Translate

piątek, 8 marca 2013

"Rajski ogród"

"Każdy powinien mieć kogoś z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny. " E.H.







"Dobroć nie może wypływać ze słabości, tylko z potęgi." Stanisław Ignacy Witkiewicz

Byłam wczoraj w psychiatryku. Hahah. Spokojnie nie ja, choć, może i też powinnam. Odwiedzałam znajomego. Najlepszego kumpla. Czasami tak bywa, że Ci najlepsi ląduje właśnie w takich miejscach.
Ja wcale nie żartuję. 
Najgorsze jest to, że on jest na maska inteligentny. Zna kilka języków, podróżuje, no kurde. Wie więcej niż Ci, co mają jakieś wysokie pozycje społeczne.
Czy coś w tym stylu.
No nic.
Nie chcę tu nikogo obrażać, w sumie musiałabym też siebie. 
I trochę mnie to wkurza, że ląduje tam, co jakiś czas. W sumie to jego trzecie wakacje tam. Powiedział mi, że do trzech razy sztuka. Ale jego choroba jest nie wyleczalna, do końca życia musi brać tabletki. A jak nie będzie ich brał, to Sobieskiego - welcome to. Ehh. 

Ja też tam nie byłam po praz pierwszy, ale mimo wszystko nie potrafię oswoić się z tym miejscem. Dwa lata temu odwiedzałam go dwa razy w tygodniu. Czasami wychodziło częściej, to zależy. Chodziłam tam na zajęcia z tańca, a po drugiej stronie, miałam F2. 


Ej, nie wiem. Ale to miejsce mnie trochę dołuje. Jak zbliżam się do tego szpitala, to jakbym przekraczała inny świat. I jak z niego wychodzę, to jadę jak obłąkana. Tam można zwariować, będąc tam przez 10 min. 
Oczywiście, mimo wszystko mój kolega wyróżnia się z pośród tych "czubków". On tam rządzi. Kurde. Oczywiście był na tym samym oddziale, w tym samym pokoju. Tylko ekipa się zmienia. 
Czekał na mnie przed wejściem, był bardzo szczęśliwy, że go odwiedziłam. Ja go nie zawodzę. 
Jestem z nim zawsze. A najbardziej jak jest z nim najgorzej. On nie ma nikogo takiego, czuję trochę odpowiedzialność za niego. 
Szliśmy tym korytarzem, tam jest gorzej niż w filmach. Serio. 
Otworzył mi drzwi do swojego oddziału i wyjścia już stamtąd nie było. 
Po jeden stronie sypialnie dla kobiet, po drugiej dla mężczyzn. Przez chwilę zerkałam na tych ludzi, hanys (tak będę nazywać mojego kumpla) powiedział, żebym usiadła sobie na "świetlicy" - (tam jest jak na koloniach. ) i czekała na niego. Zaznaczył, że jak ktoś mnie zaczepi, to "przypierdolić krzesłem, bo tu są nienormalni ludzie i nigdy z nimi nie wiadomo, co mogą mi tu zrobić" 
Także tego. 

Po raz kolejny bałam się. Siedziałam przy tym stoliku, gapiłam się w ścianę. On poszedł do pokoju po colę. Wcześniej, mijaliśmy kilka osób, zapoznał mnie z nimi. Jeden był malarzem, drugi nie wiem kim był.
Kimś na pewno.
No i siedziałam sobie.
Tam chodzą jak w kieracie.
Ciągle ktoś.
No i szedł ktoś, myślę sobie, żeby nie podszedł do mnie, ale to nie było możliwe.
Zapytał, co tu robię, do kogo przyszłam i poszedł sobie.
Miał schizofrenię.

"Nie stawiam hipotez." I.N.

Jak tylko hanys to zobaczył, to od razu do niego z mordą, że go zaraz zbije, jak tylko mnie dotknie, żeby spierdalał. Zatkało mnie, powiedziałam, że nic mi nie zrobił, że panuję nad sytuacją, na co on, że tu są same świry i z nimi nigdy nie wiadomo...
Najlepsze w tym wszystkim było to, jak powiedział, że powinnam tu z nim być, a nie on tu jest, a ja sobie spokojnie chodzę po mieście, że moja choroba nie jest zdiagnozowana, ale mam to samo, co on! I że zaraz uderzy się głową w ścianę, powie, że to ja i będę z nim tu.
To nie są żarty, ja się naprawdę bałam. I tak mnie podniósł do góry i chciał wrzucić do kosza.
Kurde.
No nic.
Mimo wszystko było spoko loko. Nawet miał wyjścia otwarte, skoczyliśmy na herbatę do pobliskiej restauracji. Bałam się, że mi ucieknie, ale odprowadziłam go i spokojnie wróciłam do domu.
To na tyle.



Dziękuję i do widzenia.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu