Translate

wtorek, 4 grudnia 2012

Yes, I Know That


Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że zawiesiłam Fejsbuka. Hę? jakieś komentarze? Jak to mówią: "nie ma fejsbunia, nie ma znajomych"- zgodzę się z tym. Ale dość o tym. Może spróbuję opowiedzieć, co wydarzyło się do tego czasu.

A więc, piątek w sumie, to był jeszcze ten dzień, gdzie oznajmiłam wszystkim, że od soboty, już będzie ze mną tylko i wyłącznie kontakt telefoniczny za pośrednictwem e-mail bądź przez bloga. Nie zapominając o realu, rzecz jasna. Poszłyśmy z koleżanką do klubu, gdzie odbywały się Andrzejki, taaak! Zrobiłyśmy sobie standardowo bifora, w jakimiś przejściu, gdzie od razu ochroniarz nas przegonił, więc schroniłyśmy się w jakiejś bramie. Tam za to, zostałyśmy zaskoczone przez dwóch młodych mężczyzn ( nawet byli całkiem przystojni!) Wpuścili nas przez bramę i zaproponowali bardzo otwarcie, że jak nie będziemy miały, co ze sobą zrobić, to zapraszają pod czwórkę. Nie ukrywam, że nie byłyśmy zaskoczone, bo takie sytuacje raz na jakiś czas nie są nam obce. Oczywiście nie skorzystałyśmy. Wypiłyśmy i rozeszłyśmy się w swoje strony. Czyli, ja z koleżanką tam gdzie, zaplanowałyśmy, a druga do swoich znajomych.

Po drodze, oczywiście musiał nas ktoś zaczepić. Na szczęście to była kobieta i to całkiem miła, ale nie Polka.

W środku - masa ludzi. Impreza z każdą minuta rozwijała się swoim tempem. Nie można było przejść, były tam jakieś urodziny, więc nagromadziło się tych ludzi jeszcze więcej. Zaczęłyśmy od kolejki po alkohol. jedno drugie, w miedzy czasie papieros i rozmowy. Bardzo poważne i szczere mimo tematycznej imprezy. Jak już poczułyśmy, że możemy tańczyć, zeszłyśmy na dół i się zaczęło.

Nie wiem, jak wy, ale ja dostaję palpitacji, jak zaczepiają mnie krogulce. Tłumaczę, krzyczę, bo muzyka jest tak głośna, że ten pajac nie słyszy tego, że ma zabrać swoją rączkę z mojego brzucha. Nosz, co za ludzie! Mężczyźni...Pożal się boże. Pff.
Byłam wyjątkowo wyczulona, moja znajoma też. Tylko się ze mnie śmiała, ale jak do niej ktoś podchodził to robiła taką minę, że zaryczałam dzikim śmiechem. Ratunkuuuuu! Nie byłam sama. hehe
Jedno, co było ciekawe, to spotkania w toalecie. Pełno kobiet, które czekały na komplementy. Ja je wyczułam, nie mogłam się powstrzymać, żeby coś powiedzieć.
Np.:
- "gdzie robiłaś sobie usta?"
- " pff, to moje naturalneeee"
- "OK, sorry. W dzisiejszym świecie, to ja już nic nie wiem, co jest naturalne, a co nie"
Jedną to nawet złapałam za piersi, tak miedzy nami, to moje najbliższe koleżanki, wiedzą, że czasami lubię, ale obcą kobietę? Musiało mnie naprawdę ponieść delikatnie. Ale ona chyba sobie sprawy nie zdawała z tego, co zrobiłam, była tak zafascynowana tym, że jej słodzę, że nie zauważyła bezczelnego macanka. ha! Ja to potrafię. Pewnie nie jeden mężczyzna mi zazdrości.
Żarcik.
Oczywiście, nie obyło się od pytania: "ile masz lat"- patrzyły na mnie, jak na dziecko z gimnazjum, tak też wyglądałam w odrastającej trwałej, jak to zauważyła jedna z imprezowiczek. Od razu uprzedzę, nie była to trwała, a wcześniejsze ślimaczki na głowie, które spowodowały loki na mej głowie.
Zauważyłam, że pełno kobiet do klubów przychodzi, nie tylko, żeby potańczyć, upić się, a może i dać dupy, za przeproszeniem, ale słuchać komplementów. I to nie tylko od mężczyzn, ale od drugiej kobiety. Jeju. jakie to straszne. Tak mało jest pewnych kobiet. Jak na nie patrzyłam, to na takie wyglądały, ale po krótkiej rozmowie...
Sorry, ale mnie nie okłamie. Sama nią jestem. Kobietą.


Tak zabalowałyśmy, że "ocknęłyśmy się" ok 5. Czas do domu. Nie ukrywam, że alkohol szumiał i to ostro. Ale to był wesoły wieczór.  Dziękuję moja piękna. Z Tobą zawsze świetnie się bawię. Ale gdzie jest moje trzysta baniek?! humm hmm.

Na drugi dzień to już nie było to samo. Spałam, spałam. Warzywko. Pah, bah. I powtarzałam: nieeechceeemiiiisiiieeee!

3 komentarze:

Szukaj na tym blogu