Translate

piątek, 18 stycznia 2013

Quo.





Status quo - (czyt. status kwo) – w psychologii i innych naukach społecznych: stały stan rzeczy.


Większość ludzi ma tendencję do zachowywania status quo. Lęk przed zmianą i nieznanym oraz przywiązanie do dotychczasowej sytuacji i trybu życia prowadzi czasem do zaskakujących decyzji życiowych, np. żona, która trwa przy mężu alkoholiku i tyranie, bezrobotny, który żyje na granicy wegetacji, ale nie chce podjąć żadnej pracy.


Tendencja do zachowywania status quo może mieć też charakter odrzucania wszelkich nieznanych rozwiązań, pomysłów i innych innowacji.( http://pl.wikipedia.org/wiki/Status_quo_(psychologia))

Zmieniłam pracę! - już nie jestem quo.






"Cokolwiek robisz, miej pasję, aby to robić, inaczej tracisz po prostu swój czas."




Nawet sobie nie zdajecie sprawy jaką czuję ulgę. Pięć lat w jednej pracy, w której czułam się najgorzej. Wypaliłam się, już nic chyba nie mogło mnie tam uratować. Szukałam od kilku lat nowej pracy, chodziłam na rozmowy i zawsze było coś nie tak, to moja dyspozycyjność, to sio to owo. Byłam na granicy rozpaczy. Tkwiłam w jakimś marazmie, robiłam coraz więcej błędów, byłam rozdrażniona każdego dnia.

No nie wiem, jak to opisać bardziej. Wszystko mnie tam wkurwiało, za przeproszeniem. Nie mogłam słuchać już ludzi z którymi współpracowałam, oni nie mogli mnie. Było coraz gorzej. W pewnej chwili myślałam, że już zostanę tam do usranej śmierci. Przestałam wierzyć w siebie, wmawiałam sobie, że do niczego się nie nadaję, tylko tu mnie chcą. Nieprawda!


Chcę mnie wszędzie. Ta firma była jak sekta. Nie chciała mnie wypuścić, nie dawała nic w zamian, co mogłoby mnie jakoś wznieść. Ja się tam zatracałam. I dobrze o tym wiedziałam. Tylko jakoś brakowało odwagi. Straciłam pięć lat życia tam. Tak! Ja powinnam była tam pracować rok góra dwa. Nabrałam doświadczenia jakie powinnam, a resztę tego zmarnowanego czasu straciłam na nerwach, stresie i na wszystkim innym, co tłumiło mnie, prawdziwą. Obdzierali mnie ze skóry. O jej, Niepotrzebnie chyba tak się użalam. Najważniejsze, że w końcu, nabrałam odwagi, żeby przeskoczyć tę barierę, której tak kurczowo się trzymałam.


Decyzje o zmianie pracy podjęłam z dnia na dzień. To było niesamowite. Odezwałam się do znajomego poprzez e-mail, on odpisał życząc mi wszystkiego dobrego w nowym roku, dodając takie oto zdanie:" oo widzę, że nadal pracujesz w tej firmie" - z ironia. "W takim razie zmiany pracy i milionów". Od słowa do słowa. Okazało się, że kogoś potrzebuje, dał mi pracę, możliwości o dogodne wynagrodzenie. Pomyślałam, sobie: "Marta, w końcu będzie Cię na coś stać". Jakie to smutne. Może nie zdawaliście sobie sprawy jak naprawdę to wyglądało, ale to nie była BAJKA.


Zwolniłam się z dnia na dzień. Rozmawiając z przełożoną nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Czułam się jakoś "głupio". Że ja, zwalniam się. Najgorsza z najgorszych ma pracę, ktoś ją chce. Pff. Dobre mi sobie.


Zaprosiłam ją na rozmowę. Powiedziałam co i jak. Reakcja była odwrotna niż ta, której oczekiwałam. Sama mówiłam to z uśmiechem, byłam zadowolona, że mogę powiedzieć, że będę miała nowa pracę, nowe możliwości, inne godziny pracy, lepsza kasa.


Wszystko lepsze.


Najgorsze jest w tym wszystkim to, że przywiązujemy się do osób, z którymi pracujemy. Tego mi najbardziej żal, ale przecież nie umieram, maja do mnie kontakt, Mogą pisać, dzwonić, spotykać się.





Już mnie tam nie ma. Ale czy na pewno?


Teraz moje miejsce pracy wygląda zupełnie inaczej niż to, przez pięć lat. Tu pracuję z jedną osobą, tam miałam ich ok 30. Tu mam biuro wyłącznie dla siebie, tam dzieliłam je z 10 osobami (były zmiany).Tam było wszystko po kosztach, tu jest wszystko ekskluzywne. Tam miałam pracę zaplanowaną na każdą minutę, tu sama ustalam sobie harmonogram i narzucam tempo. Wcześniej korporacja, teraz firma dwuosobowa. 

Czy jestem zadowolona, czy mniej wydajna?
- wręcz przeciwnie. 
Teraz czuję, że żyję, że ktoś docenia moją pracę, że "coś" robię i robię dobrze.

Tyle lat studiowania, tyle lat bezproduktywnej pracy, jako "korpoludek", w pizdu. 

"Zacznij skupiać się na takiej edukacji, która niesie ze sobą faktycznie olbrzymie korzyści"

Mam nauczę, Wiem, że teraz nie mam czasu poświęcać jednej firmie pięciu lat, po to, żeby stać się gałganem, nie wierzyć w siebie, stracić pewność siebie. Mogłabym wymienić i wymieniać. Już nie mam ochoty.

Zaczęłam ten rok, bardzo, ale to bardzo pozytywnie. Chcę w końcu zacząć się realizować. Zmieniać świat. - wiem, że to brzmi śmiesznie. Ale mam dość tego, że ktoś ciągle mnie krytykuję bądź wyśmiewa się z moich pomysłów. Ja, teraz będę robić wszystko, żeby w końcu spełniać swe marzenia. 

Chcę żyć zgodnie ze sobą, tak jak ja chcę, a nie jak inni chcą żebym żyła. 

Ileż ja mogłam to znosić. Boże.

Szkoda mi samej siebie. 

Mam kilka pomysł na ten rok. Będę Was o nich bieżąco informować. 

Moje życie nabiera kolorów, ale to tylko dzięki mnie, samej. 

Odwagi ludzie, życzę Wam tego!

Ja ją kiedyś miałam. Straciłam, ale znowu odzyskałam. 

Pamiętajcie:

"Konsumpcja jest efektem ubocznym bycia niezależnym finansowo, ale postawieni przed wyborem, niezależni finansowo chętni by zrezygnowali z konsumpcji, aby zachować swój status."

Nie bójmy się robić tego, co naprawdę chcemy. Podróże? Jasne, zacznij podróżować, nie musisz mieć nie wiadomo ile kasy, weź odwagę ze sobą. Chcesz zmienić pracę? nie czekaj tak jak ja pięciu lat. Chcesz zmienić kierunek studiów bądź je rzucić, zrób to. Nie trać czasu na coś, co nie daje Ci satysfakcji. 


Zacznij żyć!

Uśmiechaj się do siebie i do innych ludzi, odrzuć to, co jest ci niepotrzebne, co ciągnie Cię w dół. 

Wybierz jakość, a nie ilość.

Trzymajcie kciuki za mnie i za siebie. 








2 komentarze:

  1. " Nie mogłam słuchać już ludzi z którymi współpracowałam, oni nie mogli mnie."

    Szkoda, że tak twierdzisz Marta, ci ludzie chcieli Cię słuchać ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba, wystąpiła niepotrzebna nadinterpretacja. Czasami, to było gadanie o niczym. Zamęczanie się, żeby coś powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu