godz. 24 jeździłam na rowerze. Wyjechałam z Gocławia na Ursynów, potem do centrum i na Powiśle, tam odpoczynek w gronie znajomych i ze znajomym na Białołękę. Oj, zrobiłam mimo wszystko kilka km.
Dzisiaj rano jak się obudziłam, to czułam się jak osa hehe.
Spędziłam bardzo miło popołudnie. Przypadkiem spotkałam kilku znajomych, nieznajomych, a później okazało się, że doszedł nasz wspólny kolega, który był nieco zaskoczony, że ja tam siedzę i z tego powodu, jego znajoma zrobiła sobie ze mną zdjęcie.
Czuję wolność, jadąc rowerem. Wiatr we włosach. Cudowne uczucie.
Wyzwolenie.



Było ciepło, przyjemnie, alejki oświetlone wzdłuż Wisły. Wstąpiliśmy jeszcze na chwilę pooglądać fontanny.
Kurde, noo, to było beztroskie. Mogę spokojnie napisać, że było mi dobrze i byłam zadowolona.



A dziś jak sobie jechałam do pracy, to sobie myślałam o tym, jakby to było, gdyby mnie nie było. Czy ktoś zauważyłby, że mnie nie ma , że zniknęłam albo umarłam, nie wiem. Czy komuś tak naprawdę zrobiłoby się smutno, czy ktoś tęskniłby za mną albo wspominał mnie dobrze.
Ciekawe, jakby wtedy mnie postrzegali, jakby mówili o mnie. Hmm
Od dawna mnie to zastanawia.
Mam ochotę zniknąć na jakiś czas, odpocząć od ludzi i tego wszystkiego. Przeprowadzić się, zmienić nr tel, nie wracać na FB, tak ulotnić się na jakiś czas i poznać siebie., Co mam w sobie.
Chcę mieszkać sama. Może to nastąpi już niedługo. Rozmawiałam z sis, więc pewnie wakacje. Mój brat się wprowadza na moje miejsce. Więc spokojnie mogę ich opuścić bez wyrzutów sumienia. Zabiorę psa, żebym nie była taka samotna, bo ja bez tego psa żyć nie mogę. To miłość bezwarunkowa, Ona mnie kocha miłością prawdziwą. Po co mi jakiś mężczyzna - ja już wybrałam. Mam psa. jest wdzięczna, że ją tulę, miziam, daję jej jeść i spaceruję.
To lekarstwo na zło tego świata.
Czuję się niekochana.
Samotna (mam psa) ale wśród tłumu.
Jestem niedopieszczona, samotna, niekochana,
Dziękuję i do widzenia.



wtorek, 11 czerwca 2013

Red car

Witajcie!

minął tydzień od abstynencji. Nie wiem, dlaczego to liczę, ale wydaje mi się, że minęło trochę więcej czasu, a pewnie dlatego, że ciągle ktoś, gdzieś zaprasza na alko...

W tym czasie, a raczej w ciągu tego tygodnia sporo się wydarzyło. Dla mnie, sporo... Tydzień biorę już tabletki antydepresyjne. Od czwartku uczestniczyłam w festiwalu Capoiery. Poznałam dużo nowych i ciekawych osób. Strasznie, ale to na maksa wkręconych w tę kulturę. Pokazali mi zalążek tego i bardzo mi się to spodobało. Zaczynam to trenować.
Zmieniam tryb, poza tym, sport - to dodatkowy hormon szczęścia.
Widziałam, jak Ci ludzie się cieszą, jak nawzajem się nakręcają. Jakoś tak pozytywnie na mnie wpłynęli.
W sobotę mieliśmy imprezę w klubie w temacie :"afro-brazylijską". Zabrałam tam ze sobą moją przyjaciółkę, też jej się podobało, tylko był jeden epizod, strasznie wkurzył mnie ochroniarz, ale to już nie będę o tym pisać. Hehe.



W ramach zróżnicowania sobie wieczoru, skoczyłyśmy z koleżanką do klubu obok. Tam było uraczyli nas trzema drinkami za free (ja nie piłam). Wzięłam na siebie dla Anulki, to sobie skorzystała.
Powiem tak: - impreza na trzeźwo ostatnio bardziej mi się podoba niż po alkoholu.



Mówię Wam, to co ja zobaczyłam, to istna groteska. Ludzie, którzy tam przychodzą, ich stroje, miny, zachowania, to jak się poruszają- to było na maksa żałosne. DJ, który ledwo co się mieścił za didżejką z wielkim brzuchem i gramofonami, jak dla 6 latka, udawał, że coś tam robi i włączał muzykę z radia.
Losie...            
                                                   


Z wrażenia to sobie na jego tle zdjęcie zrobiłam, żeby zapamiętać ten żałosny widok. Poza tym, laski tańczyły na barze, ale tak paskudne, że nie dało się na nie patrzeć, ale oczywiście, panowie już zrobieni po alkoholu patrzyli, jak na mięsooo. Fuja.
Cóż.
To właśnie robi z nas alkohol. Jak chcesz zobaczyć siebie na imprezie, przyjdź raz trzeźwy, to będziesz pił mniej od razu mniej albo w ogóle. Hehe.
Jak ja się tak zachowywałam, to jest mi na maksa wstyd.
Najlepsi byli też panowie, co stali przy barze, w koszulach Ralpfa Laurena, pili najlepsze drinki, tańczyli do tej beznadziejnej muzyki i walili ręką w stół. Naprawdę, świetna zabawa przy barze.
Jak już się upili dobrze, to poszli na parkiet wyrywać te wszystkie ślicznotki, które w dzień są pasztetami.
Ale to nie były tylko moje spostrzeżenia trzeźwej osoby, moja Ania, była po kilku drinkach i również była załamana i płakała ze mną ze śmiechu.
Nudzić się nie nudziłyśmy.
Po tym klubie, wróciłyśmy do naszego. Tam zostaliśmy do 3 i do domu.
Wracałam nocnym, który był tak rozśpiewany, jak wycieczka szkolna. Przyłączałam się czasami, jak znałam tekst.
Nie picie, a bycie z pijanymi się udziela.




A w niedziele zakończenie festiwalu i uczta wieczorna. Tylko ja byłam spoza grupy, reszta to Ci to trenują i trenerzy. Każdy miał coś przynieść do jedzenia. Były specjalne dania brazylijskie, muzyka, instrumenty, a  na koniec film.
Było, przyjemnie, miło i czułam się jak ze starymi znajomymi. Naprawdę potrafią wprowadzić miłą atmosferę.
Kończę, bo mi się spać chcę.
Pozdrawiam,

poniedziałek, 3 czerwca 2013

De Profundis.





Ostatnio moja znajoma podczas odwiedzin wspomniała o moim blogu, że coś nie mam weny i piszę jakieś posty mało interesujące.
Pewnie ma rację, bo wrzucam albo same obrazki albo obrazki i muzykę ze skromnym komentarzem.
Rzeczywiście, nie mam weny.
Kompletnie.
Pustka.
Chciałoby się coś napisać, jakieś przemyślenia, spostrzeżenia. A to nie jest takie do końca proste.
Ooo. Co mogę wam napisać, to ostatnie relacje wydarzeń z tygodnia.
Mianowicie. W ubiegły poniedziałek odwiedziłam psychiatrę. Czekałam na tę wizytę pół roku. I w końcu doczekałam się.
Weszłam spóźniona, mokra, roztrzęsiona. A tam czekał na mnie wyluzowany Pan z uśmiechniętą twarzą. Gabinet przytulny. Prosił, żebym wybrała sobie miejsce, gdzie będę się dobrze czuła. Wybrałam fotel, a była też kanapa. Skórzane, białe kanapy, a ja cała mokra. Heh.
No nic.
I zaczął się wywiad środowiskowy.
Pytania w stylu: " co mogę dla pani zrobić, jaki jest problem, co się dziej, jakie relacje z rodzicami, z rodzeństwem, studia, praca etc etc."
Odpowiadałam po czym zaczął klikać w klawiaturę mówiąc: "Ma Pani depresję, wypisuję tabletki, a od lipca terapia miesięczna, codziennie po 5 h. I najlepiej, gdyby Pani przez ten czas, wzięła zwolnienie z pracy na miesiąc, to dla Pani dobra".
Zakaz picia alkoholu, używek.
W porządku. Może rzeczywiście wyjdzie mi to na zdrowie.
Powiedziałam znajomym o tym. Tak jak myślałam, ludzie różnie zareagowali. Niektórzy w ten sposób, że było mi przykro. Oczywiście, jak się dowiedzieli, że będę brała tabletki, to zaczęli swoje umoralnianie.
Ale co mnie to kurwa obchodzi?
Nic o mnie nie wiedzą, prawdziwych przyjaciół mogę na palcach wyliczyć, którzy tak naprawdę interesują się mną, martwią i chcą "dla mnie dobrze".
A reszta to ekipa do imprezy. A teraz się to skończy do cholery i ciekawa jestem, kto będzie chciał się ze mną spotykać. Przecież nie będzie piwka nad Wisłą, wódeczki w klubie, papierosków  i innych. Teraz się wszystko wyjaśni.
Mam to w dupie. Duszą towarzystwa to ja jestem. Zobaczymy, czy teraz nią będę bez tego wszystkiego.
Teraz zrobię sobie selekcję znajomych. Już i tak większość mnie męczy. Nie chce mi się gadać. Serio.
Opowiadać.
Przez ten cały czas, chyba z trzy osoby znały mnie też nie tylko od strony "wesołej Martusi, wariatki"
Jak tylko powiedziałam, że mam depresję i nie czuję się ostatnio zbyt dobrze. To od razu zmieniają temat, nikt nie chce słuchać moich zmartwień. A ja kurwa przez tyle czasu w nocy o północy byłam dla każdego.
A w dupie z takimi znajomymi.
Dobrze, jak im dobrze i jak ja się śmieje, jak jestem smutna to po cholerę mają ze mną rozmawiać.
Żeby sobie dzień zmarnować? Tak. Na pewno tak jest.
Doradzają, bo wiedzą najlepiej wszyscy.
A nikt tak naprawdę nie zna problemu i nawet nie chce mi się mówić.
Obiecałam sobie, że od tego będę miała terapię, psychologa.
On mnie wysłucha. Nie mam zamiaru zawracać swoją osobą komuś głowę.
Są od tego specjaliści.
Poza tym, teraz będę myślała tylko i wyłącznie o sobie. Tak mi powiedział pan doktor. Pakowałam się w jakieś toksyczne związku - siebie stawiałam na końcu, imprezowałam - siebie stawiałam na końcu, wysłuchiwałam innych -siebie stawiałam na końcu...
Teraz moi drodzy- to ja jestem na podium!
A to wy będziecie na końcu. Samym końcu. Nie zauważę was. Tak, możecie się na mnie obrażać.
Czy wam się to podoba czy nie.
Koniec tego, koniec.



Wygląda to jakbym się odgrażała, ale muszę to pisać i mówić głośno, żeby to dotarło i do mnie i do was.
Aaa i ostatnio zamknęłam jeden bardzo poważny rozdział w życiu. Mój były chłopak z którym byłam długo, ostatnio pochwali mi się, że w końcu po rozstaniu 1,5 rocznym - ma dziewczynę i jest mu z nią dobrze.
Nie ukrywam, że byłam w mega szoku, wryło mnie w fotel, jak to przeczytałam.
Zapewne zdziwi was moja reakcja, ale to było dla mnie na maksa duże przeżycie. On znaczył dla mnie i znaczy dużo. Razem wiele przeszliśmy. Poza tym, zawsze mi powtarzał, że chce być tylko ze mną i że żadne inne dziewczyny go nie interesują. A ja nie chciałam wrócić z zasady do niego, choć bardzo mi na nim zależało.
W końcu mu się udało zainteresować inną. Jeden rozdział emocjonalny zamknięty, bo on bardzo, ale to bardzo wpłynął na moja psychikę i to co się ze mną teraz dzieje.
Może to znak, że wszystko zmierza ku dobremu. Kto wie.
Oby było mu jak najlepiej.
Jak na razie, odłączam się od imprezowego towarzystwa, od chłopców. Skupiam się na sobie. I na tych znajomościach, które mogą coś wnieść w moje życie. Tylko i wyłącznie.
Wczoraj spotkałam się ze znajomym, którego nie widziałam prawie rok i ta znajomość w niczym mi nie szkodzi, ani nie utrudnia życia. Wręcz przeciwnie, uczy.
Najlepsze było to we wczorajszym dniu to, to że wracając od niego, na Saskiej dosiadło się do mnie dwóch kolesi z kobietą mówiąc, że ja taka smutna jadę, to mnie rozweselą. Haha, Zapytali, dlaczego taka jestem, to ja im, że mam depresję, to ryknęli śmiechem i zaśpiewali: " Legia Warszawa!"
Przyjemnie. Hehe Rozbawili mnie, w sumie.


Dziś w pracy, z ciekawości sprawdziłam sobie swój opisowy horoskop. Brzmi tak:

"Podobno pani Waga jest najbardziej kobieca ze wszystkich znaków. To stuprocentowa Ewa. Jej główną cechą jest zrównoważenie, harmonia i delikatność uczuć. Przez całe życie budzi zainteresowanie płci odmiennej. Jej uroda, powab, melodyjny głoś i takt robią na otoczeniu duże wrażenie. W swojej podświadomości ma zakodowane, że powinna starać się podobać i wykazuje w tym kierunku dużą inicjatywę. Umiejętnie korzysta z wszelkich środków poprawiających i pielęgnujących urodę. Pani Waga pragnie być kochana i podziwiana, dąży do wygodnego i przyziemnego życia. Kiedy nie ma na to warunków, przedwcześnie więdnie kwiat jej urody, a zachowanie staje się mniej eleganckie. Jesienna konstelacja gwiazd obdarza swoje podopieczne zarówno zaletami, jak i wadami. Panie Wagi są więc pogodne, życzliwe, układne, kochające, rodzinne i towarzyskie, ale jednocześnie gadatliwe, zmienne, wścibskie oraz nadmiernie lubiące plotki i intrygi. W domu pani Wagi zawsze jest dużo kwiatów i pięknych przedmiotów. Jej kosmetyki są zwykle w dobrym gatunku i w nadmiarze. Kupuje dużo i często bez zastanowienia. Uważa, że jeśli w tej chwili dana rzecz jest jej niepotrzebna, to na pewno przyda się w przyszłości. Panie Wagi lubią książki, są muzykalne i przepadają za rozrywkami. Często są obdarzone talentami artystycznymi. Dzięki dobrze rozwiniętej intuicji odnoszą sukcesy w dziedzinie prawa i psychologii, ale najlepiej czują się w zawodach wymagających prezencji i umiejętności nawiązywania kontaktów z ludźmi. Spośród tej grupy osób wywodzi się wiele śpiewaczek, malarek, aktorek, modelek, projektantek mody, ale też i sprzedawczyń w sklepach z kosmetykami, pracownic salonów piękności, dziennikarek i działaczek społecznych."


A to tak na przyszłość, jakby ktoś z panów, chciałaby mnie poznać: 

"Jak ją pozyskać i utrzymać
Nie jest to sprawa prosta, gdyż pani Waga zwraca szczególną uwagę na takt i dobre maniery. Trzeba wiedzieć, co mówić i jak się wysławiać. Sprawy materialne są u niej na dalszym planie, przynajmniej w początkowym okresie. Nie trzeba też jej zanudzać ciągłym zapewnianiem o swoim uczuciu. Lepiej błysnąć niekonwencjonalnym dowcipem i elokwencją. Jeśli zapraszasz ją do kawiarni lub do swojego domu, wszystko musi być na odpowiednim poziomie, bo może szybko się zrazić. Utrzymanie pani Wagi przy sobie jest już znacznie łatwiejsze., gdyż nawet w przypadku niezadowolenia z partnera będzie przy nim trwać. Należy zwracać uwagę na kulturę dnia codziennego, zapewnić jej godziwe życie i pomagać w obowiązkach domowych lub zapewnić pomoc z zewnątrz.
Co zrobić, żeby cię porzuciła?
Wymaga to czasu. Jedynie prostackie zachowanie, wywoływanie sprzeczek, zwalanie na nią wszystkich obowiązków może ją zniechęcić do takiego partnera życiowego."

Miłego dnia!

Szukaj na tym blogu