Translate

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Oddech.

Od ostatniego posta minęło trochę czasu. Wiele w tym czasie się wydarzyło zdarzeń rodzinnych i prywatnych, że nie wiem od czego zacząć. Jest różnorodność. Są momenty radości, smutku, płaczu, wyciszenia, zadowolenia, ale i bezsilności.
Zacznę od terapii. Jestem już na takim etapie w terapii, że spotkania są tylko z Panią na telefon w razie jakiejkolwiek potrzeby.
W tym czasie doszło do spotkania z rodzicami. Nie było to spotkanie zaplanowane, tak jak sobie to wyobrażałam, ale była to interwencja. Ojciec zaczął pić, zostawiał niepełnosprawną mamę bez jedzenia i pomocy. Na szczęście, Pani pielęgniarka z NFZ, która przychodzi do mamy codziennie i masuje ją natychmiast zadzwoniła do nas i powiedziała, jaka jest sytuacja. Pomogła mamie w sprawach codziennych do momenty naszego przyjazdu. Nie obyło się bez opieki społecznej i interwencji z ich strony. Sprawa była bardzo poważna, wymagała natychmiastowej pomocy mamusi i porozmawiania sobie z ojcem na temat jego zachowania i tego jak on to wszystko widzi.
Ojca problemy z alkoholem są od kiedy pamiętam, a pamiętam wszystko od 3 roku życia. To, że jest alkoholikiem, to wie każdy. Tylko nie on. Oczywiście on nie widzi w tym problemu, twierdząc, że go nie ma, bo przecież może nie pić 2 miesiące, 3 albo i 6 miesięcy. Tylko on nie wie o tym, że każdy alkoholik robi sobie takie przerwy, żeby właśnie w ten sposób myśleć, że przecież ja nie mam problemu, mogę nie pić, radzę sobie. Hahahah. Dobre, aż sama się z tego uśmiałem.
Tak więc, po ciężkiej walce ze sobą i na ratunek mamie, pojechałam tam. Cały czas czułam, jak serce mi drży i jak boję się tego, co tam zastanę.
Podwieźli mnie znajomi z Ursynowa. Zbliżając się do drzwi, serce prawie mi wyskoczyło. Ojca akurat nie było ( poszedł do sąsiadki, po rosół, dla mamy, sąsiadka zaproponowała, ale naprawdę sam chciał go zjeść, bo miał kaca, po tygodniu picia), była mama sama w pokoju, ciemnym jak w grobowcu. W domu był straszny bałagan. Ojciec kompletnie nie potrafi dbać o dom i nawet najmniejsze czynności strasznie go wkurzają. Ma poczucie, że on nie powinien się tym zajmować, że to go obraża i obniża jego męską wartość.
To kolejna cecha spychająca wszystko, co związane z domem na barki kobiety. Plus wychowywanie w czasach, gdzie to kobieta zajmowała się tylko domem, a mężczyzna nie potrafił nawet umyć podłogi. Ale to też z lenistwa, które chyba najmocniej wpływa na zachowanie ojca. Wszystko jest według niego ciężkie, trudne i jak on się męczy z tym wszystkim. Najsmutniejsze jest to, że to on sam wpędza się w to wszystko, bo jak się komuś czegoś nie chce, to nikogo nie zmusisz siłą, żeby się chciało. On nie chce nic zmienić, to ja też nie potrafię na niego wpłynąć. Jest to ciężki przypadek.

Wracając do mamy. Bardzo się ucieszyła, jak mnie zobaczyła. Dzień wcześniej, w nocy robiłam dla niej różne dania, bo wiedziałam, że nie będę miała na to czasu, bo czeka mnie odkopanie się z tego brudu i syfu, który ojciec zapuścił. Nie myliłam się. Pierwsze, co zrobiłam, to nakarmiłam mamę i zaczęłam obmyślać plan od czego zacząć i jak rozłożyć sobie plan działania na kolejne dni. Mieszkanie było porośnięte pajęczynami, brudem, wilgocią, porozrzucanymi ubraniami, które nie wiadomo, czy były czyste czy brudne. Jedno jest pewne, śmierdziały i do czystych wg mnie nie należały. W moim starym pokoju zaczęłam odgruzowywać to wszystko, żeby zrobić sobie miejsce na spanie, bo łóżka były całe zagracone i nie było gdzie palca włożyć.

Mam w sobie coś takiego, że w takich sytuacjach zawsze wzruszenie szło na drugi plan, a włączało się działanie. Tak było i teraz. Zaczęłam sprzątać. Skończyłam w nocy. Przetarłam szlaki. To nie był koniec, to był początek. Spędziłam tam 4 dni, jeszcze nigdy odkąd się od nich wyprowadziłam jako 19 - latka, nie byłam nigdy aż tak długo z nimi. Dłużej po prostu nie wytrzymywałam, bo kończyło się to na awanturze z ojcem. Teraz też by tak było, ale za każdym razem walczyłam ze sobą. Ojciec - też, dało się to zauważyć.
Sąsiadka przychodziła i wspierała mnie, żebym tylko nie zrobiła awantury ojcu, żeby go nie zaczepiać, nie prowokować. Próbowałam wykrzesać z siebie dużo miłości, choć miałam ochotę wydrzeć się na niego i okładać pięściami za to, jak się zachowuje i to, że ciągle są z nim problemy, że nie mam ochoty być jego matką, przyjeżdżać, bo jest interwencja, że mam tego wszystkiego dość, żeby dał mi święty spokój i już się do mnie nie odzywał.
Niestety, tak tylko mówiłam sobie w myślach, ale te cztery dni wytrzymałam dzięki sobie, tylko i wyłącznie, że nie próbowałam mu nic na siłę udowodnić i pokazać mu jaki jest chujowy. W sumie, to też mnie męczyło, bo musiałam się z nim obchodzić jak z jajkiem, a to moja mamusia jest najważniejsza. Najgorsze było to, że ojciec do tego swojego alkoholizmu i jakby skutkami tego ma nerwicę i jest strasznie nerwowy, wszystko go drażni i na dodatek nie może w nocy spać, więc włącza sobie telewizor do rana i wstaje o 5 i budzi wszystkich. To było tak męczące, że zwracałam mu za każdym razem uwagę dopiero drugiego dnia pozwolił przespać mi całą noc, bo oczywiście od 6 włączył znowu i na pewno słyszeli nas sąsiedzi na przestrzeni 2 km. Kupiłam mu tabletki na sen, ale dziad nie chce brać regularnie. To dodatkowe zmartwienie. Myślałam, żeby dorzucać mu do kiełbasy, to wtedy może zadziała i go wyciszy.

Mama rozkwitała przy mnie. Czuła się bezpieczna i zadbana. Umyłam ją, ubrałam ładnie. Cieszyła się. Wychodziliśmy na spacer. Miałam po całym dniu tyle w sobie energii, pomimo,  że cały czas byłam na wysokich obrotach. To chyba adrenalina. Pilnowałam, żeby jadła co 3 godziny, dawałam jej dużo wody do picia, bo ona nie jest tego nauczona. Jedzenia też, nie chce, nie ma apetytu. Ojciec karmi ją tym, co sam lubi, a mama niekoniecznie to lubi, ale je, bo nie ma nic innego. Przez te jego jedzenia, ma cały czas zatwardzenia i problemy z wydalaniem. Po mojej wizycie nie miała takich problemów. Rozruszałam jej metabolizm bez łykania żadnych tabletek. Morał taki, że ja wiem, czego moja mama potrzebuje, ale nie mogę z nią być codziennie, bo fizycznie się tego nie da zrobić. Musiałbym rzucić pracę i tylko jej poświęcać czas. A tak niestety nie może być. Jedynie odwiedziny i pomoc tu i teraz.
Po czterech dniach, tuż przed wyjazdem do domu, zakończyłam cały cykl sprzątania, gotowania. Zrobiłam nawet im zapasy, ale ojciec i tak nie skorzysta z tego, bo jemu nawet ciężko ugotować kaszę, mamie.  Jest to wysiłek okropny.
Zaznaczę, że mój ojciec ma 65 lat, mama 67, ale ojciec ma się świetnie. Nie choruje, jest sprawny fizycznie. tylko gdyby mu się bardziej chciało i znalazłaby sobie jakiś cel w życiu, byłoby mu łatwiej,
Pielęgniarka powiedziała mi, że tata ma chyba depresję. Że on sobie nie radzi z tym, że mama chora i teraz na niego to spływa.
No sorry, tato. Minęły dwa lata od choroby mamy, a Ty nadal mówisz, że sobie z tym nie radzisz? A kto sobie radzi? Musimy się dostosować do sytuacji, którą mamy, a nie jeszcze bardziej utrudniać sobie życie. Bo to, że Ty sobie nie radzisz i nikomu nie mówisz, a wtedy idziesz w cug na 2 tygodnie pić i nie liczysz się, że mama potrzebuje Cię, to sorry, nie ma dla mnie na to wytłumaczenia. Tak było zanim mama zachorowała. Zawsze uciekałeś od problemów i piłeś, zostawiając mamę z tym wszystkim. Teraz to Ty masz być głową rodziny, którą zawsze podkreślałeś. Bardzo mi przykro, ale w końcu musisz stać się dojrzały, odpowiedzialny. Nie ma ucieczki. Nie ma przerzucania odpowiedzialności na kogoś innego. Sam musisz się z tym zderzyć, a ja Ci pomogę, jeśli mnie poprosisz o pomoc.

Nie wspomniałam o interwencji. Drugiego dnia mojego pobytu u rodziców, pojawiła się opieka społeczna z delegacją i ta pielęgniarka. Ta sytuacja była dla mnie upokarzajaca i słowa, które padały, były tak mocne, że łzy cisnęły mi się na oczy, ale nie rozpłakałam się. Płakałam wieczorami. Tym razem, to ja słuchałam jak ojciec dostawał opierdziel, jak przepraszał i się kajał. To ja byłam rodzicem, a ja wcale nie chcę być, to nie moja rola, tato.
Wstyd mi było, że musiałam tego słuchać, że pojawiłam się u was, powiadomiona przez instytucje, że oddadzą mamę do ośrodka, jak Ty nie zaczniesz MYŚLEĆ. Że my jako dzieci musimy się poczuwać do obowiązku opiekowania się rodzicami. Oczywiście. Wszystko się zgadza. Ja bardzo chciałam, ale za każdym razem mnie obrażasz i wyzywasz. Ciągle krytykujesz. To dzięki tej interwencji, moje cztery dni okazały się znośne, bo obiecałeś przy nich, że nie obrazisz mnie i nie będziesz się wtrącał w to co robię i jak robię. Było to dla nas wyzwanie. Widziałam jak walczyłeś, ale tak powinna wyglądać relacja z dziećmi, jeśli Ty nie będziesz się starał, nie oczekuj, że ja będę wszystko tolerować, bo nie masz prawa mnie i mojego rodzeństwa krzywdzić.
Jeśli nie będziesz z nami współpracował, to wiele na tym stracisz, a na pewno ucierpi przez Ciebie mama, która nas potrzebuje.
Trochę skakałam po wątkach, ale mimo wszystko to był bardzo mocny i intensywny dla mnie czas. Po roku udało mi się zobaczyć z moja chorą mamą, za którą strasznie tęskniłam i ona tak samo. Jednym mogło by się wydawać, że jaką jestem złą córką, jak mogłam. Ale nie Tobie jest mnie oceniać.
To jeszcze nie koniec przygód, ale już samo pisanie o tym, strasznie zmęczyło, więc też na tym zakończę.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu